Nawrócenie

Dialog między mężczyzną, który niedawno nawrócił się do Chrystusa, a niewierzącym przyjacielem:
„Więc nawróciłeś się do Chrystusa?”.
„Tak”.
„W takim razie musisz dużo o nim wiedzieć. Powiedz mi, w jakim kraju się urodził?”.
„Nie wiem”.
„Ile miał lat, kiedy umarł?”.
„Nie wiem.”
„Ile książek napisał?”.
„Nie wiem.”
„Zdecydowanie wiesz bardzo mało jak na człowieka, który twierdzi, że nawrócił się do Chrystusa!”.
„Masz rację. Wstydzę się tego, jak mało o nim wiem. Ale wiem jedno: trzy lata temu byłem pijakiem. Byłem głęboko zadłużony. Moja rodzina się rozpadała. Moja żona i dzieci bały się mojego powrotu do domu każdej nocy. Ale teraz przestałem pić; nie mamy już długów; nasz dom jest teraz szczęśliwy; moje dzieci z niecierpliwością czekają na mój wieczorny powrót do domu. Wszystko to uczynił dla mnie Chrystus. I to właśnie wiem o Chrystusie!”.

Najważniejsze jest właśnie to, jak Jezus zmienia nasze życie. Musimy to mocno podkreślić: podążanie za Jezusem oznacza zmianę sposobu, w jaki postrzegamy Boga, innych, świat i samych siebie. Jest to inny sposób życia i inny sposób umierania, w porównaniu z tym, który promuje obecna opinia. To jest tajemnica „nawrócenia”.




Wychowanie sumienia według św. Franciszka Salezego

Z całą pewnością nadejście Reformacji protestanckiej postawiło na porządku dziennym problem sumienia, a dokładniej „wolności sumienia”. W liście z 1597 roku do Klemensa VIII, proboszcz Salezy ubolewał nad „tyranią”, jaką „stan Genewy” wywierał „na sumienia katolików”. Prosił Stolicę Apostolską o interwencję u króla Francji, aby Genewczycy przyznali „to, co nazywają wolnością sumienia”. Przeciwny militarnym rozwiązaniom kryzysu protestanckiego, widział w libertas conscientiae możliwą drogę wyjścia z gwałtownej konfrontacji, pod warunkiem wzajemności. Wolność sumienia, której domagała się Genewa na rzecz Reformacji, a Franciszek Salezy na rzecz katolicyzmu, miała stać się jednym z filarów nowoczesnej mentalności.

Godność osoby ludzkiej
Godność jednostki tkwi w sumieniu, a sumienie jest przede wszystkim synonimem szczerości, uczciwości, otwartości, przekonania. Ksiądz Salezy przyznawał na przykład, „aby oczyścić swoje sumienie”, że projekt Kontrowersji został mu w pewien sposób narzucony przez innych. Kiedy przedstawiał swoje argumenty na rzecz doktryny i praktyki katolickiej, dbał o to, by zaznaczyć, że czynił to „w sumieniu”. „Powiedzcie mi w sumieniu” – pytał swoich przeciwników. „Dobre sumienie” bowiem sprawia, że unika się pewnych czynów, które stawiają w sprzeczności z samym sobą.
Jednak subiektywne sumienie jednostki nie zawsze może być traktowane jako gwarant obiektywnej prawdy. Nie zawsze jest się zobowiązanym wierzyć w to, co ktoś mówi w sumieniu. „Pokażcie mi jasno – mówi do panów z Thonon – że wcale nie kłamiecie, że wcale mnie nie oszukujecie, kiedy mówicie, że w sumieniu mieliście to czy inne natchnienie”. Sumienie może paść ofiarą iluzji, dobrowolnie lub nawet nieświadomie. „Zatwardziali skąpcy nie tylko nie przyznają się do tego, ale w sumieniu nie uważają się za takich”.
Formacja sumienia jest zadaniem zasadniczym, ponieważ wolność sumienia niesie ze sobą ryzyko „czynienia dobra i zła”, ale „wybór zła nie jest używaniem, lecz nadużywaniem naszej wolności”. Jest to zadanie trudne, ponieważ sumienie czasami jawi się nam jako przeciwnik, który „zawsze walczy przeciwko nam i dla nas”: „stawia stały opór naszym złym skłonnościom”, ale czyni to „dla naszego zbawienia”. Kiedy ktoś grzeszy, „wewnętrzny wyrzut porusza się przeciwko jego sumieniu z mieczem w ręku”, ale czyni to, aby „przebić je świętą bojaźnią”.
Jednym ze sposobów ćwiczenia odpowiedzialnej wolności jest praktyka „rachunku sumienia”. Robienie rachunku sumienia jest jak naśladowanie gołębi, które patrzą na siebie „czystymi i przejrzystymi oczami”, „starannie się czyszczą i ozdabiają najlepiej, jak potrafią”. Filotea jest zaproszona do robienia tego rachunku każdego wieczoru, przed pójściem spać, pytając siebie „jak się zachowywała w różnych godzinach dnia; aby to ułatwić, pomyśli o tym, gdzie, z kim i czym się zajmowała”.
Raz w roku powinniśmy przeprowadzić dogłębny rachunek „stanu naszej duszy” przed Bogiem, bliźnim i nami samymi, nie zapominając o „rachunku uczuć naszej duszy”. Rachunek sumienia – mówi Franciszek Salezy do wizytek – doprowadzi was do zgłębienia „waszego sumienia”.
Jak ulżyć sumieniu, gdy czuje się obciążone błędem lub przewinieniem? Niektórzy czynią to w zły sposób, osądzając i oskarżając innych „o wady, którym sami ulegają”, myśląc w ten sposób o „złagodzeniu wyrzutów sumienia”. W ten sposób mnoży się ryzyko wydawania pochopnych sądów. Wręcz przeciwnie, „ci, którzy prawidłowo dbają o swoje sumienie, wcale nie podlegają pochopnym sądom”. Należy osobno rozważyć przypadek rodziców, wychowawców i osób odpowiedzialnych za dobro publiczne, ponieważ „duża część ich sumienia polega na uważnym czuwaniu nad sumieniem innych”.

Szacunek dla samego siebie
Z afirmacji godności i odpowiedzialności każdego człowieka musi narodzić się szacunek dla samego siebie. Już Sokrates i cała starożytność pogańska i chrześcijańska wskazały drogę:

Jest to powiedzenie filozofów, które jednak zostało uznane za ważne przez doktorów chrześcijańskich: „Poznaj samego siebie”, czyli poznaj doskonałość swojej duszy, aby jej nie poniżać i nie gardzić nią.

Niektóre z naszych czynów stanowią nie tylko obrazę Boga, ale także obrazę godności osoby ludzkiej i rozumu. Ich konsekwencje są godne ubolewania:

Podobieństwo i obraz Boga, które nosimy w sobie, zostaje splamione i zniekształcone, godność naszego ducha zhańbiona, a my stajemy się podobni do zwierząt bezrozumnych […], stając się niewolnikami naszych namiętności i obalając porządek rozumu.

Istnieją ekstazy i uniesienia, które wznoszą nas ponad nasz naturalny stan, i inne, które nas poniżają: „O ludzie, jak długo będziecie tak bezmyślni – pisze autor Teotyma – że będziecie deptać swoją naturalną godność, dobrowolnie schodząc i rzucając się w stan zwierząt?”.
Szacunek dla samego siebie pozwoli uniknąć dwóch przeciwnych niebezpieczeństw: pychy i pogardy dla posiadanych darów. W wieku, w którym poczucie honoru było wywyższone do maksimum, Franciszek Salezy musiał interweniować, aby potępić występki, zwłaszcza w kwestii pojedynków, które „jeżyły mu włosy na głowie”, a jeszcze bardziej bezsensowną pychę, która była ich przyczyną. „Jestem zgorszony” – pisał do żony pojedynkującego się męża – „naprawdę, nie mogę pojąć, jak można mieć tak nieokiełznaną odwagę nawet dla drobiazgów i niczego”. Walcząc w pojedynku, jest tak, jakby „stali się nawzajem swoimi katami”.
Inni natomiast nie ośmielają się uznać otrzymanych darów i w ten sposób grzeszą przeciwko obowiązkowi wdzięczności. Franciszek Salezy potępia „pewną fałszywą i głupią pokorę, która uniemożliwia odkrycie dobra, które w nich jest”. Mylą się, ponieważ „dobra, które Bóg w nas umieścił, należy szczerze uznawać, szanować i czcić”.
Pierwszym bliźnim, którego muszę szanować i kochać, zdaje się mówić biskup Genewy, jestem ja sam. Prawdziwa miłość do samego siebie i należny mu szacunek wymagają, abym dążył do doskonałości i poprawiał się, jeśli to konieczne, ale łagodnie, rozsądnie i „idąc drogą współczucia”, a nie gniewu i furii.
Istnieje bowiem miłość własna nie tylko uzasadniona, ale także dobroczynna i nakazana: „Dobrze uporządkowana miłość zaczyna się od siebie” – mówi przysłowie – i dobrze odzwierciedla myśl Franciszka Salezego, ale pod warunkiem, że nie myli się miłości własnej z egoizmem. Miłość własna jest dobra, a Filotea jest zaproszona do zastanowienia się nad tym, jak kocha samą siebie:

Czy masz dobry porządek w miłości do siebie? Bo tylko nieuporządkowana miłość do nas samych może nas zrujnować. Otóż uporządkowana miłość chce, abyśmy kochali duszę bardziej niż ciało, abyśmy starali się zdobywać cnoty bardziej niż cokolwiek innego.

Wręcz przeciwnie, egoizm jest miłością egoistyczną, „narcystyczną”, nadętą sobą, zazdrosną o własne piękno i wyłącznie zatroskaną o własny interes: „Narcyz – mówią profani – był młodzieńcem tak pogardliwym, że nie chciał ofiarować swojej miłości nikomu innemu; i w końcu, kontemplując się w czystej fontannie, został całkowicie porwany przez swoje piękno”.

„Należyty szacunek dla osób”
Jeśli szanuje się siebie, będzie się lepiej przygotowanym i skłonnym do szanowania innych. Fakt bycia „obrazem i podobieństwem Boga” ma jako konsekwencję twierdzenie, że „wszystkie istoty ludzkie cieszą się tą samą godnością”. Franciszek Salezy, choć żył w społeczeństwie naznaczonym starym reżimem, silnie nierównym, promował myśl i praktykę charakteryzującą się „należytym szacunkiem dla osób”.
Trzeba zacząć od dzieci. Matka św. Bernarda – mówi autor Filotei – kochała swoje nowo narodzone dzieci „z szacunkiem jako rzecz świętą, którą Bóg jej powierzył”. Bardzo poważny zarzut skierowany przez biskupa Genewy do pogan dotyczył ich pogardy dla życia bezbronnych istot. Szacunek dla dziecka, które ma się narodzić, wyłania się z tego fragmentu listu, napisanego zgodnie z barokową retoryką epoki, skierowanego przez Franciszka Salezego do kobiety w ciąży. Zachęca ją, wyjaśniając, że dziecko, które formuje się w jej łonie, jest nie tylko „żywym obrazem Boskiego Majestatu”, ale także obrazem jej matki. Poleca innej kobiecie:

Często ofiarujcie na wieczną chwałę waszego Stwórcy maleńką istotę, do której formowania zechciał was przyjąć jako swoją współpracownicę.

Innym aspektem należnego szacunku dla innych jest kwestia wolności. Odkrycie nowych ziem miało, jako zgubną konsekwencję, ponowne pojawienie się niewolnictwa, które przypominało praktyki starożytnych Rzymian w czasach pogaństwa. Sprzedaż istot ludzkich degradowała je do rangi zwierząt:

Pewnego dnia Marcjusz Antoniusz kupił od kupca dwóch młodzieńców; wtedy, jak to się dzieje jeszcze dziś w niektórych krajach, sprzedawano dzieci; byli ludzie, którzy je zdobywali, a potem handlowali nimi, jak to się robi z końmi w naszych krajach.

Szacunek dla innych jest nieustannie zagrożony w bardziej subtelny sposób przez obmowę i oszczerstwo. Franciszek Salezy bardzo nalega na „grzechy języka”. Rozdział Filotei, który wyraźnie traktuje o tym temacie, nosi tytuł Uczciwość w słowach i szacunek należny osobom. Zrujnowanie czyjejś reputacji to popełnienie „duchowego morderstwa”; to odebranie „życia cywilnego” temu, o kim źle się mówi. Podobnie, „ganiąc wadę”, należy starać się oszczędzać w jak największym stopniu „osobę w nią uwikłaną”.
Niektóre kategorie osób są z łatwością pogardzane. Franciszek Salezy broni godności ludzi prostych, opierając się na Ewangelii: „Święty Piotr – komentuje – był człowiekiem szorstkim, prostym, starym rybakiem, rzemieślnikiem niskiego stanu; święty Jan natomiast był dżentelmenem, łagodnym, miłym, mądrym; święty Piotr natomiast, nieukiem”. Otóż to święty Piotr został wybrany, aby prowadzić innych i być „uniwersalnym przełożonym”.
Głosi godność chorych, mówiąc, że „dusze, które są na krzyżu, są ogłoszone królowymi”. Potępiając „okrucieństwo wobec ubogich” i wywyższając „godność ubogich”, uzasadnia i precyzuje postawę, jaką należy wobec nich przyjąć, wyjaśniając „jak powinniśmy ich czcić, a zatem odwiedzać jako przedstawicieli Naszego Pana”. Nikt nie jest bezużyteczny, nikt nie jest bez znaczenia: „Nie ma na świecie przedmiotu, który nie mógłby być do czegoś użyteczny; ale trzeba umieć znaleźć jego zastosowanie i miejsce”.

Salezjańskie „jedno-różne”
Problem, który od zawsze dręczył społeczeństwa ludzkie, to pogodzenie godności i wolności każdej jednostki z godnością i wolnością innych. Franciszek Salezy wyjaśnił go w oryginalny sposób, wprowadzając nowe słowo. Otóż, zakładając, że wszechświat składa się ze „wszystkich rzeczy stworzonych, widzialnych i niewidzialnych” i że „ich różnorodność sprowadza się do jedności”, biskup Genewy zaproponował nazwanie go „jedno-różnym”, czyli „jedynym i różnym, jedynym z różnorodnością i różnym z jednością”.
Dla niego każda istota jest wyjątkowa. Ludzie są jak perły, o których mówi Pliniusz: „są tak wyjątkowe, każda w swojej jakości, że nigdy nie znajdzie się dwóch doskonale równych”. Znamienne jest, że jego dwa główne dzieła, Wprowadzenie do życia pobożnego i Traktat o miłości Bożej, są skierowane do jednej osoby, Filotei i Teotyma. Jakaż różnorodność i odmienność między istotami! „Bez wątpienia, jak widzimy, że nigdy nie znajdzie się dwóch ludzi doskonale równych pod względem darów natury, tak nigdy nie znajdzie się doskonale równych pod względem darów nadprzyrodzonych”. Różnorodność zachwycała go również z czysto estetycznego punktu widzenia, ale obawiał się niedyskretnej ciekawości co do jej przyczyn:

Gdyby ktoś zadał pytanie, dlaczego Bóg uczynił ogórki większe od truskawek, albo lilie większe od fiołków; dlaczego rozmaryn nie jest różą, albo dlaczego goździk nie jest nagietkiem; dlaczego paw jest piękniejszy od nietoperza, albo dlaczego figa jest słodka, a cytryna kwaśna, śmiano by się z jego pytań i powiedziano by mu: biedny człowieku, ponieważ piękno świata wymaga różnorodności, konieczne jest, aby w rzeczach były różne i zróżnicowane doskonałości i aby jedna nie była drugą; dlatego jedne są małe, inne duże, jedne kwaśne, inne słodkie, jedne piękniejsze, inne mniej. […] Wszystkie mają swoją wartość, swoją wdzięk, swój blask, i wszystkie, widziane w całości swojej różnorodności, stanowią wspaniały spektakl piękna.

Różnorodność nie przeszkadza jedności, wręcz przeciwnie, czyni ją jeszcze bogatszą i piękniejszą. Każdy kwiat ma swoje cechy, które odróżniają go od wszystkich innych: „Nie jest właściwe różom być białymi, wydaje mi się, bo te czerwone są piękniejsze i mają lepszy zapach, który jednak jest właściwy lilii”. Oczywiście, Franciszek Salezy nie znosi zamieszania i nieporządku, ale jest równie wrogi jednolitości. Różnorodność istot może prowadzić do rozproszenia i zerwania komunii, ale jeśli jest miłość, „więź doskonałości”, nic nie jest stracone, wręcz przeciwnie, różnorodność jest wywyższona przez jedność.
U Franciszka Salezego z pewnością istnieje prawdziwa kultura jednostki, ale nigdy nie jest to zamknięcie na grupę, wspólnotę czy społeczeństwo. Spontanicznie widzi on jednostkę osadzoną w kontekście lub „stanie” życia, który wyraźnie zaznacza tożsamość i przynależność każdego. Nie będzie możliwe ustalenie jednego programu lub projektu dla wszystkich, z tego prostego powodu, że będzie on stosowany i realizowany w różny sposób „dla dżentelmena, dla rzemieślnika, dla służącego, dla księcia, dla wdowy, dla młodej kobiety, dla zamężnej”; należy go również dostosować „do sił i obowiązków każdego w szczególności. Biskup Genewy widzi społeczeństwo podzielone na przestrzenie życiowe charakteryzujące się przynależnością społeczną i solidarnością grupową, jak wtedy, gdy traktuje „o kompanii żołnierzy, o warsztacie rzemieślników, o dworze książąt, o rodzinie ludzi zamężnych”.
Miłość personalizuje, a zatem indywidualizuje. Uczucie, które łączy jedną osobę z drugą, jest wyjątkowe, jak pokazuje Franciszek Salezy w swojej relacji z panią de Chantal: „Każde uczucie ma swoją specyfikę, która odróżnia je od innych; to, co czuję do was, ma pewną szczególną cechę, która mnie nieskończenie pociesza, i, mówiąc wszystko, jest dla mnie niezwykle owocne”. Słońce oświetla wszystkich i każdego: „oświetlając jeden zakątek ziemi, nie oświetla go mniej, niż gdyby nie świeciło nigdzie indziej, ale tylko w tym zakątku”.

Istota ludzka jest w procesie stawania się
Chrześcijański humanista, Franciszek Salezy, wierzy w końcu w możliwość doskonalenia się osoby ludzkiej. Erazm ukuł formułę: Homines non nascuntur sed finguntur. Podczas gdy zwierzę jest istotą zdeterminowaną, kierowaną instynktem, człowiek, przeciwnie, jest w ciągłej ewolucji. Nie tylko się zmienia, ale może zmieniać samego siebie, zarówno na lepsze, jak i na gorsze.
To, co całkowicie zajmowało autora Teotyma, to doskonalenie siebie i pomaganie innym w doskonaleniu się, i to nie tylko w dziedzinie religijnej, ale we wszystkim. Od urodzenia do grobu człowiek jest w sytuacji ucznia. Naśladujmy krokodyla, który „nie przestaje rosnąć, dopóki żyje”. Bowiem „pozostawanie w tym samym stanie przez długi czas nie jest możliwe: kto nie idzie naprzód, cofa się w tym ruchu; kto nie wchodzi, schodzi po tej drabinie; kto nie zwycięża, jest zwyciężony w tej walce”. Cytuje św. Bernarda, który mówił: „Jest napisane w sposób szczególny dla człowieka, że nigdy nie znajdzie się w tym samym stanie: musi iść naprzód lub cofać się”. Idźmy naprzód:

Nie wiesz, że jesteś w drodze i że droga nie jest stworzona do siedzenia, ale do pójścia naprzód? I jest tak stworzona do pójścia naprzód, że poruszanie się naprzód nazywa się chodzeniem.

Oznacza to również, że osoba ludzka jest wychowywalna, zdolna do uczenia się, poprawiania się i doskonalenia. I to jest prawdą na wszystkich poziomach. Wiek czasami nie ma nic do rzeczy. Spójrzcie na tych śpiewających chłopców z katedry, którzy znacznie przewyższają zdolności swojego biskupa w tej dziedzinie: „Podziwiam te dzieci – mówił – które ledwo potrafią mówić, a już śpiewają swoją partię; rozumieją wszystkie znaki i zasady muzyczne, podczas gdy ja nie wiedziałbym, jak sobie poradzić, ja, który jestem dorosłym mężczyzną i którego chciano by uważać za wielką osobistość”. Nikt na tym świecie nie jest doskonały:

Są ludzie z natury lekkomyślni, inni niegrzeczni, inni jeszcze bardzo niechętni słuchaniu opinii innych, a inni w końcu skłonni do oburzenia, inni do gniewu, a inni do miłości; krótko mówiąc, znajdujemy bardzo mało osób, u których nie można by odkryć jednej lub drugiej z podobnych niedoskonałości.

Czy należy zatem rozpaczać nad możliwością poprawy swojego temperamentu, korygując niektóre z naszych naturalnych skłonności? Wcale nie.

Bo choć są w każdym z nas jakby własne i naturalne, jeśli przez zastosowanie do przeciwnego przywiązania można je skorygować i uregulować, a nawet można się ich pozbyć i oczyścić, to, mówię ci, Filoteo, trzeba to zrobić. Znaleziono przecież sposób, aby gorzkie migdałowce stały się słodkie: wystarczy je przewiercić u podstawy i wypuścić sok; dlaczego więc nie moglibyśmy wypuścić naszych przewrotnych skłonności, aby stać się lepszymi?

Stąd optymistyczny, ale wymagający wniosek: „Nie ma natury dobrej, której nie można by uczynić złą przez nałogowe nawyki; nie ma natury tak przewrotnej, której nie można by, przede wszystkim z łaski Bożej, a potem z pracowitym wysiłkiem i pilnością, ujarzmić i zwyciężyć”. Jeśli człowiek jest wychowywalny, nie należy rozpaczać nad nikim i wystrzegać się uprzedzeń wobec ludzi:

Nie mów: ten to pijak, nawet jeśli widziałeś go pijanego; to cudzołożnik, bo widziałeś go grzeszącego; to kazirodca, bo złapałeś go na tym nieszczęściu; bo jeden czyn nie wystarczy, aby nadać nazwę rzeczy. […] I nawet gdyby człowiek był długo występny, nadal ryzykowałoby się kłamstwo, nazywając go występnym.

Osoba ludzka nigdy nie kończy uprawiać swojego ogrodu. Jest to lekcja, którą założyciel wizytek wpajał im, gdy wzywał je „do uprawy ziemi i ogrodu” ich serc i umysłów, ponieważ nie ma „człowieka tak doskonałego, który nie potrzebowałby wysiłku, aby wzrastać w doskonałości i ją zachować”.




Kult Najświętszego Serca Pana Jezusa u Księdza Bosko

Kult Najświętszego Serca Pana Jezusa, tak drogi Księdzu Bosko, wywodzi się z objawień św. Małgorzacie Marii Alacoque w klasztorze w Paray-le-Monial: Chrystus, ukazując swoje przebite i ukoronowane cierniami Serce, poprosił o święto pokutne w piątek po oktawie Bożego Ciała.Pomimo sprzeciwów kult ten rozprzestrzenił się, ponieważ to Serce, siedziba Bożej miłości, przypomina miłość objawioną na krzyżu i w Eucharystii. Ksiądz Bosko zachęca młodych ludzi do nieustannego oddawania mu czci, zwłaszcza w czerwcu, poprzez odmawianie Koronki [do Najświętszego Serca Jezusowego – przyp. tłum] i wykonywanie aktów zadośćuczynienia, które zapewniają liczne odpusty i dwanaście obietnic pokoju, miłosierdzia i świętości.

            Kult Najświętszego Serca Jezusowego, który z każdym dniem wzrasta, posłuchajcie, drodzy młodzi, jak się narodził. We Francji, w klasztorze Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Paray-le-Monial, żyła skromna zakonnica imieniem Małgorzata Alacoque, umiłowana przez Boga za swoją wielką czystość. Pewnego dnia, gdy stała przed Najświętszym Sakramentem, aby adorować błogosławionego Jezusa, ujrzała swojego Niebiańskiego Oblubieńca, który odsłonił swoją pierś i pokazał jej swoje Najświętsze Serce, promieniejące płomieniami, otoczone cierniami, przebite raną, zwieńczone krzyżem. W tym samym czasie usłyszała, jak skarżył się na potworną niewdzięczność ludzi i nakazał jej, aby postarała się, aby w piątek po oktawie Corpus Domini oddano szczególną cześć Jego Boskiemu Sercu w zadośćuczynieniu za zniewagi, jakie otrzymuje w Najświętszej Eucharystii. Pobożna dziewica, pełna zakłopotania, wyjaśniła Jezusowi, że nie jest w stanie podjąć się tak wielkiego zadania, ale Pan pocieszył ją, aby kontynuowała swoje dzieło, i święto Najświętszego Serca Jezusowego zostało ustanowione pomimo żywego sprzeciwu jej przeciwników.

            Powody tego kultu są wielorakie: 1° Ponieważ Jezus Chrystus ofiarował nam swoje Najświętsze Serce jako siedzibę swojej miłości; 2° Ponieważ jest ono symbolem tej ogromnej miłości, którą okazał nam w sposób szczególny, pozwalając, aby Jego Najświętsze Serce zostało przebite włócznią; 3° Ponieważ to właśnie z tego Serca wierni są poruszani do rozważania bólu Jezusa Chrystusa i do wyznawania Mu wdzięczności.
            Czcijmy więc nieustannie to Boskie Serce, które za wiele wielkich dobrodziejstw, jakie już nam wyświadczyło i jeszcze wyświadczy, zasługuje na całą naszą najpokorniejszą i najgorętszą cześć.

Miesiąc czerwiec
            Kto poświęci cały miesiąc czerwiec na cześć Najświętszego Serca Jezusa, odmawiając codzienną modlitwę lub oddając cześć, otrzyma 7 lat odpustu za każdy dzień i odpust zupełny na koniec miesiąca.

Koronka do Najświętszego Serca Jezusa
            Starajcie się odmówić tę koronkę do Boskiego Serca Jezusa, ażeby wynagrodzić zniewagi jakich doznaje w świętej Eucharystii od heretyków, niewierzących i od złych chrześcijan. Należy ją więc odmówić samemu albo z innymi zgromadzonymi osobami, jeżeli to jest możliwe przed obrazem Najświętszego Serca Pana Jezusa lub przed Najświętszym Sakramentem

V. Deus, in adjutorium meum intende (Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu).
R. Domine ad adjuvandum me festina (Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu).
Gloria Patri, etc. (Chwała Ojcu)

            1. O najmiłościwsze Serce Jezusa mojego, uwielbiam w pokorze tę nadzwyczajną dobroć Twoją, jaką w Najświętszym Sakramencie okazujesz w sposób szczególny duszom grzeszników. Boleję bardzo, że taką niewdzięcznością Ci się odwzajemniają i pragnę wynagrodzić Ci za te zniewagi, jakich doznajesz w Najświętszej Eucharystii od heretyków, niewiernych i złych chrześcijan
Ojcze, Zdrowaś, Chwała.

            2. O najpokorniejsze Serce Jezusa mojego, utajonego w Najświętszym Sakramencie, uwielbiam w pokorze głębokie poniżenie Twoje w Boskiej Eucharystii, gdzie z miłości ku nam zamieszkujesz pod postaciami chleba i wina. Ach, mój Jezu, proszę Cię, wlej w serce moje tę piękną cnotę pokory, a tymczasem przyjmij moje gorące pragnienie wynagrodzenia Ci za tyle zniewag, jakich doznajesz w Najświętszym Sakramencie od heretyków, niewiernych i złych chrześcijan.
Ojcze, Zdrowaś, Chwała.

            3. O Serce Jezusa mojego, z tak wielką ochotą podejmujące cierpienia, uwielbiam te Twoje gorące pragnienia poddania się najboleśniejszej męce na krzyżu i tym niezliczonym zniewagom, związanym z Twoją obecnością w Najświętszym Sakramencie. O mój Jezu, pragnę z całego serca wynagrodzić Ci to poprzez właściwą postawę mojego życia; pragnę nie dopuścić do tych zniewag, jakich niestety doznajesz w Boskiej Eucharystii od heretyków, niewiernych i złych chrześcijan.
Ojcze, Zdrowaś, Chwała.

            4. O Serce najcierpliwsze Jezusa mojego, uwielbiam w pokorze niezwyciężoną cierpliwość Twoją w podejmowaniu się z miłości dla mnie tylu boleści na krzyżu i tylu zniewag w Boskiej Eucharystii. Ach, mój drogi Jezu! Ponieważ nie mogę obmyć krwią swoją tych miejsc, na których tak straszne zadano Ci męki w jednej i drugiej tajemnicy, przyrzekam Ci, o moje Największe Dobro, użyć wszystkich możliwych środków, aby wynagrodzić Twemu Boskiemu Sercu tyle zniewag, jakich doznajesz w Najświętszej Eucharystii od heretyków, niewiernych i złych chrześcijan.
Ojcze, Zdrowaś, Chwała.

            5. O Serce Jezusa mojego, tak miłujące nasze dusze w pełnym zadziwienia ustanowieniu Najświętszej Eucharystii, uwielbiam w pokorze niezmierną miłość, jaką nas darzysz, dając nam za pokarm Boskie Ciało i Krew swoją. Czy może znaleźć się serce, które by się nie wzruszyło na widok tak niezmiernej miłości? O mój dobry Jezu! Obdarz mnie obfitością łez, abym opłakiwał niewdzięczność ludzką i wynagrodził Ci za tyle zniewag, jakich doznajesz w Najświętszym Sakramencie od heretyków, niewiernych i złych chrześcijan.
Pater, Ave i Gloria.

            6. O Serce Jezusa mojego, spragnione naszego zbawienia, uwielbiam z pokorą miłość, która Cię skłoniła do złożenia niewymownej ofiary na krzyżu i ponawiania jej codziennie na ołtarzach naszych we mszy św. Czyż jest możliwe, ażeby ludzkie serce wobec takiej miłości nie zapłonęło uczuciem najwyższej wdzięczności? Niestety tak, o mój Boże! Dlatego przyrzekam Ci, iż na tyle, na ile będę mógł, chcę Ci wynagradzać, za tyle zniewag, jakich doznajesz w tej tajemnicy miłości od heretyków, niewiernych i złych chrześcijan.
Pater, Ave i Gloria.

            Kto odmówi choćby tylko powyższe 6 Pater, Ave i Gloria przed Najświętszym Sakramentem, z których ostatnie Pater, Ave i Gloria niech będzie odmówione zgodnie z intencją Najwyższego Pasterza, otrzyma 300 dni odpustu za każdym razem.

Obietnice złożone przez Jezusa Chrystusa
błogosławionej Małgorzacie Alacoque dla czcicieli Jego Najświętszego Serca
            Dam im wszystkie łaski potrzebne w ich stanie.
            Zaprowadzę pokój w ich rodzinach.
            Pocieszę ich we wszystkich ich utrapieniach.
            Będę ich bezpieczną przystanią w życiu, a zwłaszcza w godzinie śmierci.
            Obdarzę błogosławieństwami wszystkie ich przedsięwzięcia.
            Grzesznicy znajdą w moim Sercu źródło i nieskończony ocean miłosierdzia.
            Duszom letnim stanie się gorąco.
            Duszom gorącym szybko osiągnie wielką doskonałość.
            Błogosławię dom, w którym obraz mojego Najświętszego Serca będzie wystawiony i czczony.
            Damy kapłanom dar poruszania najbardziej zatwardziałych serc.
            Imiona osób, które będą szerzyć tę cześć, zostaną zapisane w moim Sercu i nigdy nie zostaną z niego wymazane.

Akt zadośćuczynienia za bluźnierstwa.
Niech będzie Bóg uwielbiony!
Niech będzie uwielbione święte Imię Jego!
Niech będzie uwielbiony Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek!
Niech będzie uwielbione Imię Jezusowe!
Niech będzie uwielbione Najświętsze Serce Jezusowe!
Niech będzie uwielbiona Najświętsza Krew Jezusowa!
Niech będzie uwielbiony Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie Ołtarza!
Niech będzie uwielbiony Duch Święty Pocieszyciel!
Niech będzie pochwalona Bogarodzica, Najświętsza Panna Maryja!
Niech będzie pochwalone jej święte i Niepokalane Poczęcie!
Niech będzie pochwalone imię Maryi, Dziewicy i Matki!
Niech będzie pochwalony św. Józef, Jej przeczysty Oblubieniec!
Niech będzie uwielbiony Bóg w swoich Aniołach i w swoich świętych!   

Za każde odmówienie udziela się odpustu jednego roku, a pełnego odpustu temu, kto odmówi go przez miesiąc, w dniu, w którym przystąpi do spowiedzi świętej i komunii świętej.

Ofiarowanie się Najświętszemu Sercu Jezusa przed Jego świętym obrazem
            Ja, NN., aby być Wam wdzięcznym i naprawić moje niewierności, oddaję Wam moje serce i całkowicie poświęcam się wWam, mój umiłowany Jezu, i z Waszą pomocą postanawiam nie grzeszyć więcej.
            Papież Pius VII udzielił stu dni odpustu raz dziennie, recytując ją ze skruszonym sercem, a odpust zupełny raz w miesiącu tym, kto będzie ją recytował codziennie.

Modlitwa do Najświętszego Serca Maryi
            Bądź pochwalona przez Boga, najczcigodniejsza Królowo pokoju, Matko Boga; spraw, aby, ze względu na Najświętsze Serce Twojego Syna Jezusa, Księcia pokoju, Jego gniew się uśmierzył i aby On królował nad nami w pokoju. Pomnij o Najświętsza Panno Maryjo, że od wieków nie słyszano na świecie, aby ktokolwiek, zwracając się do Ciebie o pomoc, został przez Ciebie odrzucony lub opuszczony. Tą ufnością ożywiony staję przed Tobą. Nie chciej, o Matko Słowa przedwiecznego, odrzucić modlitwy Twego najpokorniejszego syna, wysłuchaj je łaskawie, o dobrotliwa, o miłościwa, o słodka Panno Maryjo.

            Pius IX udzielił odpustu 300 dni za każdym razem, gdy modlitwa ta zostanie odmówiona z pobożnością, a odpust zupełny raz w miesiącu tym, którzy będą ją odmawiać codziennie.

O Jezu, rozpalony miłością,
nie chciałem Cię nigdy obrazić.
O mój słodki i drogi Jezu, nie chcę Cię
nigdy w przyszłości obrażać.

Najświętsze Serce Maryi spraw,
aby zbawił duszę swoją.
Najświętsze Serce mojego Jezusa spraw,
abym Cię coraz bardziej kochał.

Wam oddaję moje serce,
Matko mojego Jezusa – Matko miłości.

(Źródło: „Il Giovane Provveduto per la pratica de’ suoi doveri negli esercizi di cristiana pietà per la recita dell’Uffizio della b. Vergine dei vespri di tutto l’anno e dell’uffizio dei morti coll’aggiunta di una scelta di laudi sacre, pel sac.Giovanni Bosco, wydanie 101, Turyn, 1885, Tipografia e Libreria Salesiana, S. Benigno Canavese – S. Per d’Arena – Lucca – Nizza Marittima – Marsylia – Montevideo – Buenos Aires”, str. 119-124 [Opere Edite, str. 247-253]

Wersja polska: “Młodzieniec zaopatrzony” w: „Źródła salezjańskie”, Kraków 2016, s. 194-796)

Zdjęcie: Pozłacany brązowy posąg Najświętszego Serca na dzwonnicy Bazyliki Najświętszego Serca w Rzymie, dar od byłych uczniów salezjańskich z Argentyny. Wzniesiony w 1931 roku, jest dziełem wykonanym w Mediolanie przez Riccardo Politiego na podstawie projektu rzeźbiarza Enrico Cattaneo z Turynu.




Czy nadal trzeba się spowiadać?

Sakrament Spowiedzi, często pomijany w dzisiejszym zabieganym świecie, pozostaje dla Kościoła katolickiego niezastąpionym źródłem łaski i wewnętrznego odnowienia. Zachęcamy do ponownego odkrycia jego pierwotnego znaczenia: nie jako formalnego rytuału, lecz osobistego spotkania z miłosierdziem Boga, ustanowionego przez samego Chrystusa i powierzonego posłudze Kościoła. W czasach, gdy grzech jest relatywizowany, Spowiedź okazuje się kompasem sumienia, lekarstwem dla duszy i otwartymi drzwiami do pokoju serca.

Sakrament Spowiedzi: potrzeba dla duszy 
W tradycji katolickiej Sakrament Spowiedzi – zwany także Sakramentem Pojednania lub Pokuty – zajmuje centralne miejsce na drodze wiary. Nie jest to jedynie formalny akt czy praktyka zarezerwowana dla nielicznych, szczególnie pobożnych wiernych, lecz głęboka potrzeba, która dotyczy każdego chrześcijanina, powołanego do życia w łasce Bożej. W czasach, gdy pojęcie grzechu bywa relatywizowane, odkrycie na nowo piękna i wyzwalającej mocy Spowiedzi jest kluczowe, by w pełni odpowiedzieć na miłość Boga.

Sam Jezus Chrystus ustanowił Sakrament Spowiedzi. Po swoim Zmartwychwstaniu ukazał się Apostołom i powiedział: „Weźmijcie Ducha Świętego. Komu odpuścicie grzechy, są mu odpuszczone; komu nie odpuścicie, nie są odpuszczone” (J 20,22-23). Te słowa nie są symbolem: ustanawiają realną i konkretną władzę powierzoną Apostołom, a następnie ich następcom, biskupom i kapłanom.

Przebaczenie grzechów nie dokonuje się więc tylko w prywatnej relacji między człowiekiem a Bogiem, lecz także przez posługę Kościoła. Bóg w swoim planie zbawienia chciał, aby osobista spowiedź przed kapłanem była zwyczajnym środkiem otrzymania Jego przebaczenia.

Rzeczywistość grzechu
Aby zrozumieć potrzebę Spowiedzi, trzeba najpierw uświadomić sobie rzeczywistość grzechu. 
Św. Paweł mówi: „Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3,23). Oraz: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, sami siebie oszukujemy i prawdy w nas nie ma” (1 J 1,8). 
Nikt nie może uważać się za wolnego od grzechu, nawet po Chrzcie, który oczyścił nas z grzechu pierworodnego. Nasza ludzka natura, zraniona przez pożądliwość, ciągle prowadzi nas do upadku, zdradzając miłość Boga czynami, słowami, zaniedbaniami i myślami. 
Św. Augustyn pisze: „To prawda: natura człowieka została pierwotnie stworzona bez winy i bez żadnej wady; natomiast obecna natura człowieka, w której każdy rodzi się z Adama, potrzebuje już lekarza, ponieważ nie jest zdrowa. Oczywiście wszystkie dobra, które posiada w swojej strukturze, w życiu, zmysłach i umyśle, otrzymuje od najwyższego Boga, swojego Stwórcy i Twórcy. Natomiast wada, która zaciemnia i osłabia te dobra naturalne, czyniąc naturę ludzką potrzebującą oświecenia i troski, nie pochodzi od jego nieskazitelnego Stwórcy, lecz od grzechu pierworodnego, który został popełniony przez wolną wolę.” (O naturze i łasce).

Zaprzeczanie istnieniu grzechu oznacza zaprzeczenie prawdzie o nas samych. Tylko uznając naszą potrzebę przebaczenia, możemy otworzyć się na miłosierdzie Boga, który nigdy nie przestaje nas do siebie przyciągać.

Spowiedź: spotkanie z Bożym Miłosierdziem 
Sakrament Spowiedzi jest przede wszystkim osobistym spotkaniem z Bożym Miłosierdziem. To nie jest zwykłe samopotępienie czy sesja autoanalizy; to akt miłości ze strony Boga, który jak ojciec w przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15,11-32) biegnie naprzeciw skruszonemu synowi, obejmuje go i przywraca mu nową godność.

Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza: „Ci, którzy przystępują do sakramentu Pokuty, otrzymują od miłosierdzia Bożego przebaczenie zniewag wyrządzonych Jemu i jednocześnie pojednanie z Kościołem, któremu przez grzech zadali ranę i który współdziała w ich nawróceniu przez miłość, przykład i modlitwę” (KKK, 1422).

Spowiadać się to pozwolić się kochać, uzdrowić i odnowić. To przyjąć dar nowego serca.

Dlaczego spowiadać się przed kapłanem? 
Jednym z najczęstszych zarzutów jest: „Dlaczego mam się spowiadać przed kapłanem? Czy nie mogę wyspowiadać się bezpośrednio Bogu?” Oczywiście każdy wierny może – i powinien – zwracać się bezpośrednio do Boga z modlitwą pokutną. Jednak Jezus ustanowił konkretny, widzialny i sakramentalny środek przebaczenia: Spowiedź przed wyświęconym kapłanem. Dotyczy to każdego chrześcijanina, także kapłanów, biskupów i papieży.

Kapłan działa in persona Christi, czyli w osobie Chrystusa. On słucha, osądza, odpuszcza grzechy i udziela duchowych rad. Nie jest to pośrednictwo ludzkie ograniczające miłość Boga, lecz gwarancja dana przez samego Chrystusa: przebaczenie jest przekazywane widzialnie, a wierny może mieć co do tego pewność.

Ponadto Spowiedź przed kapłanem wymaga pokory, cnoty niezbędnej do duchowego wzrostu. Otwarte przyznanie się do win uwalnia nas od jarzma pychy i otwiera na prawdziwą wolność dzieci Bożych.

Nie wystarczy spowiadać się tylko raz w roku, jak wymaga minimum prawa kościelnego. Święci i mistrzowie duchowości zawsze zalecali częstą Spowiedź – nawet co dwa tygodnie lub co tydzień – jako środek postępu w życiu chrześcijańskim.

Św. Jan Paweł II spowiadał się co tydzień. Św. Teresa z Lisieux, choć była karmelitanką i żyła w klauzurze, także regularnie się spowiadała. Częsta spowiedź pozwala wyostrzyć sumienie, poprawić głęboko zakorzenione wady i otrzymać nowe łaski.

Przeszkody w spowiadaniu się
Niestety, wielu wiernych dziś zaniedbuje Sakrament Pojednania. Do głównych powodów należą:

Wstyd: obawa przed osądem kapłana. Tymczasem kapłan nie jest po to, by potępiać, lecz by być narzędziem miłosierdzia.

Strach, że wyznane grzechy staną się publiczne: spowiednicy nie mogą nikomu, w żadnych okolicznościach (nawet najwyższym władzom kościelnym), ujawniać grzechów usłyszanych na Spowiedzi, nawet gdyby mieli stracić życie. Jeśli to zrobią, podlegają natychmiast ekskomunice latae sententiae (kanon 1386, Kodeks Prawa Kanonicznego). Nietykalność tajemnicy Spowiedzi nie dopuszcza wyjątków ani zwolnień. Obowiązuje to również, gdy spowiedź nie zakończyła się rozgrzeszeniem. Nawet po śmierci penitentów spowiednik musi zachować tajemnicę Spowiedzi.

Brak poczucia grzechu: w kulturze, która bagatelizuje zło, można przestać dostrzegać powagę własnych win.

Lenistwo duchowe: odkładanie Spowiedzi to częsta pokusa, która ochładza relację z Bogiem.

Błędne przekonania teologiczne: niektórzy błędnie uważają, że wystarczy „żałować w sercu” bez potrzeby sakramentalnej Spowiedzi.

Rozpacz zbawienia: niektórzy myślą, że dla nich już nie ma przebaczenia. Św. Augustyn mówi: „Niektórzy bowiem, po upadku w grzech, jeszcze bardziej się zatracają przez rozpacz i nie tylko zaniedbują lekarstwo pokuty, ale stają się niewolnikami pożądliwości i nikczemnych pragnień, by zaspokoić niegodziwe i potępiane żądze, jakby nie czyniąc tego tracili nawet to, do czego ich popycha pożądliwość, przekonani, że już stoją na skraju pewnej zguby. Na tę niezwykle niebezpieczną i szkodliwą chorobę pomaga pamięć o grzechach, w które popadli także sprawiedliwi i święci.” (tamże).

Aby pokonać te przeszkody, trzeba prosić o rady tych, którzy mogą je udzielić, kształcić się i modlić.

Dobre przygotowanie do Spowiedzi 
Dobra Spowiedź wymaga odpowiedniego przygotowania, które obejmuje:

1. Rachunek sumienia: szczere zastanowienie się nad własnymi grzechami, pomagając sobie listami opartymi na Dziesięciu Przykazaniach, grzechach głównych lub Błogosławieństwach.

2. Żal za grzechy: szczery ból z powodu obrażenia Boga, nie tylko strach przed karą.

3. Postanowienie poprawy: prawdziwe pragnienie zmiany życia i unikania przyszłego grzechu.

4. Wyznanie grzechów: wyznanie wszystkich grzechów ciężkich w sposób kompletny, określając ich rodzaj i liczbę (jeśli to możliwe).

5. Pokuta: przyjęcie i wykonanie dzieła naprawczego zaproponowanego przez spowiednika.

Skutki Spowiedzi 
Spowiedź nie powoduje tylko zewnętrznego usunięcia grzechu. Skutki wewnętrzne są głębokie i przemieniające:

Pojednanie z Bogiem: Grzech przerywa wspólnotę z Bogiem; Spowiedź ją przywraca, przywracając pełną przyjaźń z Bogiem.

Pokój i wewnętrzna pogoda ducha: otrzymanie rozgrzeszenia przynosi głęboki pokój. Sumienie zostaje uwolnione od ciężaru winy i doświadcza nowej radości.

Siła duchowa: przez łaskę sakramentalną penitent otrzymuje szczególną moc do walki z przyszłymi pokusami i wzrostu w cnotach.

Pojednanie z Kościołem: ponieważ każdy grzech szkodzi także Mistycznemu Ciału Chrystusa, Spowiedź naprawia także naszą więź ze wspólnotą kościelną.

Duchowa żywotność Kościoła zależy również od osobistego odnowienia jego członków. Chrześcijanie, którzy na nowo odkrywają Sakrament Spowiedzi, stają się niemal niepostrzeżenie bardziej otwarci na innych, bardziej misyjni, bardziej zdolni do rozświetlania świata światłem Ewangelii. 
Tylko ten, kto doświadczył przebaczenia Boga, może z przekonaniem głosić je innym.

Sakrament Spowiedzi to ogromny i niezastąpiony dar. To zwyczajna droga, dzięki której chrześcijanin może powracać do Boga za każdym razem, gdy się oddala. To nie ciężar, lecz przywilej; nie upokorzenie, lecz wyzwolenie.

Jesteśmy więc wezwani, by na nowo odkryć ten Sakrament w jego prawdzie i pięknie, praktykować go z otwartym i ufającym sercem oraz z radością proponować go także tym, którzy się oddalili. Jak mówi psalmista: „Błogosławiony człowiek, któremu odpuszczono nieprawość i któremu zakryto grzech” (Ps 32,1).

Dziś bardziej niż kiedykolwiek świat potrzebuje oczyszczonych i pojednanych dusz, zdolnych świadczyć, że miłosierdzie Boga jest silniejsze niż grzech. Jeśli nie uczyniliśmy tego w Wielkanoc, skorzystajmy z maja, miesiąca maryjnego, i bez lęku przystąpmy do Spowiedzi: tam czeka na nas uśmiech Ojca, który nigdy nie przestaje nas kochać.




Dlaczego tak wielu się potępia? (1873)

San Giovanni Bosco przekazuje w „dobranoc” owoc długiej prośby do Matki Bożej Wspomożycielki: zrozumienie głównej przyczyny wiecznego potępienia. Odpowiedź, otrzymana w powtarzających się snach, jest wstrząsająca w swojej prostocie: brak zdecydowanego, konkretnego postanowienia na zakończenie spowiedzi. Bez szczerej decyzji o zmianie życia nawet sakrament staje się jałowy, a grzechy się powtarzają.

Dlaczego tak wielu się potępia?… Bo nie wykonują postanowień powziętych na spowiedzi.

Wieczorem 31 maja 1873, po modlitwach, w czasie słówka wieczornego do wychowanków, Święty zrobił to ważne spostrzeżenie, twierdząc, że jest „rezultatem jego skromnych modlitw” oraz, że „pochodzi od Boga”.

„Podczas nowenny do Najświętszej Maryi Wspomożycielki i przez cały miesiąc maj, we Mszy świętej i modlitwach prosiłem gorąco Boga oraz Madonnę o łaskę poznania, jaka jest przyczyna tego, iż tak wielu potępia się. Obecnie powiem o tym, bez względu na to, czy to od Boga pochodzi lub nie, chcę tylko zaznaczyć, iż przez szereg nocy śniłem o tym, że powodem tego jest brak mocnego postanowienia u chłopców na spowiedzi. Otóż widziałem chłopców wychodzących z kościoła i idących spowiadać się, którzy mieli na głowie dwa rogi.
Co to znaczy myślałem sobie? Ach to może pochodzi z braku skutecznego postanowienia na spowiedzi i to może być powodem, że wielu, mimo, że tak często spowiadają się, popełniają wciąż te same grzechy. Są to ci daję teraz przykład ogólny, lecz nie posługuję się wiadomością ze spowiedzi, bo obowiązuje z niej sekret, wszyscy co mieli na początku roku obniżony stopień ze sprawowania i tak samo mają obecnie. Inni szemrali na początku roku i popełniają nadal to samo uchybienie. Uznałem za stosowne wam opowiedzieć o tym, gdyż jest to wynik pokornych modlitw Księdza Bosko i pochodzi od Boga.

Z tego snu nie dał publicznie żadnego wyjaśnienia szczegółowego, lecz bez wątpienia posłużył się nich w prywatnych upomnieniach, by przestrzec i zachęcić, kogo trzeba, dla nas i to niewiele, co doszło, stanowi poważne upomnienie, by często o tym mówić młodzieży.

(MB IT X, 56/MB PL X, 52-53)




Ksiądz Bosko promotor „Bożego Miłosierdzia”

Jako młodziutki kapłan, ksiądz Bosko wydał tomik, w kieszonkowym formacie, zatytułowany „Praktyka pobożności Bożego Miłosierdzia”.

Wszystko zaczęło się od markizy Barolo
            Markiza Giulia Colbert di Barolo (1785-1864), ogłoszona Czcigodną Służebnicą Bożą przez Papieża Franciszka 12 maja 2015 roku, osobiście pielęgnowała szczególne nabożeństwo do Bożego Miłosierdzia, dlatego kazała wprowadzić zwyczaj tygodniowych medytacji i modlitw na ten temat w założonych przez siebie wspólnotach religijnych i edukacyjnych w pobliżu Valdocco. Ale nie wystarczyło jej to. Chciała, aby ta praktyka rozprzestrzeniła się w innych miejscach, zwłaszcza w parafiach, wśród ludzi. Poprosiła o zgodę na to Stolicę Apostolską, która nie tylko jej udzieła, ale także podarowała różne odpusty dla tego nabożeństwa. W tym momencie pojawiła się kwestia przygotowania odpowiedniej publikacji.
            Jesteśmy w lecie 1846 roku, kiedy ksiądz Bosko, po przezwyciężeniu poważnego kryzysu związanego z wyczerpaniem fizycznym, który doprowadził go na skraj śmierci, znajdował się na rekonwalescencji u mamy Małgorzaty w Becchi i w tym czasie „zrezygnował” ze swojej bardzo cenionej posługi kapelana w jednym z zakładów Barolo, ku wielkiemu niezadowoleniu samej Markizy. Ale „jego młodzież” wzywała go do nowo wynajętego domu Pinardiego.
            W tym momencie interweniował słynny pisarz Silvio Pellico, sekretarz-bibliotekarz Markizy, wielbiciel i przyjaciel księdza Bosko, który skomponował muzykę do niektórych jej wierszy. Mówi się, że Pellico z pewną śmiałością zaproponował Markizie, aby zleciła księdzu Bosko wykonanie publikacji, którą była zainteresowana. Co zrobiła Markiza? Zgodziła się, choć niezbyt entuzjastycznie. Kto wie? Może chciała wystawić go na próbę. Ale ksiądz Bosko przystał na tę prośbę.

Temat bliski jego sercu
            Temat Bożego miłosierdzia należał do jego duchowych zainteresowań, które poznał w seminarium w Chieri, a przede wszystkim w turyńskim Konwikcie Kościelnym. Zaledwie dwa lata wcześniej ukończył je ks. Józef Cafasso, starszy od niego zaledwie o cztery lata, jego kierownik duchowy, którego kazań słuchał podczas rekolekcji kapłańskich, formator innych sześciu założycieli zgromadzeń zakonnych, w tym także świętych. To własnie Cafasso, chociaż był dzieckiem kultury religijnej swoich czasów – na którą składały się wskazówki i logika „czynienia dobra, aby uniknąć kary Boskiej i zasłużyć na raj” – zarówno w swoim nauczaniu, jak i w kazaniach nie unikał okazji, aby mówić o Bożym miłosierdziu. A jakże miałby tego nie robić, skoro stale udzielał go w Sakramencie Pokuty i pomagał skazanym na śmierć? Tym bardziej, że taka „pobłażliwa” pobożność stanowiła wówczas duszpasterską reakcję przeciwko rygorom jansenizmu, który głosił teorię zbawienia tylko niektórych.
            Tak więc kiedy ksiądz Bosko wrócił ze swojej miejscowości na początku listopada, zabrał się do pracy, stosując pobożne praktyki zatwierdzone przez Rzym i rozpowszechnione w całym Piemoncie. Z pomocą kilku tekstów, znalezionych z łatwością w bibliotece Konwiktu, którą dobrze znał, pod koniec roku wydał na własny koszt małą książeczkę liczącą 111 stron, w formacie kieszonkowym, zatytułowaną „Praktyka pobożności Bożego Miłosierdzia„. Natychmiast rozdał ją dziewczętom, kobietom i zakonnicom z fundacji Barolo. Nie jest to udokumentowane, ale logika i wdzięczność podpowiadają, że podarował ją również Markizie Barolo, promotorce projektu: ale ta sama logika i wdzięczność podpowiada, że Markiza nie dała się prześcignąć w hojności, przesyłając mu, być może anonimowo, jak przy innych okazjach, swój własny wkład na wydatki.
            Nie ma tu miejsca, aby przedstawić podstawowe myśli z książeczki zawierającej medytacje i modlitwy księdza Bosko; chcielibyśmy jedynie zaznaczyć, że jej podstawowa zasada brzmi: „każdy musi przywoływać Miłosierdzie Boże dla siebie i dla wszystkich ludzi, ponieważ 'wszyscy jesteśmy grzesznikami’ […] wszyscy potrzebujemy przebaczenia i łaski […] wszyscy jesteśmy powołani do wiecznego zbawienia„.
            Znamienny jest więc fakt, że na zakończenie każdego dnia ksiądz Bosko, zgodnie z logiką tytułu „praktyki pobożnościowe”, wyznacza konkretną praktykę pobożności: zaprosić innych do współpracy, przebaczyć tym, którzy nas obrazili,  umartwiać się, aby uzyskać miłosierdzie Boga dla wszystkich grzeszników, dać jakąś jałmużnę lub zastąpić ją odmawianiem modlitw lub aktów strzelistych, itd. Ostatniego dnia praktykę zastępuje się sympatycznym zaproszeniem, być może nawet nawiązującym do markizy Barolo: do odmówienia „przynajmniej jednego „Zdrowaś Maryjo” za osobę, która propagowała to nabożeństwo!”.

Praktyka wychowawcza
            Ale poza budującymi i formacyjnymi pismami można zapytać, jak ksiądz Bosko konkretnie wychowywał swoją młodzież do ufności w Boże Miłosierdzie. Odpowiedź nie jest trudna i można ją udokumentować na wiele sposobów. My ograniczymy się do trzech istotnych doświadczeń przeżytych na Valdocco: sakramentów: Spowiedzi i Komunii oraz jego postaci jako „ojca pełnego dobroci i miłości”.

Spowiedź
            Ksiądz Bosko zainicjował setki młodych ludzi z Valdocco w dorosłe życie chrześcijańskie. Ale za pomocą jakich środków? Przede wszystkim poprzez Spowiedź i Komunię św.
            Ksiądz Bosko, jak wiemy, jest jednym z wielkich apostołów Spowiedzi, a to przede wszystkim dlatego, że w pełni korzystał z tej posługi, podobnie jak jego nauczyciel i kierownik duchowy Cafasso, o którym była mowa powyżej, oraz podziwiano postać współczesnego mu świętego Proboszcza z Ars (1876-1859). O ile życie tego ostatniego, jak napisano, „toczyło się w konfesjonale”, a ten pierwszy mógł poświęcić wiele godzin dziennie („niezbędny czas”) na słuchanie spowiedzi „biskupów, księży, zakonników, wybitnych świeckich i prostych ludzi, którzy się do niego zbiegali”, o tyle ksiądz Bosko nie mógł tego zrobić z powodu wielu zajęć, w których był zanurzony. Mimo to stawiał się w konfesjonale dla młodzieży (i salezjanów) każdego dnia, kiedy odprawiano nabożeństwa na Valdocco lub w domach salezjańskich, a także przy specjalnych okazjach.
            Zaczął tę praktykę po zakończeniu „nauki bycia księdzem” w Konwikcie (1841-1844), kiedy w niedziele gromadził młodych ludzi na wędrownym oratorium, kiedy spowiadał w sanktuarium Consolata lub w piemonckich parafiach, do których był zapraszany, kiedy korzystał z przejazdu dorożką lub pociągiem, aby wysłuchać Spowiedzi woźniców lub pasażerów. Nie przestawał tego robić aż do samego końca, gdy zapytany o to, czy nie męczy się spowiedzią, odpowiedział, że teraz jest to jedyna rzecz, jaką może zrobić dla swojej młodzieży. I jaki był jego smutek, kiedy z powodów biurokratycznych i nieporozumień arcybiskup nie odnowił mu pozwolenia na Spowiedź! Świadectwa o księdzu Bosko jako spowiedniku są niezliczone, a słynna fotogtafia przedstawiająca go w trakcie spowiadania młodego chłopca, otoczonego przez wielu innych oczekujących, musiało spodobać się samemu świętemu, który być może był jej pomysłodawcą i która nadal pozostaje ważną i niezatartą ikoną jego postaci w zbiorowej wyobraźni.
            Ale poza doświadczeniem spowiednika ksiądz Bosko był niestrudzonym propagatorem Sakramentu Pojednania, wyjaśniał jego konieczność, znaczenie, przydatność jego reguralności, wskazywał na niebezpieczeństwa związane z Spowiedzią bez niezbędnych warunków, ilustrował klasyczne sposoby owocnego podejścia do niego. Czynił to poprzez konferencje, słówka, dowcipne powiedzienia i „słówka na ucho”, okólniki skierowane do młodzieży w dziełach salezjańskich, listy osobiste i opowiadanie licznych snów, których celem było spowiadanie się, czy to dobre, czy złe. Zgodnie ze swoją inteligentną praktyką katechetyczną opowiadał im epizody nawróceń wielkich grzeszników, a także swoje osobiste doświadczenia w tym zakresie.
            Ksiądz Bosko, dogłębny znawca młodzieńczej duszy, aby skłonić wszystkich młodych ludzi do szczerej pokuty, posługiwał się miłością i wdzięcznością wobec Boga, ukazaną w Jego nieskończonej dobroci, hojności i miłosierdziu. Zamiast tego, aby wstrząsnąć najzimniejszymi i najbardziej zatwardziałymi sercami, opisuje możliwe kary za grzech poprzez obrazy sądu Bożego i piekła, które miało oddziaływać zbawiennie na ich umysły. Jednak nawet w tych przypadkach, nie poprzestając na doprowadzeniu chłopców do żalu za grzechy, stara się uświadomić im potrzebę Bożego miłosierdzia. To ważny moment, który pozwala doprowadzić ich do przebaczenia jeszcze przed sakramentalną Spowiedzią. Ksiądz Bosko, jak zwykle, nie wdaje się w doktrynalne dywagacje, interesuje go jedynie szczera Spowiedź, która w sposób terapeutyczny leczy rany z przeszłości, na nowo układa duchową tkankę teraźniejszości pod kątem przyszłego „życia w łasce”.
            Ksiądz Bosko wierzy w grzech, wierzy w grzech ciężki, wierzy w piekło i mówi o ich istnieniu czytelnikom i słuchaczom. Ale jest również przekonany, że Bóg jest uosobionym miłosierdziem, dlatego dał człowiekowi Sakrament Pojednania. I dlatego kładzie nacisk na warunki dobrego jego przyjęcia, a przede wszystkim na spowiednika jako „ojca” i „lekarza”, a nie tyle jako „uczonego i sędziego”: „Spowiednik wie, o ile większe od twoich win jest miłosierdzie Boga, który przez jego działanie udziela ci przebaczenia” (Zarys biografii młodego Magone Michele, str. 24-25).
            Według wspomnień salezjanów, często sugerował swoim młodym ludziom, aby odwoływali się do Bożego miłosierdzia, nie zniechęcali się po grzechu, ale bez obaw wracali do Spowiedzi, ufając w dobroć Pana, a następnie podejmowali mocne postanowienia na dobre.
            Jako „wychowawca na polu młodzieżowym” ksiądz Bosko czuł potrzebę, aby kłaść mniejszy nacisk na ex opere operato, a większy na ex opere operantis, czyli na dyspozycje penitenta. Na Valdocco wszyscy czuli się zaproszeni do dobrej Spowiedzi, wszyscy czuli ryzyko złej i znaczenie dobrej Spowiedzi; wielu z nich czuło wtedy, że żyją na ziemi pobłogosławionej przez Pana. Nie na darmo miłosierdzie Boże sprawiło, że pewien zmarły młodzieniec obudził się po na katafalku, aby mógł wyznać księdzu Bosko swoje grzechy.
            Krótko mówiąc, sakrament Spowiedzi, dobrze wyjaśniony i często celebrowany, był być może najbardziej̀ skutecznym środkiem, za pomocą którego piemoncki święty prowadził swoją młodzież do zaufania w ogromne miłosierdzie Boże.

Komunia święta
            Komunia, drugi filar pedagogiki wiary księdza Bosko, również spełniała swoją rolę.
            Ksiądz Bosko jest z pewnością jednym z największych propagatorów sakramentalnej praktyki częstej Komunii. Jego doktryna, wzorowana na kontrreformacyjnym sposobie myślenia, przywiązywała większą wagę do Komunii niż do liturgicznego sprawowania Eucharystii, nawet jeśli nastąpiła ewolucja w częstotliwości jej sprawowania. Przez pierszych dwadzieścia lat swojego kapłaństwa, za przykładem św. Alfonsa Marii de Liguori, ale także Soboru Trydenckiego, a wcześniej Tertuliana i św. Augustyna, proponował Komunię raz w tygodniu, kilka razy w tygodniu lub nawet codziennie, w zależności od doskonałości dyspozycji odpowiadających łaskom sakramentu. Dominik Savio na Valdocco zaczął przystępować do Spowiedzi i Komunii co dwa tygodnie, potem co tydzień, potem trzy razy w tygodniu, wreszcie, po roku intensywnego wzrostu duchowego, codziennie, oczywiście zawsze zgodnie z radą swojego spowiednika, samego księdza Bosko.
            Później, w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, ksiądz Bosko, na podstawie swoich doświadczeń pedagogicznych i silnego nurtu teologicznego na rzecz częstej Komunii, w którym prym wiedli francuski biskup de Ségur i ks. Giuseppe Frassinetti, przeszedł do zachęcania swoich młodych do częstszej Komunii, będąc przekonanym, że pozwala to na dokonanie decydujących kroków w życiu duchowym i sprzyja wzrostowi w miłości do Boga. A w przypadku niemożności codziennego przystępowania do Komunii Świętej, proponował Komunię duchową, na przykład podczas nawiedzenia Najświętszego Sakramentu, tak bardzo cenionego przez św. Alfonsa. Ważne było jednak, aby sumienie było w stanie przyjąć Komunię każdego dnia: decyzja należała w pewnym sensie do spowiednika.
            Dla księdza Bosko każda godnie przyjęta Komunia – poprzedzona postem eucharystycznym, w stanie łaski, w gotowości do oderwania się od grzechu, w dziękczynieniu po Jej przyjęciu – gładzi grzechy powszednie, wzmacnia duszę, aby uniknąć ich w przyszłości, zwiększa zaufanie do Boga i Jego nieskończonej dobroci i miłosierdzia; ponadto jest źródłem łaski, aby odnieść sukces w szkole i w życiu, jest pomocą w znoszeniu cierpień i pokonywaniu pokus.
            Ksiądz Bosko uważa, że Komunia jest koniecznością dla „dobrych”, aby pozostali takimi, a dla „złych”, aby stali się „dobrymi”. Jest dla tych, którzy chcą zostać świętymi, a nie dla świętych, tak jak lekarstwo podaje się chorym. Oczywiście wie, że samo uczestnictwo nie jest pewnym wyznacznikiem dobroci, ponieważ są tacy, którzy przyjmują ją bardzo letnio i z przyzwyczajenia, zwłaszcza że powierzchowność młodych ludzi często nie pozwala im zrozumieć pełnego znaczenia tego, co robią.
            Poprzez Komunię można więc otrzymać szczególne łaski od Pana dla siebie i dla innych. Listy księdza Bosko są pełne próśb do jego młodych podopiecznych, aby modlili się i przyjmowali Komunię w jego intencji, aby Pan dał mu powodzenie w „biznesach” każdego rodzaju, którymi się zajmował. To samo czynił ze wszystkimi swoimi korespondentami, których zachęcał do przystępowania do tego sakramentu, aby otrzymać upragnione łaski, podczas gdy sam czynił to samo podczas odprawiania Mszy Świętej.
            Księdzu Bosko bardzo zależało na tym, aby jego chłopcy wzrastali karmieni sakramentami, ale chciał również, aby w najwyższym stopniu szanowano ich wolność. W swoim traktacie o Systemie Prewencyjnym zostawił dokładne instrukcje dla swoich wychowawców: „Nigdy nie zmuszajcie młodych ludzi do przystępowania do sakramentów świętych, lecz tylko zachęcajcie ich i dajcie im przyjemność z korzystania z nich„.
            Jednocześnie jednak pozostał nieugięty w swoim przekonaniu, że sakramenty są najważniejsze. Pisał stanowczo: „Mówcie, co chcecie o różnych systemach wychowawczych, ale ja nie znajduję żadnej pewnej podstawy poza częstą Spowiedzią i Komunią” (Alpejski pastuszek, czyli życie młodego Besucco Francesco d’Argentera, 1864. str. 100).

Ojcostwo i miłosierdzie wcielone
            Miłosierdzie Boże, działające szczególnie w czasie sakramentów Spowiedzi i Komunii, znalazło swój zewnętrzny wyraz nie tylko w księdzu Bosko -spowiedniku, ale również w jego byciu „ojcem, bratem, przyjacielem” młodych ludzi w zwykłym codziennym życiu. Z pewną przesadą można powiedzieć, że ich zaufanie do księdza Bosko było takie, że wielu z nich prawie nie rozróżniało między księdzem Bosko „spowiednikiem” a księdzem Bosko „przyjacielem” i „bratem”; inni potrafili czasami zamienić sakramentalne oskarżenie na szczere wyrazy syna wobec ojca; z drugiej strony znajomość młodzieży przez księdza Bosko była taka, że poprzez proste pytania wzbudzał w nich ogromne zaufanie i nie rzadko w ich imieniu dokonywał zadośćuczynienia.
            Postać Boga Ojca, miłosiernego i opatrznościowego, który w ciągu historii począwszy od Adama, okazywał swoją dobroć wobec ludzi, sprawiedliwych lub grzeszników, ale wszystkich potrzebujących pomocy i będących obiektem ojcowskiej troski, wszystkich powołanych do zbawienia w Jezusie Chrystusie, jest modulowana i odzwierciedlona w dobroci księdza Bosko „Ojca młodzieży”, który chce tylko jej dobra, który jej nie opuszcza, zawsze gotów ją zrozumieć, pochylić się nad nią, przebaczyć. Dla wielu z nich, sierot, biednych i opuszczonych, przyzwyczajonych od najmłodszych lat do ciężkiej codziennej pracy, doświadczających niewiele czułości, dzieci epoki, w której dominowało zdecydowane podporządkowanie i absolutne posłuszeństwo wobec każdej ustanowionej władzy, ksiądz Bosko był być może „czułością” ojca, której oni nie nie doświadczyli, tą „delikatnością”, o której mówi papież Franciszek.
            Jego list do wychowanków z domu w Mirabello z końca 1864 roku ciągle wzrusza: „Te głosy, te okrzyki radości, to całowanie i podawanie ręki, ten serdeczny uśmiech, to rozmawianie ze sobą o duszy, to zachęcanie się nawzajem do czynienia dobra, to rzeczy, które są balsamem dla mojego serca i dlatego nie mogę o Was myśleć bez wzruszenia. Powiem Wam […], że jesteście cenni w moich oczach” (Epistolario II, wyd. F. Motto II, list nr 792).
            Jeszcze bardziej wzruszający jest jego list do młodych z Lanzo z 3 stycznia 1876 r.: „Pozwólcie mi to powiedzieć i niech nikt się nie obrazi, że wszyscy jesteście złodziejami; mówię to i powtarzam, zabraliście mi wszystko. Kiedy byłem w Lanzo, oczarowaliście mnie swoją życzliwością i dobrocią, związaliście zdolności mojego umysłu waszą litością; pozostało mi to biedne serce, którego uczucia skradł mi Pan już całkowicie. Teraz Wasz list podpisany 200 przyjaznymi i najdroższymi rękami zawładnął całym tym sercem, któremu nie pozostało nic innego, jak tylko żywe pragnienie kochania Was w Panu, czynienia Wam dobra i zbawiania dusz wszystkich ludzi” (Epistolario III, list nr 1389).
            Pełna miłości życzliwość, z jaką traktował i chciał, aby salezjanie traktowali chłopców, miała Boże podstawy. Potwierdzał to, cytując św. Pawła: „Miłość jest łaskawa i cierpliwa, wszystko znosi, ale ma nadzieję, i wszystko znosi”.
            Dobroć była więc znakiem miłosierdzia i Bożej miłości, która wymykała się sentymentalizmowi i formom zmysłowości ze względu na tę teologiczną miłość, która była jej źródłem. Ksiądz Bosko przekazywał tę miłość poszczególnym chłopcom, a także grupom: „Że darzę was wielkim uczuciem, nie muszę wam mówić, dałem wam tego wyraźny dowód. Że wy również mnie kochacie, nie muszę mówić, ponieważ stale mi to okazujecie”. Ale na czym opiera się ta nasza wzajemna sympatia? […] Tak więc dobro naszych dusz jest fundamentem naszego uczucia” (Epistolario II, list nr 1148). Miłość do Boga, prymat teologiczny, jest więc podstawą prymatu pedagogicznego.
            Dobroć była również przełożeniem Bożej miłości na miłość prawdziwie ludzką, na którą składa się właściwa wrażliwość, sympatyczna serdeczność, życzliwa i cierpliwa czułość, zmierzająca do głębokiego zjednoczenia serca. Krótko mówiąc, tę konkretną i czułą miłość można doświadczyć w uprzywilejowanej formie w relacji pomiędzy wychowankiem a wychowawcą, kiedy gesty przyjaźni i przebaczenia ze strony wychowawcy skłaniają młodego człowieka, dzięki miłości, która kieruje wychowawcą, do otwarcia się na zaufanie, do poczucia wsparcia w jego wysiłkach, aby przekroczyć samego siebie i zaangażować się, wyrazić zgodę i dogłębnie przylgnąć do wartości, którymi wychowawca żyje osobiście i które mu proponuje. Młody człowiek rozumie, że ta relacja odbudowuje i rekonstruuje go jako człowieka. Najbardziej żmudnym przedsięwzięciem systemu prewencyjnego jest właśnie zdobycie serca młodego człowieka, zdobycie jego szacunku, zaufania, uczynienie go przyjacielem. Jeśli młody człowiek nie kocha wychowawcy, ten niewiele może zrobić z młodego człowieka i dla młodego człowieka.

Uczynki miłosierdzia
            Moglibyśmy teraz kontynuować temat uczynków miłosierdzia, które katechizm rozróżnia na uczynki co do ciała i co do ducha, określając ich liczbę jako siedem na każdą grupę. Nietrudno byłoby udokumentować zarówno to, jak ksiądz Bosko żył, praktykował i zachęcał do pełnienia dzieł miłosierdzia, jak i to, że poprzez swoje „bycie i działanie” był rzeczywistym znakiem i widzialnym świadectwem, w czynach i słowach, miłości Boga do ludzi. Ze względu na ograniczenia edytorskie ograniczamy się do wskazania możliwości takich poszukiwań. Pozostaje jednak faktem, że dzisiaj uczynki miłosierdzia wydają się być porzucone z powodu fałszywego przeciwstawienia sobie miłosierdzia i sprawiedliwości, tak jakby miłosierdzie nie było normlanym sposobem wyrażania tej miłości, która jako taka nigdy nie może być sprzeczna ze sprawiedliwością.




Wychowanie ciała i jego pięciu zmysłów ze św. Franciszkiem Salezym

            Wielu starożytnych ascetów chrześcijańskich często uważało ciało za wroga, którego zepsucie należy zwalczać, wręcz jako obiekt pogardy, który należy ignorować. Liczni duchowni średniowiecza nie interesowali się ciałem, chyba że po to, by zadawać mu pokuty. W większości szkół tamtych czasów nie przewidziano nic, co mogłoby dać odpoczynek „bratu osiołkowi”. Dla Kalwina natura ludzka całkowicie zepsuta przez grzech pierworodny, nie mogła być niczym innym jak „śmietnikiem”. Z drugiej strony, liczni pisarze i artyści renesansowi wynosili ciało na piedestał, oddając mu cześć, w której zmysłowość odgrywała duże znaczenie. Rabelais z kolei wychwalał ciała swoich gigantów i cieszył się, pokazując nawet ich mniej szlachetne funkcje organiczne.

Realizm salezjański
            Pomiędzy deifikacją ciała a jego pogardą, Franciszek Salezy oferuje realistyczną wizję natury ludzkiej. Na końcu pierwszej medytacji na temat stworzenia człowieka, „pierwszego bytu widzialnego”, autor Wprowadzenia do życia pobożnego umieszcza w ustach Filotei postanowienie, które zdaje się podsumowywać jego myśli: „Chcę czuć się uhonorowana za to, że dał mi istnienie”. Oczywiście, ciało jest skazane na śmierć. Z surowym realizmem autor opisuje pożegnanie duszy z ciałem, które opuści „bladą, siną, zniszczoną, okropną i cuchnącą”, ale to nie stanowi powodu, by je zaniedbywać i niesprawiedliwie poniżać, gdy jest żywe. Św. Bernard miał rację, gdy głosił tym, którzy chcieli podążać za nim, że „muszą porzucić swoje ciało i przyjść do niego tylko w duchu”. Zło fizyczne nie powinno skłaniać do nienawiści wobec ciała: zło moralne jest znacznie gorsze.
            Nie znajdujemy u Franciszka Salezego zapomnienia ani pomniejszenia fenomenów cielesnych, gdy mówi o różnych formach chorób lub gdy przywołuje przejawy miłości ludzkiej. W jednym z rozdziałów Traktatu o Bożej miłości zatytułowanym: „Miłość dąży do zjednoczenia”, pisze na przykład tak: „Kiedy się całujemy, jedne usta nakładają się na drugie, aby zaświadczyć, że chciałoby się wlać jedną duszę w drugą, aby je połączyć w doskonałym zjednoczeniu”. To nastawienie Franciszka Salezego wobec ciała wzbudziło, już w jego czasach, reakcje oburzenia. Kiedy ukazała się Filotea, jeden z zakonników awiniońskich publicznie skrytykował tę „książeczkę”, rozdzierając ją na kawałki, oskarżając jej autora jako „doktora zepsutego i psującego”. Przeciwnik przesadnego wstydu, Franciszek Salezy nie znał jeszcze powściągliwości i lęków, które pojawią się w późniejszych czasach. Czy przetrwały w nim średniowieczne zwyczaje, czy też jest to po prostu przejaw jego „biblijnego” gustu? W każdym razie, nie ma w nim nic, co można by porównać do wulgaryzmów „niesławnego” Rabelais.
            Najbardziej cenione dary naturalne to piękno, siła i zdrowie. W odniesieniu do piękna, Franciszek Salezy tak się wyrażał, pisząc o św. Brygidzie: „Urodziła się w Szkocji; była bardzo piękną dziewczyną, ponieważ Szkoci są z natury piękni, a w tym kraju spotyka się najpiękniejsze stworzenia”. Pomyślmy zresztą o repertuarze obrazów dotyczących fizycznych doskonałości Oblubieńca i Oblubienicy, zaczerpniętych z Pieśni nad Pieśniami. Chociaż przedstawienia są uwznioślone i przeniesione na duchowy poziom, pozostają również znaczące w wymiarze, który odnosi się do naturalnego piękna mężczyzny i kobiety. Próbowano zmusić go do usunięcia rozdziału Teotyma o pocałunku, w którym dowodzi, że „miłość dąży do zjednoczenia”, ale zawsze odmawiał. W każdym bądź razie, piękno zewnętrzne nie jest tym najważniejszym: piękno córki Syjonu jest wewnętrzne.

Ścisły związek między ciałem a duszą
            Franciszek Salezy twierdzi przede wszystkim, że ciało jest „częścią naszej osoby”. Uosobiona dusza może również powiedzieć z akcentem czułości: „To ciało jest moją drogą połową, jest moją siostrą, jest moją towarzyszką, urodzoną ze mną, karmioną ze mną”.
            Biskup był bardzo uważny na związek istniejący między ciałem a duszą, między zdrowiem ciała a zdrowiem duszy. Pisze do osoby, której towarzyszył, mającej słabe zdrowie, że zdrowie jej ciała „bardzo zależy od zdrowia duszy, a zdrowie duszy zależy od pocieszeń duchowych”. „Nie osłabło Twoje serce – pisał do chorej – lecz Twoje ciało, a biorąc pod uwagę ścisłe więzi, które je łączą, Twoje serce ma wrażenie, że odczuwa zło Twojego ciała”. Każdy może zauważyć, że choroby cielesne „kończą się tym, że tworzą dyskomfort także dla ducha, z powodu ścisłych więzi między jednym a drugim”. Z drugiej strony, duch działa na ciało do tego stopnia, że „ciało odczuwa uczucia, które poruszają się w sercu”, jak miało to miejsce u Jezusa, który usiadł przy studni Jakuba, zmęczony swoim ciężkim obowiązkiem w służbie Królestwa Bożego.
            Ponieważ jednak „ciało i duch często idą w przeciwnych kierunkach, a w miarę jak jedno osłabia się, drugie wzmacnia” i ponieważ „duch musi panować”, „musimy go wspierać i umacniać tak, aby zawsze pozostał najsilniejszy”. Jeśli więc dbam o ciało, to po to, „aby było w służbie ducha”.
            Bądźmy jednak sprawiedliwi wobec ciała. W przypadku złego samopoczucia lub błędów, często zdarza się, że dusza oskarża ciało i źle je traktuje, jak to zrobił Balaam ze swoim osłem: „O biedna duszo! gdyby twoje ciało mogło mówić, powiedziałoby ci, jak osioł Balaama: dlaczego mnie bijesz, nędzniku? To przeciwko tobie, duszo moja, Bóg zbroi swoją zemstę, to ty jesteś przestępcą”. Kiedy osoba reformuje swoje wnętrze, nawrócenie objawi się także na zewnątrz: we wszystkich postawach, w ustach, w rękach i „nawet we włosach”. Praktyka cnoty czyni człowieka pięknym wewnętrznie i także zewnętrznie. Z drugiej strony, zewnętrzna zmiana, zachowanie ciała może sprzyjać wewnętrznej zmianie. Zewnętrzny akt pobożności podczas medytacji może obudzić wewnętrzną pobożność. To, co tutaj mówi się o życiu duchowym, można łatwo zastosować do wychowania w ogóle.

Miłość i panowanie nad ciałem
            Mówiąc o postawie, jaką należy mieć wobec ciała i rzeczy cielesnych, nie dziwi fakt, że Franciszek Salezy zaleca Filotei, jako pierwszą rzecz, wdzięczność za łaski cielesne, które Bóg jej dał.

Musimy kochać nasze ciało z różnych powodów: ponieważ jest nam potrzebne do czynienia dobrych uczynków, ponieważ jest częścią naszej osoby i ponieważ ma uczestniczyć w wiecznym szczęściu. Chrześcijanin powinien kochać swoje ciało jako żywy obraz ciała Wcielonego Zbawiciela, jako pochodzące od niego przez pokrewieństwo i więzy krwi. Zwłaszcza po tym, jak odnowiliśmy przymierze, rzeczywiście przyjmując ciało Odkupiciela w najświętszym sakramencie Eucharystii, a przez chrzest, bierzmowanie i inne sakramenty, poświęciliśmy się i oddaliśmy w służbę najwyższej dobroci.

            Miłość do własnego ciała jest częścią miłości, jaką należy okazywać sobie samemu. W rzeczy samej, najbardziej przekonujący powód, by czcić i mądrze używać ciała, leży w wizji wiary, którą biskup Genewy tak wyjaśniał matce de Chantal, wychodzącej z choroby: „Dbaj wciąż o to ciało, ponieważ jest Boże, moja najdroższa Matko”. Dziewica Maryja jest w tym momencie przedstawiana jako wzór: „Z jaką pobożnością musiała kochać swoje dziewicze ciało! Nie tylko dlatego, że było to ciało słodkie, pokorne, czyste, posłuszne świętej miłości i całkowicie przesiąknięte tysiącem świętych zapachów, ale także dlatego, że było żywym źródłem ciała Zbawiciela i bardzo ściśle do niego należało, z więzią, która nie ma porównania”.
            Miłość do ciała jest zalecana, ale ciało musi pozostać podporządkowane duchowi, jak sługa swojemu panu. Aby kontrolować apetyt, muszę „nakazać rękom, by nie dostarczały ustom pokarmów i napojów, chyba że w odpowiedniej ilości”. Aby rządzić seksualnością, „należy odebrać lub dać zdolnościom reprodukcyjnym podmioty, obiekty i pokarmy, które je pobudzą, zgodnie z nakazami rozumu”. Pewnemu młodzieńcowi, który zamierza „wypłynąć na szerokie morze”, biskup zaleca: „Życzę ci także mocnego serca, które powstrzyma cię od rozpieszczania swojego ciała nadmiernymi wymysłami w jedzeniu, spaniu czy innych rzeczach. Wiadomo, że hojne serce zawsze odczuwa pewien rodzaj pogardy dla delikatności i cielesnych przyjemności”.
            Aby ciało pozostało podporządkowane prawu ducha, należy unikać nadmiarów: ani go nie maltretować, ani nie rozpieszczać. We wszystkim potrzebny jest umiar. Motyw miłości powinien mieć pierwszeństwo we wszystkich sprawach; dlatego pisze: „Jeśli praca, którą wykonujecie, jest wam potrzebna lub jest bardzo użyteczna dla chwały Bożej, wolałbym, abyście znosili trudy pracy, niż trudy postu”. Stąd wniosek: „Ogólnie lepiej mieć w ciele więcej sił, niż potrzeba, niż zrujnować je ponad miarę; ponieważ można je zawsze zrujnować, gdy tylko się chce, ale aby je odzyskać, nie zawsze wystarczy chcieć”.
            To, czego należy unikać, to „tkliwość, którą odczuwamy dla siebie samych”. Rozumie ją, z finezyjną ironią, ale w sposób bezlitosny, jako niedoskonałość, która nie jest tylko „właściwa dzieciom, a jeśli mogę odważyć się to powiedzieć, kobietom”, ale także mężczyznom mało odważnym, do których odnosi ten interesujący charakterystyczny obraz: „Są tacy, którzy są tkliwi wobec siebie, i którzy nie robią nic innego, jak tylko narzekają, rozpieszczają się, pieszczą się i oglądają się”.
            Bądź co bądź, biskup Genewy dbał o swoje ciało, jak to było jego obowiązkiem, słuchał swojego lekarza i „pielęgniarek”. Zajmował się także zdrowiem innych, doradzając odpowiednie środki. Na przykład napisze do matki młodego ucznia z kolegium w Annecy: „Należy, aby Charles został zbadany przez lekarzy, aby jego wzdęcie brzucha się nie pogorszyło”.
            Zdrowi służy higiena. Franciszek Salezy pragnął, aby zarówno serce, jak i ciało były czyste. Zalecał przyzwoitość, bardzo różną od stwierdzeń takich jak to św. Hilarego, według którego „nie należy szukać czystości w naszych ciałach, które nie są niczym innym jak tylko zakaźnymi padlinami i obciążone jedynie infekcją”. Raczej był zdania św. Augustyna i innych starożytnych, którzy kąpali się „aby utrzymać swoje ciała w czystości zarówno od brudu spowodowanego upałem i potem, jak i dla zdrowia, które z pewnością jest wspomagane przez czystość”.
            Aby móc pracować i wypełniać obowiązki swojego stanu, każdy powinien dbać o swoje ciało w zakresie odżywiania i odpoczynku: „Mało jeść, dużo pracować i z wielkim niepokojem oraz odmawiać ciału niezbędnego odpoczynku, to jak wymagać wiele od konia, który jest wyczerpany, nie dając mu czasu na przeżuwanie trochę owsa”. Ciało potrzebuje odpoczynku, to rzecz całkowicie oczywista. Długie nocne czuwania są „szkodliwe dla głowy i żołądka”, podczas gdy wczesne wstawanie rano jest „pożyteczne zarówno dla zdrowia, jak i świętości”.

Wychowanie naszych zmysłów, szczególnie oczu i uszu
            Nasze zmysły są wspaniałymi darami Stwórcy. Łączą nas ze światem i otwierają na wszystkie rzeczywistości zmysłowe, naturę, kosmos. Zmysły są bramą ducha, dostarczają mu, że tak powiem, surowego materiału; w rzeczy samej, jak mówi tradycja scholastyczna: „nic nie jest w intelekcie, co wcześniej nie było w zmysłach”.
            Kiedy Franciszek Salezy mówi o zmysłach, jego zainteresowanie koncentruje się szczególnie na płaszczyźnie wychowawczej i moralnej, a jego nauczanie w tej kwestii odnosi się do tego, co przedstawił na temat ciała w ogóle: podziw i czujność. Z jednej strony mówi, że Bóg daje nam „oczy, aby widzieć cuda Jego dzieł, język, aby Go chwalić, i tak dalej w odniesieniu do wszystkich innych zdolności”, nigdy nie pomijając z drugiej strony zalecenia, aby „ustawić strażników przy oczach, ustach, uszach, rękach i węchu”.
            Należy zacząć od wzroku, ponieważ „spośród wszystkich zewnętrznych części ciała ludzkiego nie ma żadnej ani pod względem budowy, ani pod względem aktywności, bardziej szlachetnej części niż oko”. Oko jest stworzone dla światła: dowodzi tego fakt, że im piękniejsze są rzeczy, przyjemniejsze dla oka i odpowiednio oświetlone, tym bardziej oko patrzy na nie z żądzą i żywotnością. „Z oczu i słów można poznać, jaka jest dusza i duch człowieka, ponieważ oczy służą duszy jak tarcza zegara”. Wiadomo, że wśród zakochanych oczy mówią więcej niż język.
            Należy czuwać nad oczami, ponieważ przez nie mogą wejść pokusa i grzech, jak to miało miejsce w przypadku Ewy, która była oczarowana widokiem piękna zakazanego owocu, lub Dawida, którego wzrok utknął na żonie Uriasza. W niektórych przypadkach należy postępować jak z ptakiem drapieżnym: aby go przywrócić, należy pokazać mu jego gniazdo; aby go uspokoić, trzeba zakryć mu głowę; w ten sam sposób, aby uniknąć złych spojrzeń, „należy odwrócić oczy, zakryć je naturalnym kapturem i zamknąć”.
            Choć obrazy wizualne dominują w dziełach Franciszka Salezego, należy uznać, że fenomeny dźwiękowe są również godne uwagi. Podkreśla to znaczenie, jakie przypisywał słuchowi z powodów zarówno estetycznych, jak i moralnych. „Wspaniała melodia słuchana z wielką uwagą” wywołuje tak magiczny efekt, że „czaruje uszy”. Ale trzeba uważać, aby nie przekroczyć zdolności słuchu: muzyka, jak piękna by nie była, jeśli jest głośna i zbyt bliska, przeszkadza nam i obraża ucho.
            Z drugiej strony należy wiedzieć, że „serce i uszy rozmawiają ze sobą”, ponieważ to przez ucho serce „słucha myśli innych”. To również przez ucho wchodzą w najgłębsze zakamarki duszy podejrzane, obraźliwe, kłamliwe lub złośliwe słowa, przed którymi należy się dobrze strzec; dusze zatruwają się przez ucho, tak jak ciało przez usta. Uczciwa kobieta zakryje uszy, aby nie usłyszeć głosu czarownika, który chce ją podstępnie zdobyć. Pozostając w sferze symbolicznej, Franciszek Salezy stwierdza, że prawe ucho jest organem, przez który słuchamy duchowych przesłań, dobrych inspiracji i poruszeń, podczas gdy lewe służy do słuchania światowych i próżnych rozmów. Aby strzec serca, powinniśmy zatem z wielką starannością chronić uszy.
            Najlepszą przysługą, o jaką możemy prosić uszy, jest to, aby mogły usłyszeć Słowo Boże, przedmiot kazania, które wymaga uważnych słuchaczy, gotowych, aby przeniknęło do ich serc, aby przyniosło owoce. Filotea jest zaproszona do „przesiąkania” tym słowem w ucho raz jednego, raz drugiego, i do modlenia się do Boga w głębi swojej duszy, aby zechciał wlać tę świętą rosę w serce tych, którzy ją słuchają.

Inne zmysły
            Także w temacie węchu zauważamy obfitość odniesień do zapachów. Zapachy są tak różnorodne, jak różne są substancje zapachowe, takie jak mleko, wino, balsam, olej, mirra, kadzidło, drewno aromatyczne, nard, maść, róża, cebula, lilia, fiołek, fiołek myślowy, mandragora, cynamon… Jeszcze bardziej zdumiewają zapachy uzyskane przy produkcji wody zapachowej:

Bazylia, rozmaryn, majeranek, hyzop, goździki, cynamon, gałka muszkatołowa, cytryny i piżmo, zmieszane razem i posiekane, rzeczywiście dają bardzo przyjemny zapach dzięki mieszance ich aromatów; ale nie można go nawet porównać z tym, co pochodzi z destylacji, w której aromaty wszystkich tych składników, oddzielone od ich ciał, łączą się bardziej doskonale, tworząc wykwintny zapach, który znacznie bardziej przenika węch niż miałoby to miejsce, gdyby razem z wodą były części materialne.

            Liczba wrażeń zapachowych zaczerpniętych z Pieśni nad Pieśniami, wschodniego poematu, w którym zapachy zajmują ważne miejsce, jest ogromna, a jednym z wersetów biblijnych, które Franciszek Salezy najczęściej komentował, jest gorący krzyk panny młodej: „Przyciągnij mnie do siebie, będziemy razem chodzić i biegać w ślad Twoich zapachów”. I jakże wyrafinowana jest ta uwaga: „Słodki zapach róży staje się bardziej subtelny dzięki bliskości czosnku posadzonego w pobliżu róż!”.
            Nie mylmy jednak świętego balsamu z zapachami tego świata. Istnieje bowiem węch duchowy, który powinniśmy w naszym interesie pielęgnować. Pozwala nam dostrzegać duchową obecność ukochanej osoby, a ponadto sprawia, że nie dajemy się rozpraszać przez złe zapachy innych. Wzorem jest ojciec, który z otwartymi ramionami przyjmuje syna marnotrawnego, który wraca do niego „półnagi, brudny, zanieczyszczony i cuchnący odpadkami z powodu długiego obcowania ze świniami”. Inny realistyczny obraz pojawia się w odniesieniu do pewnych światowych krytyk: nie dziwmy się, zaleca Franciszek Salezy Joannie de Chantal, że potrzebne jest „aby trochę balsamu, który mamy, wydawał się cuchnący dla nosa świata”.
            Odnośnie smaku, pewne obserwacje biskupa Genewy mogą sprawić, że pomyślimy, że był urodzonym łakomczuchem, wręcz edukatorem smaku: „Kto nie wie, że słodycz miodu łączy się coraz bardziej z naszym zmysłem smaku w ciągłym postępie smaku, gdy trzymamy go długo w ustach, zamiast od razu go połknąć, jego smak przenika głębiej w nasz zmysł smaku?” Uznając słodycz miodu, należy jednak bardziej docenić sól, ponieważ jest bardziej powszechna. W imię umiaru i wstrzemięźliwości, Franciszek Salezy zalecał umieć zrezygnować z osobistych upodobań, jedząc to, co „jest nam postawione przed oczami”.
            W końcu, mówiąc o dotyku, Franciszek Salezy mówi o nim przede wszystkim w sensie duchowym i mistycznym. Tak zaleca dotykanie naszego Pana ukrzyżowanego: głowy, świętych rąk, cennego ciała, serca. Pewnemu młodemu, który ma wyruszyć w szeroki świat, zaleca energiczne zarządzanie samym sobą i pogardzanie słabościami, cielesnymi przyjemnościami i sprawami zbytecznymi: „Chciałbym, abyś czasami surowo traktował swoje ciało, aby doświadczyło pewnej surowości i twardości, pogardzając delikatnościami i rzeczami przyjemnymi dla zmysłów; ponieważ konieczne jest, aby czasami rozum sprawował swoją przewagę i władzę, którą ma nad zmysłowymi pragnieniami”.

Ciało i życie duchowe
            Ciało jest wezwane do uczestnictwa w życiu duchowym, które wyraża się przede wszystkim w modlitwie: „To prawda, że istota modlitwy jest w duszy, ale głos, gesty i inne zewnętrzne znaki, za pomocą których ujawnia się wnętrze serc, są szlachetnymi atrybutami i niezwykle użytecznymi właściwościami modlitwy; są jej efektami i działaniami. Dusza nie zadowala się modlitwą, jeśli człowiek w swojej całości nie modli się; modli się razem z oczami, rękami, kolanami”.
            Dodaje, że „dusza klęcząca przed Bogiem łatwo skłania całe ciało; podnosi oczy tam, gdzie wznosi serce, unosi ręce tam, skąd oczekuje pomocy”. Franciszek Salezy wyjaśnia również, że „modlić się w duchu i prawdzie to modlić się chętnie i z uczuciem, bez fałszu ani hipokryzji, angażując przy tym całego człowieka, duszę i ciało, aby to, co Bóg złączył, nie było rozdzielone”. „Cały człowiek musi się modlić”, powtarza wizytkom. Ale najlepszą modlitwą jest ta Filotei, kiedy decyduje się poświęcić Bogu nie tylko duszę, swojego ducha i swoje serce, ale także swoje „ciało ze wszystkimi jego zmysłami”; w ten sposób będzie Go naprawdę kochać i służyć Mu całym swoim istnieniem.




Jubileusz i praktyki pobożne związane z nawiedzeniem kościołów. Dialog

Święty Jan Bosko doskonale rozumiał znaczenie jubileuszy w życiu Kościoła. W 1850 roku, z powodu różnych wydarzeń historycznych, nie było możliwe celebrowanie jubileuszu, dlatego papież Pius IX ogłosił nadzwyczajny jubileusz z okazji ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu (8 grudnia 1854). Ten jubileusz trwał sześć miesięcy, od 8 grudnia 1854 do 8 czerwca 1855. Ksiądz Bosko nie przepuścił okazji i opublikował w 1854 roku tomik „Jubileusz i praktyki pobożne związane z nawiedzeniem kościołów”.
Z chwilą promulgacji encykliki „Quanta Cura” oraz „Syllabus errorum”, papież Pius IX ogłosił kolejny nadzwyczajny jubileusz, ponownie trwający sześć miesięcy, od 8 grudnia 1864 do 8 czerwca 1865. Również przy tej okazji Ksiądz Bosko zaproponował w „Lekturach Katolickich” tekst: „Rozmowy na temat ustanowienia Jubileuszu”.
W związku z Jubileuszem zwyczajnym w 1875 roku, Ksiądz Bosko ponownie opublikował swój tekst pod tytułem „Jubileusz 1875, jego ustanowienie i praktyki pobożne związane z nawiedzeniem kościołów”, zawsze dbając o to, aby wierni otrzymali pomoc w tych pełnych nadzwyczajnych łask celebracjach.
Przedstawiamy tutaj ostatnią wersję, datowaną na 1875 rok.

DIALOG I. O jubileuszu w ogólności
Giuliano — Witam serdecznie Księdza Proboszcza, jestem tutaj, aby prosić Księdza o odrobinę cierpliwości.
Proboszcz — Witaj, drogi Giuliano, zawsze cieszę się, gdy mnie odwiedzasz, i jak już wielokrotnie mówiłem, zawsze jestem do twojej dyspozycji w tym, co mogę zrobić dla duchowego dobra wszystkich moich parafian, a szczególnie dla ciebie, który niedawno przeszedłeś na wiarę katolicką i w wielu sprawach potrzebujesz większej nauki.
            Giul. — Powiedziano mi, że papież ogłosił Jubileusz; nigdy go nie obchodziłem, chciałbym teraz być pouczony, jak go dobrze przeżyć.
            Prob. — Mądrze pomyślałeś, aby starać się o naukę na ten czas, ponieważ odkąd stałeś się katolikiem, nie odbył się jeszcze żaden jubileusz; a w związku z twoim odstępstwem, nie znając tej praktyki Kościoła katolickiego, można się obawiać, że masz w głowie nie mało błędów. Powiedz mi zatem, co najbardziej cię interesuje, a ja postaram się zaspokoić twoje pragnienia, czyniąc te uwagi, które uznam za użyteczne dla twojego duchowego pożytku.
            Giul. — Przede wszystkim potrzebowałbym, abyś mi w prosty i jasny sposób powiedział, co oznacza słowo Jubileusz i jakie znaczenie nadają mu katolicy, ponieważ kiedy nieszczęśliwie byłem protestantem, słyszałem różne opinie przeciwko Jubileuszowi i przeciwko Odpustom.
            Prob. — Dwóch rzeczy, drogi Giuliano, pragniesz ode mnie: wyjaśnienia słowa Jubileusz i w jakim sensie przyjmowany jest jako praktyka religijna proponowana przez Kościół katolicki.
Jeśli chodzi o znaczenie słowa, nie muszę się zbytnio zatrzymywać, ponieważ wystarczy nam wiedzieć, co się przez nie chce wyrazić. Niemniej jednak przytoczę główne wyjaśnienia, jakie dają święci Ojcowie.
Święty Hieronim i inni mówią, że słowo Jubileusz pochodzi od Iubal, wynalazcy instrumentów muzycznych, lub od Iobel, co oznacza róg, ponieważ rok jubileuszowy wśród Żydów ogłaszano trąbą w kształcie rogu baraniego.
Inni wywodzą jubileusz od słowa Habil, co oznacza radośnie przywracać, ponieważ w tym roku rzeczy kupione, pożyczone lub zastawione były zwracane pierwotnemu właścicielowi; co powodowało wielką radość.
Inni mówią, że słowo jubileusz pochodzi od Iobil, które również oznacza radość, ponieważ w tych okolicznościach dobrzy chrześcijanie mają poważne powody do radości z duchowych skarbów, którymi mogą się wzbogacić.
            Giul. — To jest ogólne wyjaśnienie słowa Jubileusz, ale chciałbym wiedzieć, jak definiuje go Kościół w kontekście praktyki pobożnej, do której są przywiązane Odpusty.
            Prob. — Z przyjemnością ci to wyjaśnię. Jubileusz, rozumiany jako praktyka ustanowiona przez Kościół, jest Odpustem zupełnym udzielonym przez Papieża Kościołowi powszechnemu z pełnym odpuszczeniem wszystkich grzechów tym, którzy godnie go otrzymują, wypełniając przepisaną pracę.
Po pierwsze, nazywa się go Odpustem zupełnym, aby odróżnić go od Odpustu cząstkowego, który zazwyczaj udzielają Papieże w związku z pewnymi ćwiczeniami chrześcijańskiej pobożności, pewnymi modlitwami i pewnymi aktami religii.
Ten Odpust nazywa się nadzwyczajnym, ponieważ zazwyczaj udzielany jest rzadko i w poważnych przypadkach, jak gdy grożą wojny, zarazy i trzęsienia ziemi. Papież Pius IX udziela w tym roku jubileuszu zwyczajnego, który zazwyczaj odbywa się co dwadzieścia pięć lat, aby pobudzić wiernych chrześcijan z całego świata do modlitwy za obecne potrzeby religii, a szczególnie za nawrócenie grzeszników, za wykorzenienie herezji i za oddalenie wielu błędów, które niektórzy starają się szerzyć wśród wiernych za pomocą pism, książek lub innych środków, które, niestety, diabeł potrafi podsunąć na szkodę dusz.
            Giul. — Bardzo cieszę się z definicji, którą mi dałeś na temat Jubileuszu, ale nazywa się go tak różnymi nazwami, że jestem dość zdezorientowany — Rok Święty, Rok stulecia, wieczny, jubileuszowy, Jubileusz szczególny, Jubileusz powszechny, Wielki Jubileusz, Odpust w formie Jubileuszu — oto nazwy, którymi słyszę, że Jubileusz jest nazywany zamiennie; proszę o wyjaśnienie.
            Prob. — Te nazwy, chociaż czasami używane są do wyrażenia tej samej rzeczy, mają jednak znaczenie nieco różne. — Podam ci krótkie wyjaśnienie.
Jubileusz nazywa się Rokiem Jubileuszowym, Rokiem Świętym, ponieważ w tym roku (jak ci powiem później) Żydzi mieli zaprzestać wszelkiego rodzaju pracy i zajmować się wyłącznie dziełami cnoty i świętości. Do tego są również zapraszani wszyscy wierni chrześcijanie, chociaż nie są zobowiązani do porzucenia swoich zwykłych zajęć doczesnych. Nazywa się również stuleciem lub rokiem stulecia, ponieważ w swojej pierwszej formie obchodzono go co sto lat.
            Jubileusz nazywa się częściowym, gdy udzielany jest tylko w niektórych określonych miejscach, jak na przykład w Rzymie lub w Santiago de Compostela w Hiszpanii. Ten jubileusz nazywa się również powszechnym, gdy udzielany jest wiernym w każdym miejscu chrześcijaństwa.
            Ale nazywa się go właściwie Jubileuszem powszechnym lub Wielkim Jubileuszem, gdy obchodzony jest w roku, który jest ustalony przez Kościół. Wśród Żydów odbywał się co pięćdziesiąt lat, wśród chrześcijan na początku co sto lat, potem co pięćdziesiąt, a teraz co dwadzieścia pięć.
            Jubileusz nazywa się nadzwyczajnym i także Odpustem w formie Jubileuszu, gdy z jakiegoś poważnego powodu udzielany jest poza rokiem świętym.
            Papieże, gdy są wynoszeni na swoją godność, zazwyczaj uświetniają to wydarzenie Odpustem zupełnym lub nadzwyczajnym Jubileuszem.
Różnica między Wielkim Jubileuszem a Jubileuszem częściowym polega na tym, że pierwszy trwa cały rok, a drugi trwa tylko część roku. Na przykład ten, który panujący Pius IX udzielił w 1865 roku, trwał tylko trzy miesiące, ale były do niego przywiązane te same przywileje, co obecny jubileusz, który trwa przez cały rok 1875.
            Krótkie wyjaśnienie, które ci dałem na temat tych słów, sądzę, że będzie jeszcze lepiej wyjaśnione przez inne rzeczy, które mam nadzieję przedstawić ci w innych rozmowach. Tymczasem, drogi Giuliano, wiedz, że Jubileusz jest wielkim skarbem dla chrześcijan, dlatego z pełnym uzasadnieniem uczony kardynał Gaetani w swoim traktacie o Jubileuszu (rozdz. 15) napisał te piękne słowa: „Błogosławiony ten lud, który wie, czym jest Jubileusz; nieszczęśliwi ci, którzy z powodu zaniedbania lub lekkomyślności go ignorują, mając nadzieję na dotarcie do innego (Ci, którzy pragną uzyskać więcej informacji na temat tego, co zostało krótko wspomniane, mogą skonsultować: MORONI: Rok święty i jubileusz — BERGIER artykuł Jubilé — dzieło: Magnum theatrum vitae humanae artykuł Iubileum. — NAVARRO de Iubileo nota 1° Benzonio lib. 3, cap 4. Vittorelli — Turrecremata — Sarnelli tom X. S. Isidoro nelle Origini lib. 5.).

DIALOG II. Jubileusz u Żydów
            Giul. — Z przyjemnością wysłuchałem tego, co mi powiedziałeś na temat różnych znaczeń, jakie zwykle nadaje się słowu Jubileusz, oraz o wielkich korzyściach, jakie można z niego czerpać. Ale to mi nie wystarcza, jeśli miałbym odpowiedzieć moim dawnym towarzyszom religijnym; ponieważ oni, biorąc tylko Biblię za normę swojej wiary, są przekonani, że Jubileusz jest nowością w Kościele, o której nie ma śladu w Biblii. Chciałbym zatem być pouczony na ten temat.
            Prob. — Kiedy twoi dawni przełożeni i towarzysze religijni twierdzili, że w Piśmie Świętym nie mówi się o jubileuszu, starali się ukryć przed tobą prawdę lub sami ją ignorowali.
            Najpierw jednak, zanim przedstawię ci, co Biblia mówi o Jubileuszu, muszę zwrócić uwagę, że w Kościele katolickim istnieje nieomylna władza, która pochodzi od Boga i jest przez samego Boga kierowana. To wynika z wielu tekstów świętej Biblii, a szczególnie z słów, które Zbawiciel powiedział świętemu Piotrowi, gdy ustanowił go głową Kościoła, mówiąc: — Wszystko, co zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie; wszystko, co rozwiążesz na ziemi, będzie również rozwiązane w niebie (Św. Mateusz, 18). Dlatego możemy z pewnością przyjąć wszystko, co ta władza ustanawia dla dobra chrześcijan, bez obawy o błąd. Ponadto jest powszechnie przyjętą zasadą wśród wszystkich katolików, że gdy spotykamy jakąś prawdę, w którą wiernie wierzono i ją praktykowano w każdym czasie w Kościele, a nie można znaleźć konkretnego czasu ani miejsca, w którym została ustanowiona, musimy w nią wierzyć jako objawioną przez samego Boga i przekazaną ustnie, bądź na piśmie od początku Kościoła aż do naszych dni.
            Giul. — W to również wierzę; ponieważ, mając nieomylność Kościoła, nie ma znaczenia, czy proponuje rzeczy zapisane w Biblii, czy przekazywane przez Tradycję. Niemniej jednak bardzo chciałbym wiedzieć, co w Biblii mówi się o Jubileuszu; a tym bardziej pragnę to wiedzieć, ponieważ niedawno mój stary przyjaciel protestant znów zaczął się ze mnie naśmiewać w związku z nowością Jubileuszu, o którym, jak mówił, nie ma wzmianki w Biblii.
            Prob. — Oto jestem gotów zaspokoić to wasze słuszne pragnienie. Otwórzmy razem Biblię i przeczytajmy w Księdze Kapłańskiej w rozdziale XXV, tutaj znajdziemy ustanowienie Jubileuszu, jak był praktykowany wśród Żydów.
            Święty tekst mówi tak:
Policzysz, rzekł Pan do Mojżesza, sobie siedem lat szabatowych, to jest siedem razy po siedem lat, tak że czas siedmiu lat szabatowych będzie obejmował czterdzieści dziewięć lat. Dziesiątego dnia, siódmego miesiąca zatrąbisz w róg. W Dniu Przebłagania zatrąbicie w róg w całej waszej ziemi. Będziecie święcić pięćdziesiąty rok, oznajmijcie wyzwolenie w kraju dla wszystkich jego mieszkańców. Będzie to dla was jubileusz – każdy z was powróci do swej własności i każdy powróci do swego rodu. Cały ten rok pięćdziesiąty będzie dla was rokiem jubileuszowym – nie będziecie siać, nie będziecie żąć tego, co urośnie, nie będziecie zbierać nieobciętych winogron, bo to będzie dla was jubileusz, to będzie dla was rzecz święta.  
Tyle słów z Księgi Kapłańskiej, wobec których sądzę, że nie potrzeba długiego wyjaśnienia, abyście zrozumieli, jak stara jest instytucja Jubileuszu, to znaczy od pierwszych czasów, gdy Żydzi mieli wejść do Ziemi Obiecanej, około roku 2500 od stworzenia świata.
            O Jubileuszu mówi się również w wielu innych miejscach w Biblii; w tej samej Księdze Kapłańskiej, w rozdziale XXVII; w Księdze Liczb, w rozdziale XXXVI, w Księdze Jozuego w rozdziale VI. Ale wystarczy to, co powiedzieliśmy, samo w sobie jest bardzo jasne.
Giul. — Bardzo się cieszę, że mogłem zobaczyć te słowa z Biblii, i bardzo się cieszę, że Biblia nie tylko mówi o Jubileuszu, ale nakazuje jego przestrzeganie wszystkim Żydom. Pragnę jednak, abyś nieco szerzej wyjaśnił słowa świętego tekstu, aby poznać, jaki cel miał Bóg, nakazując Jubileusz.
            Prob. — Z Biblii jasno wynika, jaki cel miał Bóg, nakazując Mojżeszowi przestrzeganie Jubileuszu. Przede wszystkim Bóg, który jest całkowicie miłością, chciał, aby ten lud przyzwyczaił się do bycia łaskawym i miłosiernym wobec bliźnich; dlatego w roku Jubileuszu wszystkie długi były umarzane. Ci, którzy sprzedali lub zastawili domy, winnice, pola lub inne rzeczy, w tym roku odzyskiwali wszystko jako pierwotni właściciele; wygnańcy wracali do swojej ojczyzny, a niewolnicy bez żadnego wykupu byli uwalniani. W ten sposób bogaci byli powstrzymywani od nadmiernych zakupów, biedni mogli zachować dziedzictwo swoich przodków, a niewolnictwo, tak powszechnie praktykowane w tamtych czasach przez narody pogańskie, było powstrzymywane. Ponadto, zaprzestając zajęć doczesnych, lud mógł swobodnie poświęcić cały rok sprawom związanym z Bożym kultem, i tak bogaci i biedni, niewolnicy i panowie jednoczyli się w jednym sercu i jednej duszy, aby błogosławić i dziękować Panu za otrzymane dobrodziejstwa.
            Giul. — Może to nie jest na miejscu, ale rodzi się we mnie trudność: jeśli w roku Jubileuszu nie siano ani nie zbierano plonów z pól, czym ludzie mogli się żywić?
            Prob. — W tym przypadku, to znaczy w roku Jubileuszu, miało miejsce niezwykłe zdarzenie, które jest prawdziwym cudem. W roku poprzedzającym Pan sprawiał, że ziemia rodziła taką obfitość wszelkiego rodzaju owoców, że wystarczały na cały rok 49 i 50 oraz część 51. W tym musimy podziwiać dobroć Boga, który, nakazując nam zajmować się sprawami związanymi z oddaniem Mu czci, sam myśli o wszystkim, co może być nam potrzebne dla ciała. Ta zasada była później wielokrotnie potwierdzana w Ewangelii, szczególnie gdy Jezus Chrystus powiedział: Nie martwcie się o jutro, mówiąc: Co będziemy jeść? Co będziemy pić? Czym się przykryjemy? Quaerite primum regnum Dei et iustitiam eius et haec omnia adiicientur vobis. Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a te wszystkie rzeczy będą wam dodane.
            Giul. — Inna wątpliwość rodzi się w tym momencie: czy rok Jubileuszu jest jeszcze obecnie poprzedzony tą obfitością w innych miejscach na ziemi?
            Prob. — Nie, drogi Giuliano, materialna obfitość żydowskiego Jubileuszu trwała wśród tego ludu tylko do przyjścia Mesjasza; odtąd, gdy to, co symbolizowało stary Jubileusz, się spełniło, ta materialna obfitość ustała, aby ustąpić miejsca obfitości łask i błogosławieństw, które chrześcijanie mogą cieszyć się w świętej katolickiej religii.
            Giul. — Jestem bardzo zadowolony z tego, co mi powiedziałeś (Na ten temat można konsultować CALMET DELL’ AQUILA Słownik Biblijny w artykule Jubileusz. — MENOCHIO: O pięćdziesiątym roku jubileuszowym Żydów).

DIALOG III. Jubileusz u chrześcijan
            Giul. — Postaram się zapamiętać, jak Jubileusz był praktykowany wśród Żydów i jak jest źródłem niebieskich błogosławieństw w określonych czasach. Teraz chciałbym również wiedzieć, czy w Nowym Testamencie wspomniano o Jubileuszu; ponieważ, jeśli istnieje jakiś tekst w tej sprawie, protestanci są w trudnej sytuacji i muszą przyznać, że katolicy praktykują Jubileusz zgodnie z Ewangelią.
            Prob. — Chociaż dla każdego chrześcijanina wystarczy, że prawda jest zapisana w jakiejkolwiek części Biblii, aby była dla niego regułą wiary, w tym przypadku możemy być w pełni usatysfakcjonowani zarówno autorytetem Starego, jak i Nowego Testamentu.
            Św. Łukasz w rozdziale czwartym (w. 19) opowiada następujące wydarzenie dotyczące Zbawiciela. Gdy Jezus udał się do Nazaretu, swojej ojczyzny, podano mu Biblię, aby wyjaśnił jakiś fragment ludowi. Otworzył księgę proroka Izajasza i między innymi zastosował do siebie następujące słowa: Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie;
abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana
.
Z tych słów, drogi Giuliano, wiesz już, jak Zbawiciel przypomina starożytny Jubileusz, który był całkowicie materialny, i nadaje mu sens moralny, mówiąc, że ogłasza prawdziwy rok odkupienia, rok łaski, w którym swoimi cudami, poprzez swoją mękę i śmierć dał prawdziwą wolność ludom zniewolonym przez grzech, obdarzając ich obfitością łask i błogosławieństw, które są w religii chrześcijańskiej (V. MARTINI o św. Łukaszu).
            Również św. Paweł w drugim liście do Koryntian mówi o tym czasie łaski, czasie zbawienia i uświęcenia (rozdz. 6, 2).
            Z tych słów i innych faktów z Nowego Testamentu dochodzimy do wniosku: 1° Że starożytny Jubileusz, który był całkowicie materialny, przeszedł na nowe prawo, które jest całkowicie duchowe. 2° Że wolność, którą Naród Wybrany dawał niewolnikom, symbolizowała pełne wyzwolenie, które zdobędziemy dzięki łasce Bożej, przez którą zostaliśmy uwolnieni od twardej niewoli diabła. 3° Że rok odkupienia, czyli Jubileusz, został potwierdzony w Ewangelii, przyjęty przez Kościół i praktykowany zgodnie z potrzebami wiernych oraz w miarę możliwości czasów.
            Giul. — Coraz bardziej przekonuję się o prawdzie, w którą mocno wierzę, ponieważ jest zapisana w Starym i Nowym Testamencie. Teraz chciałbym jeszcze wiedzieć, jak ta praktyka religijna została zachowana w Kościele Katolickim.
            Prob. — To jest sprawa wielkiej wagi, i postaram się ci to odpowiedzieć. Ponieważ rok Jubileuszu wśród Żydów był rokiem odpuszczenia i przebaczenia, tak również ustanowiono rok Jubileuszu wśród chrześcijan, w którym udziela się wielkich Odpustów, czyli odpuszczenia i przebaczenia grzechów. Stąd wynika, że rok Jubileuszu wśród chrześcijan nazwano Rokiem Świętym, zarówno z powodu wielu dzieł pobożności, które chrześcijanie zwykle wykonują w tym roku, jak i z powodu wielkich łask niebieskich, które w takiej okoliczności każdy może sobie zyskać.
            Giul. — To nie jest to, co chciałem powiedzieć; chciałbym usłyszeć opowieść o tym, jak ten Jubileusz został wprowadzony wśród chrześcijan.
            Prob. — Aby zrozumieć, jak Jubileusz został wprowadzony i zachowany wśród chrześcijan, muszę zwrócić uwagę na pewne wierzenia, które były przestrzegane od najwcześniejszych czasów Kościoła. Polegały one na wielkim przekonaniu, że w roku Jubileuszu, zwanym w Ewangelii rokiem odkupienia, a przez św. Pawła rokiem łaski, czasem zbawienia, można było uzyskać Odpust zupełny, czyli odpuszczenie wszelkiego zadośćuczynienia należnego Bogu za grzechy. Uważa się, że pierwszy Jubileusz został udzielony przez samych świętych Apostołów w roku 50 naszej ery (V. Scaliger i Petavio).
            Pierwsi papieże, którzy następnie rządzili Kościołem po św. Piotrze, kontynuowali tę religijną praktykę, udzielając wielkich łask tym, którzy w określonych czasach udawali się do Rzymu, aby odwiedzić kościół, w którym spoczywało ciało św. Piotra (V. Rutilius, De Iubileo. Laurea, Navarro, Vittorelli i inni).
            Dlatego też zawsze istniało przekonanie wśród chrześcijan, także w pierwszych wiekach, że w określonych czasach odwiedzając kościół św. Piotra na Watykanie, gdzie spoczywało ciało tego księcia Apostołów, można było zdobyć nadzwyczajne łaski duchowe, które nazywamy Odpustami.
            Oczekiwane łaski niebieskie, wielki szacunek, jaki wszyscy katolicy żywili dla chwalebnego św. Piotra, pragnienie odwiedzenia kościoła, łańcuchów i grobu księcia Apostołów przyciągało ludzi z całego świata. W niektórych latach można było zobaczyć starców, młodych, bogatych i biednych wyruszających z odległych krajów, pokonujących największe trudności dróg, aby udać się do Rzymu, w pełnym przekonaniu, że zdobędą wielkie odpusty.
            Św. Grzegorz Wielki, pragnąc wesprzeć religijnego ducha w chrześcijanach i jednocześnie regulować ich częste pielgrzymowanie do Rzymu, w szóstym wieku ustanowił, że wszyscy, raz na sto lat, w roku stulecia, zwanym również Rokiem Świętym, mogli otrzymać Odpust zupełny, udając się do Rzymu, aby odwiedzić Bazylikę Watykańską, gdzie spoczywał książę Apostołów.
            Giul. — Napotykam trudność: czytałem w niektórych książeczkach, że Jubileusz został ustanowiony dopiero w roku 1300 przez papieża o imieniu Bonifacy VIII; a według tego, co mówisz, byłby znacznie starszy.
            Prob. — Wiem również, że istnieją niektóre drukowane broszury, które twierdzą, że Bonifacy VIII był twórcą Jubileuszu; ale mówią to nieprecyzyjnie, ponieważ ten papież był raczej pierwszym, który ogłosił Bullą Rok Święty, czyli Odpust zupełny Jubileuszu; ale w tej samej Bulle zapewnia, że nie zrobił nic innego, jak tylko ustalił na piśmie to, co już było powszechnie praktykowane wśród chrześcijan.

DIALOG IV. Pierwsze uroczyste ogłoszenie Jubileuszu, czyli Roku Świętego
            Giul. — Pierwsze ogłoszenie Jubileuszu, czyli Roku Świętego jest tak poważnym i uroczystym wydarzeniem, że chciałbym usłyszeć o nim z uwzględnieniem jego najważniejszych okoliczności.
            Prob. — Ponieważ lubisz opowieści, uważam za stosowne przedstawić powody, które skłoniły papieża Bonifacego VIII do uroczystego ogłoszenia Buli dotyczącej pierwszego Jubileuszu. — Był rok 1300, kiedy niezwykła liczba ludzi z Państwa Rzymskiego i z zagranicy przybyła do Rzymu w takiej liczbie, że wydawało się, jakby otworzyły się tam bramy nieba. Na początku stycznia był taki tłum ludzi na ulicach tego miasta, że ledwo można było przejść. W obliczu tego faktu papież nakazał zbadać, co można znaleźć na ten temat w starych pamiętnikach; a następnie wezwał niektórych z najstarszych, którzy tam przybyli, aby dowiedzieć się, co ich skłoniło. Wśród innych był szlachetny i bogaty Sabaudczyk, mający sto siedem lat. Papież sam, w obecności kilku kardynałów, chciał go zapytać w ten sposób: Ile masz lat? — Sto siedem. — Dlaczego przybyłeś do Rzymu? — Aby zdobyć wielkie Odpusty. — Kto ci to powiedział? — Mój ojciec. — Kiedy? — Sto lat temu mój ojciec zabrał mnie ze sobą do Rzymu i powiedział mi, że co sto lat w Rzymie można zdobyć wielkie Odpusty, i że gdybym jeszcze żył za sto lat, nie powinienem zaniedbać odwiedzenia Bazyliki księcia Apostołów.
            Po nim wezwano również innych starych i młodszych ludzi z różnych narodów, którzy, pytani przez samego Papieża, wszyscy zgodnie twierdzili, że zawsze słyszeli, że w każdym roku stulecia, udając się do Bazyliki św. Piotra, zyskają wielkie Odpusty z odpuszczeniem wszystkich grzechów. W obliczu tego powszechnego i stałego przekonania papież ogłosił Bullę, w której potwierdził to, co do tej pory było praktykowane na podstawie tradycji ustnej. Pewien pisarz z tamtych czasów, bliski papieżowi Bonifacemu, zapewnia, że słyszał, jak ten Papież mówił, że został skłoniony do ogłoszenia swojej Buli przez powszechnie znane i zaakceptowane przekonanie w całym chrześcijańskim świecie, że od narodzin Chrystusa zwykle udzielano wielkiego odpustu w każdym roku setnym (Jan Kardynał Monach).
            Giul. — Ponieważ widzę, że dużo czytałeś, przynieś mi jakiś fragment tej Buli, abym mógł być dobrze poinformowany na temat tej powszechnej praktyki Kościoła.
            Prob. — Byłoby zbyt długie, aby przytoczyć to wszystko, przekażę początek, i wierzę, że to wystarczy dla was. Oto słowa Papieża: Wierna i stara tradycja ludzi, którzy żyli dawno temu, zapewnia, że tym, którzy przybywają odwiedzić najczcigodniejszą Bazylikę księcia Apostołów w Rzymie, przyznawane są wielkie Odpusty i odpuszczenie grzechów. My zatem, którzy z obowiązku naszego urzędowania pragnąc i starając się z całego serca o zbawienie dusz, naszą apostolską władzą zatwierdzamy i potwierdzamy wszystkie wymienione Odpusty, i odnawiamy je, autoryzując je niniejszym naszym pismem. Po tym Papież przedstawia powody, które skłoniły go do przyznania takich Odpustów, oraz jakie są zobowiązania do spełnienia przez tych, którzy chcą je nabyć.
            Znając Bullę Papieża, niezwykły powstał entuzjazm, który wzbudził się z każdej strony, aby odbyć pielgrzymkę do Rzymu. Z Francji, Anglii, Hiszpanii, Niemiec przybywały tłumy pielgrzymów w każdym wieku, stanie, szlachcie i władcach. Liczba obcokrajowców w Rzymie osiągnęła nawet dwa miliony jednocześnie. To mogłoby spowodować poważny głód, gdyby Papież nie zatroszczył się o potrzeby, sprowadzając żywność z innych krajów.
            Giul. — Teraz doskonale rozumiem, jak stara jest praktyka Jubileuszu w Kościele, ale to, co obchodzimy dzisiaj, wydaje mi się bardzo różne; zarówno dlatego, że mówi się o tym częściej, jak i dlatego, że nie jeździ się już do Rzymu, aby go nabyć.
            Prob. — Robisz mi słuszną uwagę; a w tym kontekście powiem ci, że Jubileusz, według Bulli papieża Bonifacego, miał odbywać się co sto lat; ale ponieważ ten okres czasu jest zbyt długi, a życie człowieka zbyt krótkie, aby wszyscy mogli z niego skorzystać, tak za Papieża imieniem Klemens VI został skrócony do pięćdziesięciu lat, jak to miało miejsce u Żydów. Następnie inny Papież imieniem Grzegorz XI ograniczył go do co trzydziestu trzech lat na pamiątkę trzydziestu trzech lat życia Zbawiciela; w końcu Papież Paweł II, aby umożliwić także tym, którzy umierają młodo, otrzymanie Odpustu Jubileuszowego, ustalił, że ma on miejsce co dwadzieścia pięć lat. Tak w Kościele praktykuje się go aż do dzisiaj. Ponadto zobowiązanie do udania się do Rzymu uniemożliwiłoby wielu, czy to z powodu odległości, czy wieku, czy choroby, skorzystanie z duchowych łask Jubileuszu. Dlatego Papieże przyznali wszystkim ten sam Odpust, ale zamiast nakazując do udania do Rzymu, zwykle nakładają pewne zobowiązania do spełnienia przez tych, którzy chcą uczcić święty Jubileusz.
            Mamy już w historii kościelnej zapisane 20 lat świętych, to znaczy dwadzieścia lat, w których Papieże w różnych czasach ogłosili łaskę Jubileuszu.
            Ostatni z tych, które były obchodzone, był celebrowany przez Leona XII w roku 1825. Miał być również ogłoszony w roku 1850, ale publiczne zamieszki tamtego okresu nie pozwoliły na to. Teraz obchodzimy ten za Papieża Piusa IX, który jest prawdziwie Rokiem Świętym 1875.
            Giul. — Dlaczego obecny Jubileusz został ogłoszony przez Papieża?
            Prob. — To, co Papież obecnie ogłasza, to Jubileusz zwyczajny. Powody tego Jubileuszu to nawrócenie grzeszników, a szczególnie heretyków; pokój między chrześcijańskimi władcami i triumf świętej Religii Katolickiej nad herezją; a dodatkowo Ojciec Święty postanowił również uprosić od Boga szczególne światło, aby poznać wiele błędnych propozycji, które od pewnego czasu rozprzestrzeniają się wśród wiernych, z poważnym szkodą dla wiary i z niebezpieczeństwem wiecznego potępienia dla wielu. Papież w swojej Encyklice wyjaśnia, dlaczego to robi; a na końcu nakłada czynności do wykonania w celu nabycia świętych Odpustów.
            Giul. — Czy wydaje się Księdzu, czcigodny Proboszczu, że sprawy religijne idą tak źle? Heretycy nawracają się od czasu do czasu w dużej liczbie na Religii Katolicką; katolicyzm triumfuje i bardzo się rozwija w misjach zagranicznych.
            Prob. — To prawda, mój dobry Giuliano, że Religia Katolicka rozwija się bardzo na misjach zagranicznych; prawdą jest również, że od kilku lat wielu Żydów, heretyków, szczególnie protestantów, zrezygnowało ze swoich błędów, aby przyjąć świętą Religii Katolicką, i właśnie z powodu tych postępów demon czyni wszelkie wysiłki, aby podtrzymać i rozprzestrzeniać herezję i bezbożność. Zresztą w iluż to sposobach dzisiaj religia jest lekceważona publicznie i prywatnie, w dyskusjach, w gazetach, w książkach! Nie ma rzeczy świętej, która nie byłaby celem ataków i nie byłaby krytykowana i wyśmiewana. Weź, daję ci list, który Papież pisze do wszystkich Biskupów chrześcijaństwa, przeczytaj go w swoim czasie; w nim są wspomniane wysiłki, które piekło czyni przeciwko Kościołowi w tych czasach, jakie łaski można cieszyć się w związku z Jubileuszem, i jakie rzeczy należy zrobić, aby je nabyć. Tymczasem pamiętaj dobrze, że Jubileusz był instytucją Boską; to Bóg nakazał go Mojżeszowi. Ta instytucja przeszła do chrześcijan i była praktykowana w pierwszych czasach Kościoła z pewnymi modyfikacjami, aż Bonifacy VIII ustanowił ją regularnie za pomocą Bulli. Inni Papieże później dostosowali ją do formy, w jakiej jest przestrzegana dzisiaj. Dlatego praktykujemy coś, co zostało nakazane przez Boga, i robimy to, ponieważ jest to przez Kościół ustanowione dla naszych szczególnych potrzeb; dlatego powinniśmy być gorliwi, aby z tego skorzystać i wyrażać uczucia najwyższej wdzięczności wobec Boga, który na wiele sposobów okazuje swoje żywe pragnienie, abyśmy korzystali z Jego łask, i abyśmy myśleli o zbawieniu naszej duszy; i w tym samym czasie powinniśmy wyrażać żywą cześć dla Wikariusza Jezusa Chrystusa, spełniając z najwyższą gorliwością to, co on nakazuje, aby zdobyć dla siebie niebieskie łaski (Szerzej omawiają to, co zostało powiedziane, kardynał GAETANI: O roku setnym. — MANNI: Historia roku świętego — ZACCARIA: O roku świętym).

DIALOG V. O Odpustach
            Giul. — Jesteśmy w trudnym punkcie, o którym zawsze słyszałem złe opinie od moich dawnych towarzyszy herezji, mam na myśli Odpusty. Dlatego chciałbym być pouczony, aby rozwiać te trudności, które pojawią się w moim umyśle.
            Prob. — Nie dziwię się, że twoi dawni towarzysze herezji mówili i mówią do dziś z pogardą o Odpustach, ponieważ protestanci wzięli z Odpustów pretekst do oddzielenia się od Kościoła Katolickiego. Kiedy ty, mój Giuliano, będziesz miał właściwe pojęcie o Odpustach, na pewno będziesz zadowolony i będziesz błogosławić Boskiemu Miłosierdziu, które daje nam tak łatwy sposób na zdobycie Bożych skarbów.
            Giul. — Wyjaśnij mi więc, czym są te Odpusty, a ja postaram się z nich skorzystać.
            Prob. — Aby zrozumieć, co oznacza Odpust, dobrze jest, abyś zrozumiał, że grzech wywołuje dwa bardzo gorzkie skutki w naszej duszy: winę, która pozbawia nas łaski i przyjaźni Boga, oraz karę, która z tego wynika i która uniemożliwia wejście do nieba. Ta kara jest dwóch rodzajów: wieczna i czasowa. Wina wraz z karą wieczną jest całkowicie odpuszczona dzięki nieskończonym zasługom Jezusa Chrystusa w Sakramencie Pokuty, pod warunkiem, że przystępujemy do niego odpowiednio przygotowani. Ponieważ jednak kara czasowa nie zawsze jest całkowicie odpuszczona w tym Sakramencie, pozostaje w dużej części do zadośćuczynienia w tym życiu poprzez dobre uczynki i pokutę; lub w innym życiu poprzez ogień czyśćca. To na tej prawdzie opierały się tak surowe pokuty kanoniczne, które Kościół w pierwszych wiekach nakładał na skruszonych grzeszników. Trzy, siedem, dziesięć, aż do piętnastu i dwudziestu lat postów na chlebie i wodzie, wyrzeczeń i upokorzeń, czasami przez całe życie; oto co Kościół nakładał za jeden grzech, a nie wierzył, że te zadośćuczynienia przekraczały miarę, którą grzesznik był winien sprawiedliwości Bożej. A kto może zmierzyć zniewagę, jaką wina wyrządza najwyższemu Bogu, i zło grzechu? Kto może przeniknąć najgłębsze wieczne tajemnice i wiedzieć, ile sprawiedliwość Boża wymaga od nas w tym życiu, aby zaspokoić nasze długi? Ile czasu będziemy musieli spędzić w ogniu czyśćca? Aby skrócić czas, który musielibyśmy spędzić w tym miejscu oczyszczenia, i złagodzić pokutę, którą powinniśmy odbyć w obecnym życiu, służą skarby świętych Odpustów: a te są jak wymiana surowych pokut kanonicznych, które przez wiele lat, a czasami przez całe życie, jak powiedziałem, Kościół w pierwszych czasach stosował wobec skruszonych grzeszników.
            Giul. — Wydaje mi się rozsądne, że po przebaczeniu grzechu pozostaje jeszcze zadośćuczynienie Boskiej sprawiedliwości poprzez jakąś pokutę; ale czym właściwie są Odpusty?
            Prob. — Odpusty są odpuszczeniem kary czasowej należnej za nasze grzechy, co dokonuje się za pośrednictwem skarbów duchowych powierzonych przez Boga Kościołowi.
            Giul. — Czym są te duchowe skarby Kościoła?
            Prob. — Te duchowe skarby to nieskończone zasługi naszego Pana Jezusa Chrystusa, zasługi Najświętszej Maryi Panny i Świętych, jak to właśnie wyznajemy w Symbolu Apostolskim, gdy mówimy: Wierzę w Świętych Obcowanie. Ponieważ zasługi Jezusa Chrystusa są nieskończone, a zasługi Najświętszej Maryi Panny są obfite, która, poczęta bez grzechu i żyjąca bez grzechu, nic zatem nie była winna Boskiej sprawiedliwości za swoje grzechy; Męczennicy i inni Święci, którzy przez swoje cierpienia, w jedności z cierpieniami Jezusa Chrystusa, zaspokoili więcej, niż było potrzeba za siebie: wszystkie te zadośćuczynienia przed obliczem Boga są jak niewyczerpany skarb, który Papież Rzymski rozdziela według potrzeby czasów i potrzeb chrześcijan.
            Giul. — Tutaj dochodzimy do wielkiej trudności: Pismo Święte nie mówi nam o Odpustach. Kto zatem może udzielać Odpustów?
            Prob. — Prawo do udzielania świętych Odpustów należy do Papieża. W każdej społeczności, w każdym rządzie, jedną z najwspanialszych prerogatyw Głowy Państwa jest prawo do udzielania łask i zamiany kar. Tak i Najwyższy Pasterz, przedstawiciel Jezusa Chrystusa na ziemi, Głowa wielkiego Kościoła Chrześcijańskiego, bez wątpienia ma prawo udzielać łask, zamieniać, odpuszczać w całości lub w części kary nałożone za grzech, na korzyść tych, którzy szczerze wracają do Boga.
            Giul. — Na jakich podstawach opiera się ta władza Papieża?
            Prob. — Ta władza, czyli autorytet Najwyższego Pasterza w udzielaniu odpustów, opiera się na samych słowach Jezusa Chrystusa. W akcie, w którym powołał św. Piotra do kierowania Kościołem, powiedział mu te słowa: Dam ci klucze królestwa niebieskiego, wszystko, co zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie również rozwiązane w niebie. Ta władza obejmuje bez wątpienia prawo do udzielania chrześcijanom wszystkiego, co może przyczynić się dla dobra ich dusz.
            Giul. — Ale te słowa wydają mi się magiczne; one ustanawiają św. Piotra głową Kościoła, dają mu władzę odpuszczania grzechów, władzę wydawania przepisów, udzielania Odpustów, i to wszystko w tych kilku słowach!
            Prob. — Słowa wypowiedziane przez Jezusa Chrystusa do św. Piotra nadają pełną i absolutną władzę, a ta pełna i absolutna władza ustanawia św. Piotra Głową Kościoła, Wikariuszem Jezusa Chrystusa, dysponentem wszystkich łask niebieskich, a zatem także świętych Odpustów. To wynika z tego, że Pan dał mu klucze królestwa niebieskiego: Tibi dabo claves regni coelorum; oraz ze słów, którymi nakazał św. Piotrowi pasterzować, czyli udzielać chrześcijanom tego, co osoby i czasy wymagałyby od niego dla ich duchowego i wiecznego dobra: te słowa Zbawiciela prowadzą do wniosku, że władza dana św. Piotrowi i jego następcom wyklucza wszelkie wątpliwości co do możliwości udzielania im Odpustów.
            Giul. — Doskonale rozumiem, że tymi słowami Zbawiciel nadał szczególnie św. Piotrowi wielkie moce, wśród których władzę odpuszczania grzechów; ale nie mogę pojąć, że została dana władza udzielania Odpustów.
            Prob. — Jeśli doskonale rozumiesz, że tymi słowami Zbawiciel nadał szczególnie św. Piotrowi (jak innymi podobnymi słowami nadał władzę również innym Apostołom) władzę odpuszczania grzechów, czyli darowania kary wiecznej, to czyż nie możemy powiedzieć, że została mu dana władza odpuszczania kary czasowej za pośrednictwem Odpustów, która w porównaniu z tamtą może być uznana za nieskończenie mniejszą?
            Giul. — To prawda, to prawda: powiedz mi tylko, czy te słowa były rozumiane w tym sensie przez Apostołów.
            Prob. — Jest to rzecz pewna i mogę przytoczyć więcej faktów pochodzących z Biblii; ograniczę się do wskazania jednego. To jest od św. Pawła i dotyczy wiernych w Koryncie. Wśród tych gorliwych chrześcijan pewien młodzieniec popełnił poważny grzech, za który zasłużył na ekskomunikę. Wkrótce okazał skruchę, wyrażając żywe pragnienie odbycia należnej pokuty. Wtedy Koryntianie prosili św. Pawła, aby go rozgrzeszył. Ten Apostoł użył Odpustu, to znaczy uwolnił go od ekskomuniki i przywrócił do łona Kościoła, chociaż z powodu powagi grzechu i zgodnie z dyscypliną obowiązującą w tym czasie, powinien był pozostać jeszcze przez długi czas oddzielony od Kościoła. Z tych słów i innych tego samego św. Pawła wynika, że on sam związywał i rozgrzeszał, to znaczy stosował surowość i Odpust, w zależności od tego, jak oceniał, co przyniesie większe korzyści duszom.
            Giul. — Jestem bardzo zadowolony z tego, co mi opowiedziałeś o Odpustach, jak to jest zawarte w Piśmie Świętym. Jestem całkowicie pewny i spokojny w wierze, że Bóg dał Kościołowi władzę udzielania Odpustów. Chciałbym jednak, abyś mi powiedział, czy udzielanie tych Odpustów miało zawsze miejsce w Kościele, ponieważ protestanci mówią, że w pierwszych czasach nie mówiono o Odpustach.
            Prob. — Również w tym protestanci się mylą, a Historia kościelna jest pełna faktów, które dowodzą boskiego pochodzenia Odpustów i ich stałego użycia od najwcześniejszych czasów Kościoła. A ponieważ wiem, że bardzo lubisz fakty, chcę opowiedzieć ci ich kilka jako potwierdzenie tego, co mówię.
            Giul. — Fakty bardzo mi się podobają, jeszcze bardziej niż argumenty, więc jeśli opowiesz ich wiele, będzie mi to bardzo miłe.
            Prob. — Po czasach apostolskich kontynuowano używanie Odpustów. W pierwszym wieku naszej ery mamy wspomniany fakt; w drugim wieku czytamy, że w czasie prześladowania, gdy jakiś grzesznik wracał do Kościoła, najpierw był zobowiązany do wyznania swoich grzechów, a następnie nakładano na niego czas, w którym, jeśli gorliwie ćwiczył się w dziełach pokutnych, mógł uzyskać Odpust, to znaczy skrócenie czasu pokuty. Aby to uzyskać z większą łatwością, zalecano tym, którzy byli prowadzeni na męczeństwo, aby prosili biskupa lub napisali mu notatkę, prosząc go o okazanie im Odpustu w związku z cierpieniami męczenników, a tym samym przyznanie im pokoju z Bogiem i Kościołem (Tertulian, Ad maj. 1, I).
            W trzecim wieku św. Cyprian, pisząc do wiernych przetrzymywanych w więzieniu, ostrzega ich, aby nie wstawiali się zbyt łatwo o Odpusty dla tych, którzy o nie proszą, ale aby czekali, aż oni dadzą wystarczające znaki żalu i pokuty za swoje winy. Z tych słów wynika, że w czasach św. Cypriana Odpusty były w użyciu, a święty zalecał męczennikom, aby byli ostrożni w interweniowaniu u biskupów, tylko dla tych, którzy okazywali szczerą skruchę (Ep. 21, 22, 23).
            W czwartym wieku, w roku 325, zwołano powszechny Sobór w mieście Nicei, na którym omawiano wiele spraw dotyczących dobra powszechnego Kościoła. Kiedy zaczęto mówić o Odpustach, ustalono, że ci, którzy pokutują, mogą uzyskać Odpust od biskupa; a najbardziej niedbałym nakazano odbycie pokuty w ustalonym czasie. Co nie jest niczym innym jak przyznaniem Odpustu jednym i odmówieniem go innym (Sobór Nicejski, kanon 11, 12).
            W późniejszych czasach fakty są niezliczone. Św. Grzegorz Wielki w liście napisanym do króla Wizygotów wysłał mały klucz, który dotknął ciała św. Piotra, a w sobie miał trochę wiórów z łańcuchów, którymi był związany ten święty Apostoł, aby, jak mówi papież, to, co służyło do związania szyi Apostoła, gdy szedł na męczeństwo, uwolniło was od wszystkich waszych grzechów. Święci Ojcowie interpretują to w sensie udzielenia Odpustu zupełnego, który papież wysyłał razem z tym pobłogosławionym kluczem.
            Św. Leon, Papież, w roku 803, z wielką świtą kardynałów, arcybiskupów, prałatów przybył do cesarza Karola Wielkiego, został przez pobożnego władcę przyjęty z największą pompą. Ten monarcha poprosił i uzyskał jako szczególną łaskę, aby poświęcił pałac królewski w Akwizgranie (Aix-la-Chapelle) błogosławionej Dziewicy i aby wzbogacił go o wiele Odpustów, które mogli uzyskać ci, którzy tę kaplicę nawiedzili. Jeśli chcesz, żebym opowiedział jeszcze inne fakty, mógłbym przytoczyć niemal całą Historię kościelną, a szczególnie Historię Krucjat, w których okolicznościach papieże przyznawali Odpusty zupełne tym, którzy się rekrutowali, aby udać się do Palestyny, aby uwolnić Święte Miejsca.
            Aby zakończyć i potwierdzić to, co powiedziałem do tej pory, przedstawiam tutaj naukę Kościoła Katolickiego na temat Odpustów, jak została określona na Soborze Trydenckim:
Ponieważ Chrystus udzielił Kościołowi władzy udzielania odpustów, a Kościół od najdawniejszych czasów korzystał z tej władzy otrzymanej od Boga, święty sobór naucza i poleca, aby zachować w Kościele praktykę udzielania odpustów, która jest nader zbawienna dla ludu chrześcijańskiego i potwierdzona autorytetem świętych soborów. Kościół wyklucza natomiast ze swej społeczności tych, którzy twierdzą, że odpusty są bezużyteczne i tych, którzy odmawiają Kościołowi władzy ich udzielania (Sesja 25, rozdz. 21)
            Giul. — Wystarczy, wystarczy, jeśli władza do udzielania Odpustów została dana przez Boga Kościołowi, była praktykowana przez Apostołów, a od ich czasów zawsze była w użyciu w Kościele w każdym wieku aż do naszych dni, musimy szczerze powiedzieć, że protestanci są w poważnym błędzie, gdy krytykują Kościół Katolicki za to, że udziela świętych Indulgencji, jakoby użycie ich nie było praktykowane w pierwszych czasach Kościoła.

DIALOG VI. Otrzymanie Odpustów
            Prob. — Podczas gdy podziwiamy dobroć Boga w udzielaniu świętych Odpustów, w przyznawaniu tych niebieskich skarbów, które się nie zmniejszają i nigdy się nie zmniejszą, chociaż rozprzestrzeniają się, jak ogromny ocean, który nie cierpi zmniejszenia, niezależnie od tego, ile wody się z niego czerpie, musimy jednak spełnić pewne zobowiązania, aby je nabyć. Przede wszystkim warto podkreślić, że nie każdy chrześcijanin ma wolność korzystania z tych Boskich skarbów według własnego uznania; korzysta z nich tylko wtedy, gdy, w takiej większej lub mniejszej ilości, jaką określa święty Kościół i Papież. Dlatego Odpusty zwykle dzieli się na dwie klasy: częściowe, czyli na kilka dni, miesięcy lub lat, oraz zupełne. Na przykład, mówiąc: Jezu mój, miłosierdzia! zdobywa się 100 dni Odpustu. Kiedy mówi się: Maryjo, Wspomożenie Wiernych, módl się za nami! zdobywa się 300 dni Odpustu. Za każdym razem, gdy przynosi się Komunię chorym, można zdobyć siedem lat odpustu. Te odpusty są częściowe.
            Odpust zupełny to taki, za który zostaje nam odpuszczona cała kara, którą jesteśmy winni Bogu za nasze grzechy; właśnie taki jest ten, który Papież udziela z okazji tego Jubileuszu. Zyskując ten odpust, wracasz przed Bogiem do stanu, w jakim byłeś, gdy się urodziłeś, to znaczy, gdy zostałeś ochrzczony; tak więc, jeśli ktoś umrze po otrzymaniu Odpustu Jubileuszowego, pójdzie do nieba, nie dotykając kar czyśćcowych.
            Giul. — Z całego serca pragnę zdobyć ten Odpust zupełny; proszę tylko, aby mi powiedziano, co mam zrobić.
            Prob. — Aby zdobyć ten, jak i każdy inny Odpust, najpierw należy być w łasce Bożej, ponieważ ten, kto przed Bogiem jest winny ciężkiego grzechu i wiecznej kary, z pewnością nie jest ani nie może być zdolny do otrzymania odpuszczenia kary czasowej. Dlatego jest to doskonała rada, aby każdy chrześcijanin, który pragnie nabyć Odpusty, kiedy i jak są udzielane, przystąpił do Sakramentu spowiedzi, starając się wzbudzić w sobie prawdziwy żal i postanowienie, aby w przyszłości więcej nie obrażać Boga.
            Drugim warunkiem jest spełnienie tego, co nakazuje rzymski Papież. Święty Kościół, otwierając skarbiec świętych Odpustów, zawsze zobowiązuje wiernych do jakiegoś dobrego uczynku do wykonania w określonym czasie i miejscu. A to po to, aby przygotować nasze serce na przyjęcie tych nadzwyczajnych łask, które Boże miłosierdzie ma dla nas przygotowane. Tak więc, aby zdobyć Odpust tego Jubileuszu, Papież pragnie, aby każdy przystąpił do Sakramentów Spowiedzi i Komunii, nawiedził pobożnie cztery kościoły przez 15 dni z rzędu lub naprzemiennie, modląc się zgodnie z jego intencją, za wywyższenie i pomyślność naszej świętej matki Kościoła, za wykorzenienie herezji, za pokój i zgodę chrześcijańskich władców, za pokój i jedność całego ludu chrześcijańskiego.
            Giul. — Czy te rzeczy wystarczą, aby zdobyć odpust Jubileuszowy?
            Prob. — Nie wystarczą te dwie rzeczy, ale brakuje nam jeszcze jednej, która jest najważniejsza. Wymaga się, aby nienawidzić wszystkich grzechów, nawet lekkich, a ponadto, aby zrezygnować z uczucia do wszystkich i każdego z nich. A to z pewnością uczynimy, jeśli postaramy się praktykować te rzeczy, które spowiednik nam nałoży, ale przede wszystkim, jeśli podejmiemy mocne i skuteczne postanowienie, aby nigdy więcej nie popełniać żadnego grzechu, unikając okazji do niego i stosując środki, aby nie popaść w nie ponownie. Papież Klemens VI, aby pobudzić chrześcijan z całego świata do nabycia Jubileuszu, mówił: Jezus Chrystus swoją łaską i nadmiarem zasług swojej męki pozostawił Kościołowi walczącemu tutaj na ziemi nieskończony skarb, nie ukryty w płótnie ani zakopany w polu, ale powierzony do zdrowotnego rozdzielania wiernym, powierzony błogosławionemu Piotrowi, który nosi klucze nieba, oraz jego następcom, Wikariuszom Jezusa Chrystusa na ziemi; do tego skarbu przyczyniają się zasługi błogosławionej Matki Bożej i wszystkich wybranych (Klem. VI. DD. cut.).
            Teraz, mój drogi Giuliano, nauczyłeś się tego, co jest konieczne, aby zdobyć ten odpust pełny, a ponieważ między innymi nakazane jest odwiedzenie czterech kościołów, tak więc przedstawię ci tutaj niezbędne praktyki pobożne, które mogą ci służyć w każdej z tych wizyt (Ci, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej na temat świętych odpustów, mogą skonsultować się z MORONI artykuł: Indulgenze. Magnum Theatrum vitae humanae. Artic. Indulgentia. — BERGIER Indulgenze. — FERRARI in Biblioteca).

Dla większej wygody podsumowano tutaj intencje Kościoła w ogłaszaniu tego Jubileuszu, przyznane łaski w jego trakcie oraz warunki do nabycia Odpustu zupełnego.

INTENCJE KOŚCIOŁA W OGŁASZANIU JUBILEUSZU
            Intencje Kościoła, zapraszając nas do wzięcia udziału w Jubileuszu, są następujące: 1° odnowić pamięć naszego Odkupienia i w ten sposób pobudzić nas do żywej wdzięczności wobec Boskiego Zbawiciela; 2° ożywić w nas uczucia wiary, religii i pobożności; 3° zabezpieczyć nas dzięki najobfitszym światłom, które Pan udziela w tym czasie zbawienia, przeciwko błędom, bezbożności, zepsuciu i skandalom, które otaczają nas z każdej strony; 4° obudzić i zwiększyć ducha modlitwy, który jest bronią chrześcijanina; 5° pobudzić nas do pokuty serca, do poprawy obyczajów i do odkupywania dobrymi uczynkami grzechów, które przyciągnęły na nas gniew Boży; 6° wyprosić dzięki nawróceniu grzeszników i większemu doskonaleniu sprawiedliwych to, aby Bóg w swoim miłosierdziu przyspieszył triumf Kościoła w obliczu okrutnej wojny, jaką toczą przeciwko niemu jego wrogowie.
            Do tych intencji powinniśmy również dołączyć się w naszych modlitwach.

SPECJALNE ŁASKI PRZYZNANE W CZASIE JUBILEUSZU
            Aby zachęcić grzeszników do uczestnictwa w Jubileuszu, w całym tym Roku Świętym, każdy spowiednik ma władzę odpuszczenia wszelkiego grzechu, nawet zastrzeżonego dla biskupa lub papieża; a także zamiany na inne uczynki pobożności ślubów, niemal wszelkiego rodzaju, które ktoś mógłby złożyć i których nie mógłby dotrzymać.
            Ktoś, spełniając warunki wskazane poniżej, może w tej okoliczności zdobyć nie tylko odpuszczenie wszystkich swoich grzechów, ale także Odpust zupełny, to znaczy odpuszczenie całej kary czasowej, która jeszcze pozostałaby do odpokutowania w tym świecie lub w czyśćcu.
            Taki odpust można zastosować dla dusz w Czyśćcu, ale można go zdobyć tylko raz w trakcie Jubileuszu.
            Czas Jubileuszu rozpoczął się 1 stycznia i kończy 31 grudnia 1875 roku.

WARUNKI DO OTRZYMANIA ODPUSTU JUBILEUSZOWEGO
            1° Spowiedź z odpowiednimi postanowieniami, zasługując na odpuszczenie z prawdziwym żalem.
            2° Godne przystąpienie do Komunii: ci, którzy nie zostali jeszcze dopuszczeni, mogą zamienić ją na pobożny uczynek u spowiednika. Nie wystarczy jedna Komunia, aby jednocześnie spełnić obowiązek wielkanocny i zdobyć Jubileusz.
            3° Nawiedzenie przez piętnaście dni z rzędu lub naprzemiennie czterech Kościołów z intencją otrzymania Odpustu; ta intencja wystarczy, aby wbudzić ją raz na początku. Wizyta musi być dokonana we wszystkich czterech Kościołach (Dla Turynu wyznaczone są Kościoły św. Jana, Consolata, św. Męczenników i św. Filipa. W innych miejscach każdy powinien skonsultować się z własnym proboszczem lub kierownikiem) w tym samym dniu. Można jednak liczyć na jeden dzień czas od pierwszych nieszporów jednego dnia do końca dnia następnego; tak, na przykład, od południa dzisiaj do całego jutra można liczyć tylko jeden dzień. Nie wystarczyłoby odwiedzić jednego Kościoła dziennie. Jednak w przypadku poważnej przeszkody spowiednicy mają władzę zmieniać wizyty lub nawet zamieniać je na inne pobożne uczynki. Wizyty można odbywać przed lub po Spowiedzi i Komunii, lub nawet w ich trakcie. Nie jest to konieczne, ale jest bardzo pożądane, aby odbywały się w stanie łaski, to znaczy bez grzechu ciężkiego na sumieniu.
            Nie są nakazane specjalne modlitwy podczas tych wizyt, wystarczy, że ktoś spędzi około kwadransa w każdym Kościele, odmawiając Akty Wiary, Nadziei itp. z pięcioma Ojcze Nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała, modląc się zgodnie z intencją Kościoła i Papieża.
            Dla wygody pobożnych podano tutaj kilka rozważań, które mogą służyć jako lektura podczas tych wizyt.

WIZYTA W PIERWSZYM KOŚCIELE. Spowiedź
            Duża część miłosierdzia Bożego wobec grzeszników objawia się w Sakramencie Spowiedzi. Gdyby Bóg powiedział, że przebaczy nam grzechy tylko przez Chrzest, a nie przebaczy więcej tych, które z nieszczęścia mogłyby być popełnione po przyjęciu tego Sakramentu, oh! ilu chrześcijan poszłoby na wieczne potępienie! Ale Bóg, znając naszą nędzę, ustanowił inny Sakrament, przez który odpuszczane są grzechy popełnione po Chrzcie. I to jest Sakrament Spowiedzi. Oto jak mówi Ewangelia: Osiem dni po swoim zmartwychwstaniu Jezus ukazał się swoim uczniom i powiedział im: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam, to znaczy, tę władzę, którą otrzymałem od Ojca Niebieskiego, aby czynić to, co jest dobre dla zbawienia dusz, tę samą daję wam. Następnie Zbawiciel, tchnąc na nich, powiedział: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. Każdy rozumie, że słowa zatrzymać lub nie zatrzymać oznaczają dać lub nie dać rozgrzeszenia. To jest wielka władza dana przez Boga jego Apostołom i ich następcom w szafowaniu Świętych Sakramentów.
            Z tych słów Zbawiciela wynika obowiązek dla świętych Szafarzy, aby słuchali spowiedzi, a także obowiązek dla chrześcijanina, aby wyznawał swoje winy, aby wiedzieć, kiedy należy dać lub nie dać rozgrzeszenia, jakie rady sugerować, aby naprawić wyrządzone zło, w skrócie, dać wszystkie te ojcowskie wskazówki, które są potrzebne do naprawienia zła przeszłego życia i nie popełniania ich więcej w przyszłości.
            Spowiedź nie była praktykowana tylko w jakimś czasie i w jakimś miejscu. Gdy Apostołowie zaczęli głosić Ewangelię, natychmiast zaczęto praktykować Sakrament Pokuty. Czytamy, że gdy św. Paweł głosił w Efezie, wielu wiernych, którzy już przyjęli wiarę, przychodziło do stóp Apostołów i wyznawało swoje grzechy. Confitentes et annunciantes actus suos. Od czasów Apostołów aż do nas zawsze przestrzegano praktyki tego najdostojniejszego Sakramentu. Kościół Katolicki w każdym czasie potępiał jako heretyka każdego, kto miał odwagę zaprzeczyć tej prawdzie. Nie ma też nikogo, kto mógłby się od tego uwolnić. Bogaci i biedni, słudzy i panowie, królowie, monarchowie, cesarze, kapłani, biskupi, sami Papieże, wszyscy muszą klękać u stóp świętego Szafarza, aby uzyskać przebaczenie tych win, które być może popełnili po Chrzcie. Ale, ach! ilu chrześcijan źle korzysta z tego Sakramentu! Niektórzy przystępują bez zbadania siebie, inni spowiadają się obojętnie, bez żalu lub postanowienia; inni z kolei milczą na ważne sprawy w spowiedzi lub nie wypełniają obowiązków nałożonych przez spowiednika. Ci biorą najświętszą i najpożyteczniejszą rzecz, aby używać jej na swoją zgubę. Św. Teresa miała w tej sprawie straszną wizję. Zobaczyła, że dusze spadały do piekła jak śnieg zimą na grzbiety gór. Przerażona tym widokiem zapytała Jezusa Chrystusa o wyjaśnienie, a otrzymała odpowiedź, że ci szli na potępienie przez źle odprawione spowiedzi w swoim życiu.
            Aby nas zachęcić do szczerego przystępowania do spowiedzi, rozważmy, że kapłan, który nas oczekuje w trybunale pokuty, oczekuje nas w imieniu Boga i w imieniu Boga przebacza ludziom grzechy. Gdyby był winny skazany na śmierć za poważne przestępstwo, a w chwili, gdy miał być prowadzony na szubienicę, pojawiłby się przed nim minister króla, mówiąc: „Twoja wina jest odpuszczona; król daruje ci życie i przyjmuje cię wśród swoich przyjaciół, więc abyś nie wątpił w to, co mówię, oto dekret, który upoważnia mnie do uchylenia twojego wyroku śmierci”, jakie uczucia wdzięczności i miłości wyraziłby ten winny wobec króla i jego ministra! To właśnie dzieje się z nami. Jesteśmy prawdziwymi winowajcami, którzy grzesząc zasłużyli na wieczną karę piekła. Minister Króla królów w imieniu Boga w trybunale pokuty mówi nam: „Bóg mnie posłał do was, aby was rozgrzeszyć z waszych win, zamknąć wam piekło, otworzyć wam niebo, przywrócić was do przyjaźni z Bogiem. Abyście nie wątpili w władzę, którą mi dano, oto dekret podpisany przez samego Jezusa Chrystusa, który upoważnia mnie do uchwały waszego wyroku śmierci”. Dekret wyraża się tak: Którym odpuścicie grzechy, będą odpuszczone; którym zatrzymacie, będą zatrzymane. Quorum remiseritis peccata, remittuntur eis, quorum retinueritis, retenta sunt. Z jakim szacunkiem i czcią powinniśmy przystępować do szafarza, który w imieniu Boga może nam uczynić tyle dobra i zapobiec tyle złu!
            Jednym szczególnym powodem powinniśmy być zachęceni do wyznania każdej winy spowiednikowi, a jest on taki, że w czasie Jubileuszu ma on władzę rozgrzeszać z jakiegokolwiek grzechu, nawet z zastrzeżonego. Każdy, kto popadł w cenzury, ekskomuniki i inne kary kościelne, może być rozgrzeszony przez jakiegokolwiek spowiednika bez odwoływania się do biskupa ani do papieża.
            Niech nas nie powstrzymuje od spowiedzi lęk, że spowiednik ujawni innym rzeczy usłyszane w spowiedzi. Nie, to nigdy nie miało miejsca w przeszłości ani nigdy nie będzie miało miejsca w przyszłości. Dobry ojciec z pewnością zachowuje w tajemnicy zwierzenia swoich dzieci. Spowiednik jest prawdziwym ojcem duchowym; dlatego też, mówiąc ludzkim językiem, zachowuje w ścisłej tajemnicy to, co mu ujawniamy. Ale jest coś więcej; bezwzględny, naturalny, kościelny i Boski nakaz zobowiązuje spowiednika do milczenia o jakiejkolwiek rzeczy usłyszanej w spowiedzi. Nawet gdyby chodziło o zapobieżenie poważnemu złu, uwolnienie siebie i całego świata od śmierci, nie może on wykorzystać informacji uzyskanej w spowiedzi, chyba że penitenta wyraźnie upoważni do mówienia o tym. Idź więc, o chrześcijaninie, często do tego przyjaciela, im częściej będziesz do niego chodził, tym bardziej upewnisz się, że idziesz drogą do nieba; im częściej będziesz do niego chodził, tym bardziej potwierdzisz sobie przebaczenie swoich grzechów i zapewnisz sobie tę wieczną szczęśliwość obiecaną przez tego samego Jezusa Chrystusa, który dał tak wielką władzę swoim szafarzom. Niech nie powstrzymuje cię liczba ani powaga grzechów. Kapłan jest sługą miłosierdzia Bożego, które jest nieskończone. Dlatego może on rozgrzeszyć dowolną liczbę grzechów, niezależnie od tego, jak poważne są. Przynieśmy tylko serce pokorne i skruszone, a potem na pewno otrzymamy przebaczenie. Cor contritum et humiliatum, Deus, non despicies:

MODLITWA
O Jezu mój, który umarłeś na krzyżu za mnie, dziękuję Ci z całego serca, że nie pozwoliłeś mi umrzeć w grzechu; od tej chwili nawracam się do Ciebie, obiecuję porzucić grzech i wiernie przestrzegać Twoich przykazań przez cały czas, który mi pozostawisz w życiu. Jestem skruszony, że Cię obraziłem; w przyszłości chcę Cię kochać i służyć aż do śmierci. Najświętsza Panno, Matko moja, pomóż mi w tym ostatnim momencie życia. Jezu, Józefie, Maryjo, niech moja dusza spoczywa w pokoju z wami! — Trzy Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała.

WIZYTA W DRUGIM KOŚCIELE. Komunia Święta
            Rozumiesz, o chrześcijaninie, co znaczy przyjąć Komunię Świętą? Oznacza to zbliżenie się do stołu aniołów, aby przyjąć Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo naszego Pana Jezusa Chrystusa, który jest dawany jako pokarm dla naszej duszy pod postacią konsekrowanego chleba i wina. Podczas Mszy, w momencie, gdy kapłan wypowiada nad chlebem i winem słowa konsekracji, chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Jezusa Chrystusa. Słowa użyte przez naszego boskiego Zbawiciela przy ustanawianiu tego Sakramentu brzmią: To jest moje ciało, to jest moja krew: Hoc est corpus meum, hic est calix sanguinis mei.
            Tych słów używają kapłani w imieniu Jezusa Chrystusa w ofierze Mszy Świętej. Dlatego, gdy przystępujemy do Komunii, przyjmujemy tego samego Jezusa Chrystusa w Ciele, Krwi, Duszy i Bóstwie, to znaczy prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, żywego jak jest w niebie. To nie jest Jego obraz, ani Jego figura, jak statua, krucyfiks, ale to jest sam Jezus Chrystus, jak się narodził z Niepokalanej Dziewicy Maryi i umarł za nas na krzyżu. Sam Jezus Chrystus zapewnił nas o swojej rzeczywistej obecności w świętej Eucharystii, gdy powiedział: To jest moje ciało, które będzie dane dla zbawienia ludzi: Corpus quod pro vobis tradetur. To jest ten chleb żywy, który zstąpił z nieba: Hic est panis vivus qui de coelo descendit. Chleb, który dam, jest moje ciało. Napój, który dam, to moja prawdziwa krew. Kto nie spożywa mojego ciała i nie pije krwi mojej, nie ma w sobie życia.
            Jezus, ustanawiając ten Sakrament dla dobra naszych dusz, pragnie, abyśmy często do niego przystępowali. Oto słowa, którymi nas zaprasza: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię: Venite ad me omnes qui laboratis et onerati estis, et ego reficiam vos. Gdzie indziej mówił do Żydów: Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto mógłby oprzeć się tym miłosiernym zaproszeniom boskiego Zbawiciela? Aby odpowiedzieć na te zaproszenia, chrześcijanie pierwszych czasów przychodzili codziennie, aby słuchać Słowa Bożego i codziennie przystępowali do Komunii Świętej. To w tym Sakramencie męczennicy znajdowali swoją siłę, dziewice swój zapał, święci swoją odwagę.
            A my, jak często zbliżamy się do tego niebiańskiego pokarmu? Jeśli zbadamy pragnienia Jezusa Chrystusa i nasze potrzeby, to musimy przystępować do niego bardzo często. Tak jak manna codziennie służyła Żydom jako pokarm cielesny przez cały czas, gdy żyli na pustyni, aż zostali wprowadzeni do ziemi obiecanej, tak święta Komunia powinna być naszym pocieszeniem, codziennym pokarmem w niebezpieczeństwach tego świata, aby prowadzić nas do prawdziwej ziemi obiecanej, czyli do Raju. Św. Augustyn mówi: Jeśli codziennie prosimy Boga o chleb cielesny, dlaczego nie zadbamy również o to, aby codziennie karmić się chlebem duchowym przez świętą Komunię? Św. Filip Neri zachęcał chrześcijan do spowiadania się co osiem dni i do przystępowania do Komunii jeszcze częściej, zgodnie z radą spowiednika. Wreszcie Kościół Święty wyraża żywe pragnienie częstej Komunii na Soborze Trydenckim, gdzie mówi: Byłoby rzeczą niezwykle pożądaną, aby każdy wierny chrześcijanin utrzymywał się w takim stanie sumienia, aby mógł nie tylko duchowo, ale sakramentalnie przyjmować świętą Komunię za każdym razem, gdy uczestniczy we Mszy Świętej.
            Ktoś powie: Jestem zbyt grzeszny. Jeśli jesteś grzesznikiem, postaraj się pojednać z łaską przez Sakrament Pokuty, a potem przystąp do świętej Komunii, a otrzymasz wielką pomoc. Inny powie: Rzadko przystępuję do Komunii, aby mieć większy zapał. I to jest oszustwo. Rzeczy, które robi się rzadko, zazwyczaj robi się źle. Z drugiej strony, skoro twoje potrzeby są częste, pomoc dla twojej duszy musi być częsta. Niektórzy dodają: Jestem pełen duchowych słabości i nie odważam się przystępować do Komunii często. Jezus Chrystus odpowiada: Ci, którzy są zdrowi, nie potrzebują lekarza; dlatego ci, którzy są bardziej narażeni na dolegliwości, muszą być często odwiedzani przez lekarza. Odwagi więc, o chrześcijanie, jeśli chcesz uczynić czyn najbardziej chwalebny dla Boga, najbardziej miły wszystkim świętym w niebie, najbardziej skuteczny w pokonywaniu pokus, najbardziej pewny, aby wytrwać w dobrym, to z pewnością jest to święta Komunia.

MODLITWA
Dlaczego, o Jezu mój, Twój Kościół, moja matka, chce, abym radował się w tym roku? Czy jest może jakiś powód do radości większy niż w innych czasach? Ach! Bycie tutaj na ziemi, możliwość zjednoczenia się z Tobą w Komunii Świętej, czyż nie jest to powód, aby nieustannie się radować? Nie widzę nic innego, co mogłoby rozweselić moje serce poza Tobą, prawdziwym Oblubieńcem Kościoła triumfującego, jedynym Pocieszycielem i umocnieniem Kościoła walczącego. Jak więc ustalono, aby szczególnie przeznaczyć jeden rok na radość? Ach, niestety, o Jezu mój, z tego wielkiego dobra Komunii nie robimy takiego pożytku, jak powinniśmy! Niestety, łatwo zapominamy o tym niepojętym skarbie, przez co Twoja Oblubienica, nasza najczulsza matka, zmuszona jest od czasu do czasu budzić naszą uwagę, aby przywrócić nas do Ciebie. Oto, dlaczego chce, abym się radował. Nie chce, abym radował się tylko w tym roku, ale w ten sposób chce przywołać mnie do Ciebie, od którego nigdy nie powinienem był odejść. Ach! Zwiąż mnie z Tobą w Komunii Świętej takim węzłem, który nigdy więcej nie zostanie rozwiązany na wieki. Trzy Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała.

WIZYTA W TRZECIM KOŚCIELE. Jałmużna
            Bardzo skutecznym, ale zaniedbywanym przez ludzi sposobem na zdobycie nieba jest jałmużna. Przez jałmużnę rozumiem wszelkie dzieło miłosierdzia wykonywane wobec bliźniego z miłości do Boga. Bóg mówi w świętej Księdze, że jałmużna uzyskuje przebaczenie grzechów, nawet jeśli byłyby one w wielkiej liczbie: Charitas operit multitudinem peccatorum. Boski Zbawiciel mówi w Ewangelii: Quod superest date pauperibus. Co przewyższa wasze potrzeby, dajcie ubogim. Kto ma dwie szaty, niech da jedną potrzebującemu, a kto ma więcej niż potrzebuje, niech podzieli się z tym, kto ma głód (Łk 3). Bóg zapewnia nas, że to, co robimy dla ubogich, On traktuje jako zrobione dla siebie samego: wszystko, mówi Jezus Chrystus, co uczynicie jednemu z moich najuboższych braci, uczyniliście mnie (Mt 25). Czy pragniecie, aby Bóg przebaczył wam grzechy i uwolnił od wiecznej śmierci? Róbcie jałmużnę. Eleemosyna ab omni peccato et a morte liberat. Chcecie zapobiec temu, aby wasza dusza poszła w ciemności piekła? Czyńcie jałmużnę. Eleemosyna non partietur animam ire ad tenebras (Tob. 4). Bóg zapewnia nas, że jałmużna jest bardzo skutecznym środkiem do uzyskania przebaczenia naszych grzechów, znalezienia miłosierdzia w Jego oczach i doprowadzenia nas do życia wiecznego. Eleemosyna est quae purgat a peccato, facit invenire misericordiam et vitam aeternam.
            Jeśli więc pragniesz, aby Bóg okazał ci miłosierdzie, zacznij ty okazywać je ubogim. Powiesz: robię, co mogę. Ale pamiętaj, że Pan mówi ci, abyś dał ubogim wszystko, co jest zbędne: quod superest date pauperibus. Dlatego mówię ci, że są zbędne te zakupy i te zwiększenia bogactwa, które robisz z roku na rok. Zbędna jest ta wykwintność, którą zapewniasz potrawom, obiadom, dywanom, ubraniom, które mogłyby służyć tym, którzy cierpią głód, tym, którzy cierpią pragnienie, i do okrycia nagich. Zbędny jest ten luksus w podróżach, teatrach, balach i innych rozrywkach, o których można powiedzieć, że tam kończy się majątek ubogich.
            Warto zauważyć tutaj interpretację, jaką niektórzy nadają przykazaniu o nadmiarze, niekoniecznie zgodnie z słowami Jezusa Chrystusa: To jest rada, mówią, dlatego, dając część nadmiaru w jałmużnie, możemy wydawać resztę według własnego uznania. Odpowiadam, że Zbawiciel nie ustalił żadnej części; Jego słowa są pozytywne, jasne i bez rozróżnienia: Quod superest date pauperibus. Dajcie nadmiar ubogim. Aby każdy był przekonany, że surowość Jego nakazu była motywowana nadużyciami, które wielu czyni, przez co grożą sobie poważnym ryzykiem wiecznego zgubienia; chciał zatem dodać te inne słowa: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego, potępiając w ten sposób puste preteksty, którymi posiadacze dóbr doczesnych starają się wymigać od dawania nadmiaru ubogim.
            Niektórzy mówią prawdę: Nie mam bogactw. Jeśli nie masz bogactw, daj to, co możesz. Poza tym nie brakuje ci środków i sposobów, aby czynić jałmużnę. Czy nie ma chorych do odwiedzenia, do pomocy, do czuwania? Czy nie ma młodych porzuconych do przyjęcia, nauczania, zakwaterowania w twoim domu, jeśli możesz, lub przynajmniej doprowadzenia ich tam, gdzie mogą nauczyć się nauki zbawienia? Czy nie ma grzeszników do upomnienia, wątpiących do doradzenia, strapionych do pocieszenia, kłótni do uspokojenia, zniewag do przebaczenia? Zobacz, ile masz sposobów, aby czynić jałmużnę i zasłużyć na życie wieczne! Czy nie możesz także odmówić jakiejś modlitwy, spowiedzi, Komunii, odmówić różańca, wysłuchać Mszy w intencji dusz w czyśćcu, za nawrócenie grzeszników, lub aby niewierni zostali oświeceni i przyszli do wiary? Czy nie jest także wielką jałmużną spalić złe książki, rozpowszechniać dobre książki i mówić, ile możesz, na cześć naszej świętej religii katolickiej?
            Innym powodem, który powinien cię pobudzić do czynienia jałmużny, jest to, co wskazuje Zbawiciel w Świętej Ewangelii. Mówi tak: Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. Tak więc dawanie czegokolwiek ubogim w życiu doczesnym jest pomnażaniem, czyli jest dawaniem na sto procent także w życiu doczesnym, zastrzegając sobie potem Bóg pełną nagrodę w życiu przyszłym.
            Oto powód, dla którego widzi się tyle rodzin dających obfite jałmużny z każdej strony i ciągle rosnących w bogactwie i pomyślności. Powód podaje Bóg: dajcie ubogim, a będzie wam dane: date, et dabitur vobis. Otrzymacie stokrotnie w życiu doczesnym i życie wieczne w przyszłym: centuplum accipiet in hac vita et vitam aeternam possidebit.

MODLITWA
O Jezu mój, jestem w pełni przekonany o konieczności czynienia jałmużny, ale jak ja to zrobię, skoro mam taką nędzę prawdziwych dóbr, to znaczy duchowych, że ledwie żyję? Jak będę się modlił za niewiernych i heretyków, skoro ledwie słabo wierzę w prawdy nauczane przez Twój święty Kościół? Jak będę się modlił za grzeszników, skoro sam kocham grzech? Jak będę się modlił za Twój Kościół, za Twojego Wikariusza, skoro dostrzegam ledwie to, że są prześladowani, tak bardzo jestem zaślepiony światowymi zajęciami? Ach, Panie! Błagam Twoje święte serce, abyś zechciał dać mi trochę jałmużny, obdarzyć mnie odrobiną tej miłości, która ożywiała Twoich pierwszych uczniów, tej miłości, która tliła się w sercach świętych Jana Jałmużnika, Franciszka Ksawerego, Wincentego a Paulo; w sercu Błogosławionej Małgorzaty Alacoque; wtedy wszystko, co mam, będzie dla wszystkich moich braci, a w miarę moich możliwości, prawdziwie będę obchodził Rok Jubileuszowy, dzieląc się z tymi, którzy są bez dóbr od Ciebie otrzymanych, aby w ten sposób cieszyć się i radować z Twoich bogactw. Trzy Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała.

WIZYTA W CZWARTYM KOŚCIELE. Myśl o zbawieniu
            W oczach wiary myśl o zbawieniu jest najważniejsza, ale w obliczu świata jest najbardziej zaniedbywana. Dlatego, gdy jesteś w tym kościele, o chrześcijaninie, skieruj swój wzrok na Krucyfiks i posłuchaj, co Jezus ci mówi. On otwiera swoje usta i mówi ci tak: jedna rzecz, o człowieku, jest konieczna: zbawić duszę: unum est necessarium. Jeśli zdobędziesz honory, chwałę, bogactwa, nauki, a potem nie zbawisz duszy, wszystko jest dla ciebie stracone. Quid prodest homini si mundum universum lucretur, animae vero suae detrimentum patiatur? (Mt 16, 26).
            Ta myśl skłoniła wielu młodych do opuszczenia świata, wielu bogatych do rozdzielenia swoich bogactw ubogim, wielu misjonarzy do porzucenia ojczyzny, udania się w najdalsze kraje, wielu męczenników do oddania życia za wiarę. Wszyscy ci myśleli, że jeśli stracą duszę, nic im nie pomogą wszystkie dobra świata w życiu wiecznym. Z tego powodu św. Paweł zachęcał chrześcijan do poważnego myślenia o sprawie zbawienia: „Prosimy was, pisze, bracia, abyście zwrócili uwagę na wielką sprawę zbawienia”
            Ale o jakiej sprawie mówi tutaj św. Paweł? Mówił, jak mówi św. Hieronim, o sprawie, która ma znaczenie, sprawie, która, jeśli zostanie przegrana, utracony zostanie wieczne królestwo nieba, a nie pozostanie nic innego, jak tylko być wrzuconym do dołu mąk, które nie będą miały końca.
            Dlatego św. Filip Neri miał rację nazywając szaleńcami wszystkich tych, którzy w tym życiu zajmują się zdobywaniem honorów i zacnych posad, bogactw i mało dbają o zbawienie duszy. Każda strata majątku, reputacji, bliskich, zdrowia, nawet życia, może być naprawiona na tej ziemi; ale jakim dobrem świata, jaką fortuną można naprawić stratę duszy? Słuchaj, o chrześcijaninie, to Jezus Chrystus cię woła: słuchaj Jego głosu. On chce ci okazać miłosierdzie, przebaczenie twoich grzechów i odpuszczenie kary za te same grzechy. Pamiętaj jednak dobrze, że ten, kto dzisiaj nie myśli o zbawieniu, naraża się na poważne ryzyko, że jutro będzie z potępionymi w piekle i będzie stracony na całą wieczność.
            Ale pomyśl, że w tej chwili, gdy jesteś w kościele, myśląc o swojej duszy, wielu umiera i być może idzie do piekła. Ile osób od początku świata do naszych dni umarło w każdym wieku i w każdym stanie i odeszło na wieczne potępienie! Może mieli zamiar się potępić? Nie wierzę, że ktokolwiek z nich miał takie intencje. Oszustwo polegało na odkładaniu ich nawrócenia; umarli w grzechu, a teraz są potępieni. Zapamiętaj dobrze tę maksymę: człowiek na tym świecie wiele robi, jeśli się zbawia i wiele wie, jeśli ma wiedzę o zbawieniu; ale nic nie robi, jeśli traci duszę, i nic nie wie, jeśli ignoruje te rzeczy, które mogą go wiecznie zbawić.

MODLITWA
O mój Odkupicielu, Ty przelałeś swoją krew, aby odkupić moją duszę, a ja ją tyle razy straciłem przez grzech! Dziękuję, że dajesz mi jeszcze czas, aby się pojednać z Tobą. O Boże mój, żałuję, że Cię obraziłem, wolałbym umrzeć wcześniej i nigdy nie obrazić tak dobrego Boga, jakim jesteś. Tak, Boże mój, ofiaruję Ci całego siebie, ukrywam moje nieprawości w Twoich najświętszych ranach, i wiem z pewnością, o Boże mój, że nie umiesz pogardzać sercem, które się uniża i żałuje. O Maryjo, ucieczko grzeszników, wspieraj grzesznika, który się Tobie poleca i w Tobie ufa. — Trzy Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała, z wezwaniem: Jezu mój, miłosierdzia!

Za zgodą władzy kościelnej.




Cuda Matki Bożej wzywanej pod tytułem Maryi Wspomożycielki Wiernych (13/13)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

Łaski uzyskane za wstawiennictwem Maryi Wspomożycielki Wiernych.

I. Łaska otrzymana od Maryi Wspomożycielki.

            Był rok Pański 1866, kiedy w październiku moja żona została dotknięta bardzo poważną chorobą, to znaczy wielkim stanem zapalnym połączonym z wielkim zaparciem i chorobą robactwa. W tym bolesnym momencie po raz pierwszy zwrócono się do ekspertów w tej dziedzinie, którzy nie potrzebowali dużo czasu, aby oświadczyć, że choroba jest bardzo niebezpieczna. Widząc, że choroba znacznie się pogarsza, a ludzkie środki zaradcze są mało lub bezużyteczne, zasugerowałem mojej towarzyszce, aby poleciła się Maryi Wspomożycielce i że z pewnością da jej zdrowie, jeśli będzie to konieczne dla duszy; jednocześnie dodałem obietnicę, że jeśli uzyska zdrowie, jak tylko kościół zostanie ukończony, ten który był budowany w Turynie, to zabierzemy się oboje, aby go odwiedzić i złożyć jakąś ofiarę. Na tę propozycję odpowiedziała, że może polecić się jakiemuś bliższemu sanktuarium, aby nie być zmuszoną do tak dalekiej podróży; na tę odpowiedź powiedziałem jej, że nie należy patrzeć tak bardzo na wygodę, jak na wielkość korzyści, na którą ma się nadzieję.
            Wtedy poleciła się i obiecała to, co zaproponowałem. O mocy Maryi! Nie minęło jeszcze 30 minut od złożenia przez nią obietnicy, gdy zapytałem ją, jak się czuje, odpowiedziała mi: Czuję się znacznie lepiej, mój umysł jest swobodniejszy, mój żołądek nie jest już uciskany, odczuwam pragnienie lodu, którego wcześniej tak bardzo pragnąłem, i bardziej potrzebuję bulionu, którego wcześniej tak bardzo pragnąłem.
            Na te słowa poczułem, że rodzę się do nowego życia i gdyby nie było to w nocy, natychmiast wyszedłbym z pokoju, aby ogłosić łaskę otrzymaną od Najświętszej Maryi Panny. Faktem jest, że noc minęła spokojnie, a następnego ranka pojawił się lekarz i ogłosił ją wolną od wszelkiego niebezpieczeństwa. Kto ją uzdrowił, jeśli nie Maryja Wspomożycielka? Rzeczywiście, po kilku dniach opuściła łóżko i podjęła obowiązki domowe. Teraz z niepokojem oczekujemy ukończenia budowy kościoła jej poświęconego, a tym samym wypełnienia złożonej obietnicy.
            Napisałem to jako pokorny syn jednego, świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła i pragnę, aby nadano mu taki rozgłos, jaki zostanie uznany za dobry dla większej chwały Boga i dostojnej Matki Zbawiciela.

Luigi COSTAMAGNA
z Caramagna.

II. Maryja Wspomożycielka Opiekunka wsi.

            Mornese to mała wioska w diecezji Acqui, w prowincji Alessandria, licząca około tysiąca mieszkańców. Ta nasza wioska, jak wiele innych, była niestety nękana przez kryptogamię, która przez ponad dwadzieścia lat pożerała prawie całe zbiory winogron, nasze główne bogactwo. Używaliśmy już różnych, różnych specyfików, aby odeprzeć tę plagę, ale bezskutecznie. Wtedy rozeszła się wieść, że niektórzy chłopi z sąsiednich miejscowości obiecali część owoców ze swoich winnic na kontynuację prac przy kościele pod wezwaniem Maryi Wspomożycielki w Turynie, doznali cudownej łaski i mieli winogron pod dostatkiem. Wtedy to poruszeni nadzieją na lepsze zbiory i jeszcze bardziej ożywieni myślą o przyczynieniu się do dzieła religijnego, mieszkańcy Mornese postanowili ofiarować dziesiątą część naszych zbiorów na ten cel. Opieka Świętej Dziewicy dała się odczuć wśród nas w prawdziwie miłosierny sposób. Mieliśmy obfitość szczęśliwych czasów i byliśmy bardzo szczęśliwi, że mogliśmy skrupulatnie ofiarować w naturze lub w pieniądzach to, co obiecaliśmy. Przy okazji, gdy zaproszony kierownik budowy tego kościoła przybył do nas, aby zebrać ofiary, odbyło się święto prawdziwej radości i publicznego uniesienia.
            Wydawał się głęboko poruszony szybkością i bezinteresownością, z jaką składano ofiary, oraz chrześcijańskimi słowami, które im towarzyszyły. Ale jeden z naszych patriotów w imieniu wszystkich głośno mówił o tym, co się dzieje. My, powiedział, zawdzięczamy wielkie rzeczy Świętej Dziewicy Wspomożycielce. W zeszłym roku wielu ludzi z tego kraju, którzy musieli iść na wojnę, wszyscy oddali się pod opiekę Maryi Wspomożycielki, większość z nich nosiła medalik na szyi, szli odważnie i musieli stawić czoła najcięższym niebezpieczeństwom, ale nikt nie padł ofiarą tej plagi. Co więcej, w sąsiednich krajach panowała plaga cholery, grad i susza, a nas w ogóle oszczędzono. Prawie żaden z naszych sąsiadów nie zebrał plonów, a my zostaliśmy pobłogosławieni taką obfitością, jakiej nie widziano od dwudziestu lat. Z tych powodów cieszymy się, że możemy w ten sposób okazać naszą niezatartą wdzięczność wielkiej Opiekunce ludzkości.
            Wierzę, że jestem wiernym przedstawicielem moich współobywateli, twierdząc, że to, co zrobiliśmy teraz, zrobimy również w przyszłości, przekonani, że w ten sposób uczynimy siebie coraz bardziej godnymi niebiańskich błogosławieństw.
            25 marca 1868 r.

Mieszkaniec Mornese.

III. Szybki powrót do zdrowia.

            Młody Giovanni Bonetti z Asti w szkole z internatem w Lanzo otrzymał następującą łaskę. Wieczorem 23 grudnia ubiegłego roku nagle wszedł do pokoju dyrektora z niepewnymi krokami i zrozpaczoną twarzą. Podszedł do niego, oparł się o osobę pobożnego kapłana, a prawą ręką zmarszczył czoło i nie powiedział ani słowa. Zdumiony, widząc go tak konwulsyjnego, podtrzymuje go i sadzając, pyta go, czego chce. Na powtarzające się pytania biedak odpowiadał jedynie coraz bardziej przytłumionymi i głębokimi westchnieniami. Potem wpatrywał się uważniej w jego czoło i zobaczył, że jego oczy są nieruchome, usta blade, a ciało, pozwalając na ciężar głowy, grozi upadkiem. Widząc, w jakim niebezpieczeństwie znajduje się młody człowiek, szybko posłał po lekarza. W międzyczasie choroba pogarszała się z każdą chwilą, jego fizjonomia przybrała fałszywy wygląd i nie wydawał się już taki sam jak wcześniej, jego ręce, nogi i czoło były zamarznięte, flegma dusiła go, jego oddech stawał się coraz krótszy, a nadgarstki można było wyczuć tylko nieznacznie. Trwał w tym stanie przez pięć bolesnych godzin.
            Przybył lekarz, zastosował różne środki zaradcze, ale zawsze bezskutecznie. To koniec, powiedział ze smutkiem lekarz, przed porankiem ten młody człowiek będzie martwy.
            Dlatego, wbrew ludzkim nadziejom, dobry kapłan zwrócił się do nieba, modląc się, aby jeśli nie było Jego wolą, aby młody człowiek żył, dał mu przynajmniej trochę czasu na spowiedź i komunię. Następnie wziął mały medalik Maryi Wspomożycielki. Łaski, które już uzyskał, wzywając Dziewicę tym medalikiem, były liczne i zwiększyły jego nadzieję na uzyskanie pomocy od niebiańskiej Opiekunki. Pełen zaufania do Niej, ukląkł, położył medalik na sercu i wraz z innymi pobożnymi ludźmi, którzy przybyli, odmówił kilka modlitw do Maryi i Najświętszego Sakramentu. A Maryja słuchała modlitw wznoszonych do Niej z taką ufnością. Oddech małego Jana stał się swobodniejszy, a jego oczy, które były jakby skamieniałe, odwróciły się z miłością, aby spojrzeć i podziękować obserwatorom za troskliwą opiekę, jaką mu okazywali. Poprawa nie była też krótkotrwała; wręcz przeciwnie, wszyscy uważali powrót do zdrowia za pewny. Sam lekarz, zdumiony tym, co się stało, wykrzyknął: „To łaska Boża sprawiła, że wyzdrowiał. W mojej długiej karierze widziałem wielu chorych i umierających ludzi, ale żaden z tych, którzy byli w sytuacji Bonettiego, nie wyzdrowiał. Bez dobroczynnej interwencji niebios jest to dla mnie niewytłumaczalny fakt. A nauka, przyzwyczajona w dzisiejszych czasach do zrywania tej godnej podziwu więzi, która łączy ją z Bogiem, złożyła Mu pokorny hołd, uznając się za bezsilną, by osiągnąć to, czego dokonał sam Bóg. Młody człowiek, który był przedmiotem chwały Dziewicy, do dziś ma się bardzo dobrze. Mówi i głosi wszystkim, że swoje życie zawdzięcza podwójnie Bogu i swojej najpotężniejszej Matce, od której ważnego wstawiennictwa otrzymał łaskę. Uważałby się za niewdzięcznego serca, gdyby nie dał publicznego świadectwa wdzięczności, a tym samym zaprosił innych i innych nieszczęśników, którzy w tym dolinie łez cierpią i szukają pocieszenia i pomocy.

(Z gazety: Dziewica).

IV. Maryja Wspomożycielka uwalnia jednego ze swoich czcicieli od silnego bólu zęba.

            W domu wychowawczym w Turynie był młody chłopak w wieku 19 lub 20 lat, który od kilku dni cierpiał na ostry ból zębów. Wszystko, co sztuka medyczna zwykle sugeruje w takich przypadkach, zostało już wykorzystane bez powodzenia. Biedny młodzieniec był w takim stanie bólu, że wzbudzał litość u wszystkich, którzy go słyszeli. Jeśli dzień wydawał mu się okropny, to wieczna i najnędzniejsza była noc, w której mógł tylko zamknąć oczy, by zasnąć na krótkie, przerywane chwile. Jakże opłakany był jego stan! Trwało to przez jakiś czas, ale wieczorem 29 kwietnia choroba stała się wściekła. Młody człowiek nieustannie jęczał w swoim łóżku, wzdychał i głośno płakał, a nikt nie był w stanie mu ulżyć. Jego towarzysze, zaniepokojeni jego nieszczęśliwym stanem, udali się do dyrektora, aby zapytać, czy zechciałby przyjść i go pocieszyć. Przyszedł i próbował słowami przywrócić spokój, którego on i jego towarzysze potrzebowali, aby mogli odpocząć. Ale tak wielka była furia zła, że choć bardzo posłuszny, nie mógł przestać lamentować, mówiąc, że nie wie, czy nawet w samym piekle można cierpieć bardziej okrutny ból. Przełożony pomyślał wtedy o oddaniu go pod opiekę Maryi Wspomożycielki, ku czci której wznosi się również majestatyczna świątynia w tym naszym mieście. Wszyscy uklękliśmy i odmówiliśmy krótką modlitwę. Ale co? Na pomoc Maryi nie trzeba było czekać długo. Gdy kapłan udzielił błogosławieństwa opuszczonemu młodzieńcowi, ten natychmiast się uspokoił i zapadł w głęboki i spokojny sen. W tym momencie w naszych umysłach pojawiło się straszne podejrzenie, że biedny młody człowiek uległ złu, ale nie, on już głęboko zasnął, a Maryja wysłuchała modlitwy swojego wielbiciela, a Bóg błogosławił jego ministra.
            Minęło kilka miesięcy, a młody człowiek cierpiący na ból zęba nie był już przez niego niepokojony.

(Z tego samego).

V. Niektóre cuda Maryi Wspomożycielki.

            Wierzę, że wasz szlachetny periodyk dobrze przyjrzy się niektórym wydarzeniom, które miały miejsce wśród nas, które przedstawiłem na cześć Maryi Wspomożycielki. Wybiorę tylko kilka, których byłem świadkiem w tym mieście, pomijając wiele innych, które są opowiadane każdego dnia.
            Pierwszy dotyczy kobiety z Mediolanu, która przez pięć miesięcy była pochłonięta zapaleniem płuc połączonym z całkowitym wyniszczeniem gospodarki życiowej.
Mijając te strony, ksiądz B. poradził jej, aby zwróciła się do Maryi Wspomożycielki, poprzez nowennę modlitewną ku Jej czci, z obietnicą pewnej ofiary, aby kontynuować prace nad kościołem, który był budowany w Turynie pod tytułem Maryi Wspomożycielki. Ta ofiara miała być złożona dopiero po uzyskaniu łaski.
            Cud, który można opowiedzieć! Tego samego dnia chora kobieta była w stanie powrócić do swoich zwykłych i poważnych zajęć, jedząc wszelkiego rodzaju jedzenie, chodząc na spacery, wchodząc i wychodząc z domu swobodnie, jakby nigdy nie była chora. Kiedy nowenna dobiegła końca, była w stanie kwitnącego zdrowia, jakiego nigdy wcześniej nie pamiętała.
            Inna Pani cierpiała na chorobę kołatania serca przez trzy lata, z wieloma niedogodnościami, które szły w parze z tą chorobą. Ale nadejście gorączki i pewnego rodzaju puchliny unieruchomiło ją w łóżku. Jej choroba osiągnęła taki punkt, że kiedy wspomniany kapłan udzielił jej błogosławieństwa, jej mąż musiał podnieść rękę, aby mogła uczynić znak krzyża świętego. Zalecono również nowennę ku czci Jezusa w Najświętszym Sakramencie i Maryi Wspomożycielki, z obietnicą pewnej oblacji dla wspomnianego świętego gmachu, ale po dokonaniu łaski. W tym samym dniu, w którym zakończyła się nowenna, chora kobieta była wolna od wszelkiej choroby, a ona sama była w stanie sporządzić opis swojej choroby, w którym czytam, co następuje:
            „Maryja Wspomożycielka uleczyła mnie z choroby, wobec której wszystkie wynalazki sztuki uważano za bezużyteczne. Dzisiaj, w ostatnim dniu nowenny, jestem wolna od wszelkiej choroby i idę do stołu z moją rodziną, czego nie byłam w stanie zrobić przez trzy lata. Dopóki żyję, nie przestanę wychwalać potęgi i dobroci dostojnej Królowej Niebios i będę starał się promować Jej kult, zwłaszcza w budowanym kościele w Turynie”.
            Pozwolę sobie dodać jeszcze jeden fakt, który jest jeszcze bardziej cudowny niż poprzednie.
            Pewien młody człowiek w kwiecie wieku był w trakcie jednej z najbardziej błyskotliwych karier naukowych, kiedy dotknęła go okrutna choroba jednej z jego rąk. Pomimo wszelkich metod leczenia i troski najbardziej uznanych lekarzy, nie udało się uzyskać poprawy ani zatrzymać postępu choroby. Wszyscy eksperci byli zgodni co do tego, że amputacja jest konieczna, aby zapobiec całkowitemu zniszczeniu ciała. Przerażony tym osądem, postanowił odwołać się do Maryi Wspomożycielki, stosując te same duchowe środki, które inni praktykowali tak owocnie. Natychmiast ustąpiły ostre bóle, rany zostały złagodzone, a w krótkim czasie uzdrowienie okazało się całkowite. Każdy, kto chciał zaspokoić swoją ciekawość, mógł podziwiać tę rękę z wgłębieniami i dziurami zagojonych ran, które przypominają o ciężkości jego choroby i cudownym uzdrowieniu. Chciał udać się do Turynu, aby osobiście dokonać oblacji, aby jeszcze bardziej okazać swoją wdzięczność dostojnej Królowej Niebios.
            Mam jeszcze wiele innych historii tego rodzaju, które opowiem Wam w innych listach, jeśli uznacie, że jest to odpowiedni materiał dla naszego periodyku. Proszę o pominięcie nazwisk osób, do których odnoszą się te fakty, aby nie narażać ich na natarczywe pytania i uwagi. Niech jednak te fakty służą ożywieniu wśród chrześcijan coraz większej ufności w opiekę Maryi Wspomożycielki, aby zwiększyć liczbę Jej czcicieli na ziemi i mieć pewnego dnia bardziej chwalebną koronę Jej czcicieli w niebie.

(Z Prawdziwej DobrejNowiny z Florencji).

Z aprobatą Kościelną.

Koniec




Cuda Matki Bożej wzywanej pod tytułem Maryi Wspomożycielki Wiernych (12/13)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

Pamiątka położenia kamienia węgielnego kościoła poświęconego Maryi Wspomożycielce 27 kwietnia 1865 r.

FILOTICO, BENVENUTO, CRATIPPO I TEODORO.

Filot. Piękne święto jest tego dnia.
Crat. Piękne święto; jestem w tym Oratorium od wielu lat, ale nigdy nie widziałem takiego święta i trudno nam będzie mieć podobne w przyszłości.
Benv. Przedstawiam się wam, drodzy przyjaciele, pełen zdumienia: nie mogę dać sobie powodu.
Filot. Z czego?
Benv. Nie mogę dać sobie powodu do tego, co widziałem.
Teod. Kim jesteś, skąd przybywasz, co widziałeś?
Benv. Jestem obcokrajowcem i opuściłem moją ojczyznę, aby dołączyć do młodzieży Oratorium Świętego Franciszka Salezego. Jak tylko przybyłem do Turynu, poprosiłem, aby mnie tu przywieziono, ale gdy tylko wszedłem, zobaczyłem królewsko urządzone samochody, konie, stajennych i woźniców, wszystko udekorowane z wielką wspaniałością. Czy to możliwe, powiedziałem sobie, że to jest dom, w którym ja, biedny sierota, przyszedłem mieszkać? Wchodzę do Oratorium, widzę tłum młodych ludzi, którzy krzyczą upojeni radością i niemal szaleni: Wiwat, chwała, triumf, szczęścia wszystkim i na zawsze – Spoglądam na dzwonnicę i widzę mały dzwon, który porusza się we wszystkich kierunkach, aby wytworzyć harmonijny dźwięk przy każdym wysiłku. – Na dziedzińcu muzyka stąd, muzyka stamtąd: ci, którzy biegają, ci, którzy skaczą, ci, którzy śpiewają, ci, którzy grają. Co to wszystko jest?
Filot. Oto w dwóch słowach powód. Dzisiaj został poświęcony kamień węgielny naszego nowego kościoła. Jego Wysokość Książę Amadeusz raczył przybyć i położyć na nim pierwsze wapno; Jego Ekscelencja Biskup Susy przybył, aby odprawić nabożeństwo; pozostali to zastęp szlachetnych osobistości i wybitnych naszych dobroczyńców, którzy przybyli, aby oddać hołd Synowi Króla, a jednocześnie uczynić uroczystość tego pięknego dnia bardziej majestatyczną.
Benv. Teraz rozumiem powód takiej radości; i masz dobry powód, by świętować wielkie święto. Ale, jeśli pozwolicie mi na pewne spostrzeżenie, wydaje mi się, że w głównej mierze popełniliście błąd. W tak uroczystym dniu, aby należycie powitać tak wielu wybitnych ludzi, Najdostojniejszego Syna naszego Suwerena, musieliście przygotować wielkie rzeczy. Musieliście zbudować łuki triumfalne, zaścielić ulice kwiatami, udekorować każdy róg różami, ozdobić każdą ścianę eleganckimi dywanami i tysiącem innych rzeczy.
Teod. Masz rację, drogi Benvenuto, masz rację, to było nasze wspólne pragnienie. Ale czego ty chcesz? Biedni młodzieńcy, jakimi jesteśmy, powstrzymała nas od tego nie wola, która jest w nas wielka, ale nasza absolutna niemoc.
Filot. Aby godnie przyjąć naszego ukochanego księcia, kilka dni temu wszyscy zebraliśmy się, aby omówić, co należy zrobić w tak uroczystym dniu. Jeden powiedział: Gdybym miał królestwo, ofiarowałbym mu je, ponieważ jest tego naprawdę godny. Doskonale, odpowiedzieli wszyscy; ale my, biedactwa, nie mamy nic. Ach, dodali moi towarzysze, jeśli nie mamy królestwa, które moglibyśmy mu ofiarować, możemy przynajmniej uczynić go królem Oratorium św. Franciszka Salezego. Szczęściarze! – wszyscy wykrzyknęli, wtedy nędza ustanie wśród nas i będzie wieczna uczta. Trzeci, widząc, że propozycje innych były bezpodstawne, doszedł do wniosku, że możemy uczynić go królem naszych serc, panem naszych uczuć; a ponieważ kilku naszych towarzyszy jest już pod jego dowództwem w milicji, ofiaruj mu naszą wierność, naszą troskę, jeśli nadejdzie czas, kiedy powinniśmy służyć w pułku, którym kieruje.
Benv. Co odpowiedzieli twoi towarzysze?
Filot. Wszyscy przyjęli ten projekt z radością. Jeśli chodzi o organizację przyjęcia, byliśmy jednomyślni: Ci panowie już widzą wielkie rzeczy, wspaniałe rzeczy, majestatyczne rzeczy w domu i będą wiedzieć, jak dać łagodną litość naszej niemocy; i mamy powody, by mieć nadzieję na tak wiele z hojności i dobroci ich serc.
Benv. Brawo, dobrze powiedziałeś.
Teod. Bardzo dobrze, zgadzam się z tym, co mówisz. Ale czy w międzyczasie nie powinniśmy przynajmniej w jakiś sposób okazać im naszej wdzięczności i skierować do nich słów podziękowania?
Benv. Tak, moi drodzy, ale najpierw chciałbym, abyście zaspokoili moją ciekawość co do kilku rzeczy dotyczących Oratoriów i tego, co się w nich robi.
Filot. Ale sprawimy, że ci ukochani Dobroczyńcy będą zbytnio ćwiczyć swoją cierpliwość.
Benv. Cóż, wierzę, że to również im się spodoba. Ponieważ byli i nadal są naszymi wybitnymi Dobroczyńcami, z przyjemnością wysłuchają przedmiotu swojej dobroczynności.
Filot. Nie jestem w stanie zrobić tak wiele, ponieważ minął zaledwie rok, odkąd tu jestem. Może Cratippus, który jest najstarszy, będzie w stanie nas zadowolić; czyż nie, Cratippusie?
Crat. Jeśli sądzicie, że jestem do tego zdolny, z przyjemnością postaram się was zadowolić. – Powiem przede wszystkim, że Oratoria w swoich początkach (1841 r.) były niczym innym jak zgromadzeniami młodych ludzi, głównie spoza miasta, którzy przychodzili w dni świąteczne do określonych miejsc, aby uczyć się katechizmu. Kiedy pojawiły się bardziej odpowiednie pomieszczenia, Oratoria (1844) stały się miejscami, w których młodzi ludzie gromadzili się w celu przyjemnej i uczciwej rekreacji po wypełnieniu swoich obowiązków religijnych. Tak więc zabawa, śmiech, skakanie, bieganie, śpiewanie, granie, trąbienie, bicie w bębny były naszą rozrywką. – Nieco później (1846) dodano szkołę niedzielną, a następnie (1847) szkoły wieczorowe. – Pierwsze Oratorium to to, w którym jesteśmy teraz, pod wezwaniem św. Franciszka Salezego. Po nim otwarto kolejne w Porta Nuova; potem kolejny w Vanchiglia, a kilka lat później św. Józefa w San Salvano.
Benv. Opowiadasz mi historię świątecznych oratoriów i bardzo mi się to podoba; ale chciałbym wiedzieć coś o tym domu. W jakim stanie młodzi mężczyźni są przyjmowani do tego domu? Czym są zajęci?
Crat. Jestem w stanie cię zadowolić. Wśród młodych ludzi, którzy uczęszczają do Oratoriów, a także z innych krajów, są tacy, którzy albo dlatego, że są całkowicie opuszczeni, albo dlatego, że są biedni lub brakuje im dóbr fortuny, czekałaby ich smutna przyszłość, gdyby życzliwa ręka nie chwyciła drogiego serca ojca i nie powitała ich i nie zapewniła im tego, co jest niezbędne do życia.
Benv. Z tego, co mi mówisz, wydaje się, że ten dom jest przeznaczony dla biednych młodzieńców, a tymczasem widzę was wszystkich tak dobrze ubranych, że wydaje mi się, że jesteście jak wiele młodych panien.
Crat. Widzisz, Benvenuto, w oczekiwaniu na niezwykłe święto, które dziś urządzamy, każdy wyjął to, co miał lub mógł mieć najpiękniejszego, a więc możemy stworzyć, jeśli nie majestatyczne, to przynajmniej zgodne pozory.
Benv. Czy jest was wielu w tym domu?
Crat. Jest nas około ośmiuset.
Benv. Osiemset! Osiemset! I jak mamy zaspokoić apetyt tylu „niszczycieli słomy”?
Crat. To nie nasza sprawa, piekarz o to zadba.
Benv. Ale jak pokryć niezbędne wydatki?
Crat. Spójrz na tych wszystkich ludzi, którzy łaskawie nas słuchają, a dowiesz się, kto i jak zapewnia sobie to, czego potrzebuje do jedzenia, ubrania i innych rzeczy niezbędnych do tego celu.
Benv. Ale liczba ośmiuset mnie zdumiewa! Czym mogą być zajęci ci wszyscy młodzi mężczyźni, dzień i noc!
Crat. Bardzo łatwo jest zająć ich w nocy. Każdy odsypia swoje w łóżku i pozostaje w dyscyplinie, porządku i ciszy aż do rana.
Benv. Ale ty się ukrywasz.
Crat. Mówię to, aby nadrobić ukrycie, które zaproponowałeś. Jeśli chcesz wiedzieć, jakie są nasze codzienne zajęcia, powiem ci w kilku słowach. Są one podzielone na dwie główne kategorie – jedną rzemieślników, drugą uczniów. – Rzemieślnicy to krawcy, szewcy, ślusarze, stolarze, introligatorzy, kompozytorzy, drukarze, muzycy i malarze. Na przykład te litografie, te obrazy są dziełem naszych towarzyszy. Ta książka została wydrukowana tutaj i oprawiona w naszym warsztacie.
            Ogólnie rzecz biorąc, wszyscy są uczniami, ponieważ wszyscy muszą uczęszczać do szkoły wieczorowej, ale ci, którzy wykazują się największą pomysłowością i najlepszym zachowaniem, są zwykle wykorzystywani wyłącznie do nauki przez naszych przełożonych. Dlatego mamy tę pociechę, że wśród naszych towarzyszy są lekarze, notariusze, prawnicy, nauczyciele, profesorowie, a nawet księża parafialni.
Benv. Czy cała ta muzyka pochodzi od młodych z tego domu?
Crat. Tak, młodzi, którzy właśnie śpiewali lub grali, są młodzieżą z tego domu; w rzeczywistości sama kompozycja muzyczna jest prawie w całości dziełem Oratorium; ponieważ każdego dnia o określonej porze istnieje specjalna szkoła, a każdy, oprócz handlu lub studiów literackich, może rozwijać się w nauce muzyki.
            Z tego powodu mamy przyjemność mieć kilku naszych towarzyszy, którzy sprawują świetlane urzędy cywilne i wojskowe w dziedzinie nauk literackich, podczas gdy nieliczni są przydzieleni do muzyki w różnych pułkach, w Gwardii Narodowej, w tym samym pułku Jego Wysokości Księcia Amadeusza.
Benv. Cóż, bardzo mi się to podoba; aby ci młodzi, którzy powstali z przenikliwego geniuszu natury, mogli go kultywować i nie byli zmuszani przez nędzę do pozostawienia go bezczynnym lub do robienia rzeczy sprzecznych z ich skłonnościami. – Ale powiedz mi jeszcze jedną rzecz: kiedy tu wszedłem, zobaczyłem piękny i ukończony kościół, a ty powiedziałeś mi, że ma zostać zbudowany kolejny: jaka była tego potrzeba?
Crat. Powód jest bardzo prosty. Kościół, którego używaliśmy do tej pory, był specjalnie przeznaczony dla młodych ludzi z zewnątrz, którzy przychodzili w dni świąteczne. Ale z powodu stale rosnącej liczby przyjmowanych młodych ludzi, kościół stał się ciasny, a osoby z zewnątrz zostały prawie całkowicie wykluczone. Możemy więc obliczyć, że nie można było pomieścić nawet jednej trzeciej młodych ludzi, którzy chcieliby uczestniczyć w nabożeństwach. – Ileż to razy musieliśmy zawracać tłumy młodych ludzi i pozwalać im żebrać na placach tylko dlatego, że w kościele nie było już miejsca!
            Należy dodać, że od kościoła parafialnego w Borgo Dora do San Donato jest mnóstwo domów i wiele tysięcy mieszkańców, pośrodku których nie ma ani kościoła, ani kaplicy, ani mało, ani dużo miejsca: ani dla dzieci, ani dla dorosłych, którzy chcieliby tam uczęszczać. W związku z tym potrzebny był kościół wystarczająco przestronny, aby pomieścić dzieci, a także zapewniający miejsce dla dorosłych. Budowa kościoła, który jest przedmiotem naszego święta, ma na celu zaspokojenie tej publicznej i poważnej potrzeby.
Benv. Przedstawione w ten sposób rzeczy dają mi rzetelne wyobrażenie o Oratoriach i przeznaczeniu kościoła, i wierzę, że to również podoba się tym Panom, którzy w ten sposób wiedzą, gdzie kończy się ich dobroczynność. Żałuję jednak bardzo, że nie jestem elokwentnym oratorem ani utalentowanym poetą, aby zaimprowizować wspaniały dyskurs lub wzniosły wiersz na temat tego, co mi powiedziałeś, z pewnym wyrazem wdzięczności i dziękczynienia dla tych panów.
Teod. Ja również chciałbym to zrobić, ale nie wiem, że w poezji długość wierszy musi być równa i nie większa; dlatego w imieniu moich towarzyszy i naszych ukochanych przełożonych powiem tylko J.E. Księciu Amadeuszowi i wszystkim innym Panom, że byliśmy zachwyceni tą piękną ucztą; że zrobimy napis złotymi literami, w którym powiemy:

Niech żyje na wieki ten dzień!
            Najpierw słońce z Wschodu
            Powróci na swój Wschód;
            Każda rzeka do swego źródła

Prędzej by powróciła,
            Niż wymażemy z naszych serc
            Ten dzień, który wśród najpiękniejszych
            Wśród nas zawsze będzie.

            W szczególności do Ciebie, Wasza Królewska Mość, mówię, że darzymy Cię wielkim uczuciem i że wyświadczyłeś nam wielką przysługę, odwiedzając nas, i że ilekroć będziemy mieli szczęście zobaczyć Cię w mieście lub gdzie indziej, lub usłyszeć o Tobie, zawsze będzie to dla nas przedmiotem chwały, honoru i prawdziwej przyjemności. Zanim jednak przemówisz do nas, pozwól mi, w imieniu moich ukochanych przełożonych i moich drogich towarzyszy, poprosić cię o przysługę, a mianowicie, abyś raczył przyjść i zobaczyć się z nami przy innych okazjach, aby odnowić radość tego pięknego dnia. Zatem, Ekscelencjo, kontynuuj ojcowską życzliwość, którą okazywałeś nam do tej pory. Pan, panie burmistrzu, który na tak wiele sposobów uczestniczył w naszym dobru, nadal nas chroni i zapewnia nam łaskę, że ulica Cottolengo zostanie naprawiona przed nowym kościołem; i zapewniamy, że podwoimy naszą głęboką wdzięczność dla ciebie. Pan, czcigodny Proboszczu, raczy zawsze uważać nas nie tylko za parafian, ale za drogie dzieci, które zawsze będą rozpoznawać w tobie czułego i życzliwego ojca. Zalecamy wam wszystkim, abyście nadal byli, tak jak w przeszłości, wybitnymi dobroczyńcami, zwłaszcza w celu ukończenia świętego budynku, który jest przedmiotem dzisiejszej uroczystości. Już się rozpoczął, już wznosi się nad ziemią, a przez fakt, że sam wyciąga rękę do dobroczynnych, aby mogli go ukończyć. Na koniec, zapewniając, że wspomnienie tego pięknego dnia pozostanie wdzięczne i niezatarte w naszych sercach, jednogłośnie modlimy się do Królowej Niebios, której poświęcona jest nowa świątynia, aby wyprosiła dla was u Dawcy wszelkiego dobra długie życie i szczęśliwe dni.

(ciąg dalszy nastąpi)