Czy zastanawiałeś się nad swoim powołaniem? Święty Franciszek Salezy może Ci pomóc (10/10)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

10. Planujemy?

Jako młody student Franciszek Salezy (miał 22 lata) zdawał sobie sprawę, że niebezpieczeństwa duszy i ciała grożą w każdej chwili; z pomocą swojego spowiednika, księdza Possevino, naszkicował Program Życia albo inaczej: Plan Duchowy, aby wiedzieć, jak powinien zachowywać się każdego dnia i przy każdej okazji. Zapisał go i często czytał. Mówi tak:

1. Każdego ranka zrobić prognozę, która polega na zastanowieniu się, jaka praca, jakie spotkania, jakie rozmowy i inne szczególne okazje mogą pojawić się tego dnia i zaplanowaniu, jak się zachować w każdym z tych momentów.

2. W południe nawiedzić Najświętszy Sakrament w jakimś kościele i przeprowadzić szczegółowy rachunek sumienia dotyczący mojej dominującej wady, aby sprawdzić, czy z nią walczę i czy staram się praktykować cnotę jej przeciwną.
Jest tu interesujący szczegół: przez 19 lat jego rachunek sumienia będzie dotyczył „złego geniusza”, tej bardzo silnej wady, jaką jest skłonność do gniewu. Kiedy ktoś, będąc już biskupem i będąc cudownie miłym i dobrym, zapyta go, co zrobił, aby osiągnąć tak wysoki stopień samokontroli, odpowie: „Przez 19 lat, dzień po dniu, uważnie badałem siebie pod kątem zamiaru nie traktowania nikogo surowo”. Ta praktyka była prowadzona przez św. Ignacego z Loyoli, z prawdziwym duchowym sukcesem. Jest to jak echo nauczania Kempisa: „Jeśli każdego roku poważnie zaatakujesz jedną ze swoich wad, dojdziesz do świętości”.

3. Nie ma dnia bez medytacji.
Przez pół godziny poświęcam się rozmyślaniu o łaskach, które Bóg mi dał, o wielkości i dobroci naszego Pana, o prawdach, których naucza Pismo Święte lub o przykładach i naukach świętych. Pod koniec medytacji wybieram kilka myśli, aby zostały w głowie w ciągu dnia i zrobić krótkie postanowienie, jak będę się zachowywać przez następne 12 godzin.

4. Codziennie odmawiać Różaniec Święty
Nie zaniedbam odmawiania go w żadnym dniu mojego życia.
Jest to obietnica, którą złożył Najświętszej Dziewicy w czasie wielkiego cierpienia i przez całe życie dokładnie ją wypełniał. Ale później powiedział swoim uczniom, aby nigdy nie składali tego rodzaju obietnic przez całe życie, ponieważ mogą one przynieść udrękę. Postanowienia tak, ale obietnice nie.

5. W kontaktach z innymi być uprzejmym, ale umiarkowanym.
Bardziej zależy mi na tym, aby inni mówili o tym, co ich interesuje, niż na tym, abym to ja mówił. To, co mówię, już wiem. Ale to, co mówią inni, może pomóc mi wzrastać duchowo. Mówiąc, niczego się nie uczę, natomiast słuchając uważnie, mogę się wiele nauczyć.

6. W ciągu dnia myśleć o Bożej obecności.
„Twoje oczy mnie widzą, Twoje uszy mnie słyszą. Jeśli pójdę na krańce ziemi, tam jesteś Ty, mój Boże. Choćbym się ukrył w najstraszniejszej ciemności, tam światło Twoje widzi mnie jak w dzień” (por. Psalm 139). „Pan zapłaci każdemu według jego uczynków. Każdy będzie musiał stanąć przed sądem Bożym, aby zdać sprawę z tego, co uczynił, z rzeczy dobrych i złych” (por. św. Paweł).

7. Każdego wieczoru przed pójściem spać będę robił rachunek sumienia: przypomnę sbie, czy zacząłem dzień od oddania się Bogu.
Czy podczas moich zajęć wiele razy pamiętałem o Bogu, aby ofiarować Mu moje czyny, myśli, słowa i cierpienia? Czy wszystko, co dziś zrobiłem, było z miłości do dobrego Boga? Czy dobrze traktowałem ludzi? Czy w swoich czynach i słowach nie starałem się zadowolić własnej miłości i pychy, ale podobać się Bogu i czynić dobro bliźniemu? Czy byłem w stanie choć trochę się poświęcić? Czy starałem się być gorliwy w mowie? Poproszę Boga o przebaczenie za zniewagi, które wyrządziłem Mu tego dnia; zrobię postanowienie, że od teraz stanę się lepszy; i będę błagał Niebo, aby dało mi siłę, by zawsze być wiernym Bogu; i odmawiając trzy Zdrowaś Maryjo, spokojnie poddam się snu.

Biuro Animacji Powołaniowej




Czy zastanawiałeś się nad swoim powołaniem? Święty Franciszek Salezy może Ci pomóc (9/10)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

9. Przejdźmy do rzeczy

Drodzy młodzi,
Jeśli spojrzymy na nasze dni, to od rana do wieczora dokonujemy jakiś wyborów, jesteśmy wezwani do decydowania zarówno o prostych rzeczach w naszym codziennym życiu, ale czasami stajemy również przed wyborami dotyczącymi rzeczy, które wpływają na nasze życie i mają kluczowe znaczenie. Na szczęście większość wyborów, których dokonujemy, dotyczy sfery najprostszych spraw, w przeciwnym razie wykonanie tego ważnego zadania byłoby bardzo trudne i męczące. Jednak ważne decyzje istnieją i dlatego zasługują na naszą uwagę.
Przede wszystkim pamiętajcie, że nigdy nie możemy dać się wciągnąć w pośpiech, by szybko podejmować decyzje. Jeśli trzeba wybierać między dwiema rzeczami, zwłaszcza jeśli chodzi o ważne sprawy (droga w kierunku małżeństwa, podejmowanie konkretnych kroków w kierunku życia konsekrowanego lub kapłańskiego), należy poświęcić temu odpowiedni czas, aby rozeznać, co jest właściwe.
Drugim aspektem, który należy wziąć pod uwagę, jest pamiętanie, że macie wolność wyboru tego, czego chcecie lub co uważacie za słuszne. Chociaż Bóg jest wszechmocny i może zrobić wszystko, nie chce odbierać nam wolności, którą nam dał. Kiedy Bóg wzywa nas do życia, w którym możemy być w pełni szczęśliwi zgodnie z Jego wolą, chce, aby odbywało się to za naszą pełną zgodą i abyśmy wybierali je nie siłą czy przymusem, ale w całkowitej wolności.
Po trzecie, przypominam, że w wyborze konieczne jest pozwolić się prowadzić: wolność musi być ukierunkowywana, ponieważ trudno jest znaleźć drogę samemu. Dokonywanie w pełni wolnych wyborów wiąże się z jasnością co do dobra, jakie inni mogą ode mnie otrzymać i tego, jak w pełni mogę się zrealizować, gdy jestem dla innych. Pisałem już do Was na ten temat, ale pozwolę sobie przypomnieć, że to właśnie tutaj najbardziej potrzebujemy głosu z zewnątrz, który potwierdzi, skoryguje lub odwiedzie Was od wyborów, które naznaczają waszą przyszłość.
Jedno z pytań, które w oczywisty sposób pojawia się w związku z dynamiką wyborów, zwłaszcza tych najważniejszych, brzmi: skąd możemy mieć pewność, że dokonaliśmy właściwego wyboru? Pytanie to jest uzasadnione, ponieważ nikt nie chce popełnić błędu i wszyscy chcielibyśmy dokonać właściwego wyboru raz na zawsze. Chcielibyśmy móc wybrać raz i nigdy więcej nie musieć do tego wracać oraz czuć się komfortowo z tym, co już zdecydowaliśmy. W tym sensie myślę, że muszę podkreślić ważny aspekt. Musicie dobrze zrozumieć, że wybór, podejmowanie decyzji, nigdy nie może być czymś „raz na zawsze”, ale jest to proces, proces, który czasami ma nawet długie ramy czasowe, które pozwalają zagłębić się w rzeczy, a tym samym osiągnąć coraz większą moralną pewność, że to, co zrobiłem, jest właściwym wyborem. Niezależnie od stanu życia, nie jest wymagane, abyście w momencie wyboru byli już doskonali, świadomi wszystkiego, czego ten wybór wymaga. Nie jesteście powołani do ślepej wieczności, ale raczej do podróży w kierunku wieczności, która jest świadoma i silna w podejmowanych codziennie decyzjach, będących owocem porcji dobrej woli kierowanej roztropnością i stałością.
Aby dobrze przeżyć czas wyboru, trzeba zatroszczyć się o pierwszy ruch, zagłębiając się w swoje życie bez polegania wyłącznie na emocjach i bez kalkulowania go wyłącznie za pomocą inteligencji. Trzeba szukać i zapewnić równowagę wszystkich elementów osoby, ale szczególnie na początku należy upewnić się, że dokonany wybór ma solidne podstawy. Po dokonaniu wstępnego wyboru nie trzeba się martwić, jeśli na wczesnych etapach pojawi się gorycz lub letniość. W rzeczywistości istnieje ryzyko częstej i szybkiej zmiany zdania: po dokonaniu wyboru nie należy zbytnio rozglądać się w lewo lub w prawo. Czasami jest łatwo, czasem nawet uwodzicielsko, rozpraszać się, badać lub wybierać inne ścieżki. Zbytnie rozglądanie się na boki może sprawić, że zejdziecie na inną ścieżkę, wątpiąc i żałując pierwotnego wyboru. Jeśli dzieje się tak w czasach euforii i zniechęcenia, w czasach kryzysu, ważne jest, aby z pewnością nie podejmować decyzji w tym momencie i nie zmieniać początkowej decyzji, ale pozostać w tym momencie, czekając na spokojniejszy czas, który pozwoli spokojnie odczytać na nowo to, co charakteryzowało kryzys, a następnie podjąć decyzje w tej sprawie, zawsze zgodnie z sumieniem i za radą kierownika duchowego. Jeśli zawsze staramy się zachować mocną wolę w dążeniu do wybranego dobra, takiego jak zaręczyny czy mocne doświadczenie życia wspólnotowego w życiu zakonnym lub kapłańskim, Bóg nie omieszka doprowadzić tego wszystkiego do dobrego końca. Jak już powiedzieliśmy, ta droga wymaga wielu osobistych „tak”, każdego dnia. Nawet najbardziej pozornie obojętne działania stają się płodne, jeśli są ukierunkowane na Dobro, do którego należy dążyć. Jest to kwestia wytrwałości, która staje się codzienną wiernością.

Biuro Animacji Powołaniowej

(ciąg dalszy nastąpi)




Czy zastanawiałeś się nad swoim powołaniem? Święty Franciszek Salezy może Ci pomóc (8/10)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

8. Modlitwa czy służba

Drodzy młodzi,
miłość i modlitwa zawsze idą w parze. Muszę wam powiedzieć, że jeśli chodzi o osobę Jezusa, jedno z Jego stwierdzeń zawsze bardzo mnie poruszało: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem”. (Mt 11,29).
Otóż Jezus, cichy i pokornego serca, zawsze mocno łączył bycie Synem Ojca, który Go kocha i z którym jest w doskonałej jedności, z innym wymiarem, jakim jest miłosierdzie i miłość bliźniego: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście… będzie mu odpuszczone, ponieważ bardzo umiłował… Byłem głodny, a daliście Mi jeść…”.
Pytacie mnie, jak można stać się świętym w codziennym życiu: poprzez modlitwę i apostolstwo. Podczas gdy modlitwa karmi przyjaźń z Bogiem, poprzez ciszę, sakramenty i Słowo Boże, miłość prowadzi do kochania braci i sióstr, do budowania wspólnoty aż do zjednoczenia. Apostolstwo, dawanie siebie braciom i siostrom, przede wszystkim najbliższym, jest również sposobem, w jaki można zacząć spotykać się z Bogiem: jeśli rzeczywiście dasz siebie braciom i siostrom z cichym i pokornym sercem, spotkasz Jezusa, który mówi: „Ty mi to uczyniłeś”. Chrześcijańska świętość (którą zwykłem nazywać „pobożnością”) polega właśnie na tym: to Boża miłość działa w nas, a my oddajemy się jej w naszym dawaniu innym, energicznie, chętnie i całym sercem.
Miłość Boga i miłość bliźniego to nie tylko dwa główne przykazania, ale są one swoimi lustrzanymi odbiciami; można by powiedzieć, że jedno wynika z drugiego. Aby pomóc Wam to zrozumieć, pamiętam, jak kiedyś udzieliłem rady kobiecie, która mocno zaangażowała się w modlitwę: „Jeśli modlitwa duszy, która żyje wolnością pochodzącą od Boga, zostanie przerwana, to wyjdzie ze spokojną twarzą i łaskawym sercem wobec wichrzyciela, który jej przeszkodził, ponieważ wszystko jest dla niej równe, albo służyć Bogu poprzez medytację, albo służyć Mu poprzez znoszenie bliźniego; jedno lub drugie jest wolą Bożą, ale w tym momencie konieczne jest znoszenie i pomaganie bliźniemu”.
Być może myślicie, że życie w ten sposób w waszym świecie jest bardzo skomplikowane. Kultura i kontekst historyczno-religijny, w którym żyłem, były z pewnością bardzo skonfliktowane, ale przepojone poczuciem religijności i szacunkiem dla powszechnej wiary chrześcijańskiej. Nie jest tak w waszych czasach.
Mogę jednak Wam powiedzieć, że ja również musiałem (i chciałem) przez kilka lat żyć w bardzo trudnej formie pracy misyjnej we wrogim kraju, rządzonym cywilnie i religijnie przez kalwinistów.
Myśląc wstecz, mógłbym opowiedzieć Wam kilka rzeczy o moim doświadczeniu i, być może, zaoferować Wam kilka drobnych sugestii, jak żyć w tych skomplikowanych czasach. Aby poznać motywacje naszych hugenockich „przeciwników”, poprosiłem papieża o pozwolenie na przeczytanie kilku tekstów, które w tamtym czasie były zakazane dla katolików, a w których katolicyzm był zaciekle zwalczany. Moim celem było znalezienie wspólnej płaszczyzny, aby następnie dotrzeć do korzeni ich teorii, zwłaszcza jeśli były one niejednoznaczne lub błędne.
Nawet gdy mnie obrażano, grożono mi, oskarżano o magię, oczerniano, reagowałem z łagodnością wobec prostych ludzi, ale też z absolutną stanowczością wobec tych, którzy trwali w złej wierze. Ileż modlitwy, pokuty, postu ofiarowałem Panu za tych naszych biednych braci. Zaniesiesz Ewangelię całym sobą i o wiele skuteczniej przez konkretną pomoc, przez gotowość do słuchania, pokorny sposób podejścia do innych, który bardzo często rozpuszcza arogancję.
Pewnej pani i matce, której przez kilka lat towarzyszyłem listownie, zwykłem dawać radę, która może być przydatna dla Was:
„Musi Pani nie tylko być oddana i kochać oddanie, ale musi Pani sprawić, aby była Pani kochana przez wszystkich: sprawi Pani, że będzie kochana, jeśli uczyni się Pani użyteczną i przyjemną. Chorzy pokochają Pani pobożność, jeśli znajdą pociechę w ani miłosierdziu; Pani rodzina, jeśli dostrzeże, że jest Pani uważniejsza na ich dobro, słodsza w sprawach, bardziej sympatyczna w swoich poprawkach; Pani mąż, jeśli zobaczy, że im bardziej wzrasta pani pobożność, tym bardziej jest Pani dla niego serdeczna i słodsza w uczuciu, które mu Pani okazuje; Pani krewni i przyjaciele, jeśli zobaczą w Pani większą szczerość, wyrozumiałość i zgodność z ich życzeniami, które nie są sprzeczne z życzeniami Boga. Krótko mówiąc, musi Pani uczynić swoją pobożność atrakcyjną”.

Biuro Animacji Powołaniowej

(ciąg dalszy nastąpi)




Czy zastanawiałeś się nad swoim powołaniem? Święty Franciszek Salezy może Ci pomóc (7/10)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

7. Kto znajdzie przyjaciela…?

Drodzy młodzi,
dar i odpowiedzialność autentycznej, chrześcijańskiej przyjaźni charakteryzowało całe moje życie. Prawdopodobnie tak intensywnie, że stała się jednym z najbardziej konkretnych źródeł odkrywania i ponownego odkrywania piękna Bożej miłości, zwłaszcza w chwilach mrocznych i delikatnych.
To bardzo głębokie pragnienie kochania moich bliskich na sposób Boży i kochania moich przyjaciół, bez namiętności, ze względu na miłość, którą otrzymałem od dobrego Jezusa, doprowadziło mnie do wyrażenia pewnego rodzaju obietnicy: „W moim sercu pragnienie utrzymania wszystkich moich przyjaźni zawsze pozostanie bardzo żarliwe”.
Myślę, że przyjaźń to nie tylko bycie ze sobą, lekkie żarty, zwierzenia, które być może wykluczają innych ze złośliwością, drobne psoty… ale to autentyczne wychowanie do przyjęcia bosko-ludzkiej miłości, jaką miał dla nas Jezus Chrystus.
W mojej rodzinie radość przyjaźni polegała na otrzymywaniu i dawaniu prostej i autentycznej miłości. W Paryżu miałem prawdziwych przyjaciół, kolegów ze studiów, którzy pomagali mi, przekazując mi notatki z kursów teologicznych, na które nie mogłem uczęszczać i sugerując mi najlepsze kursy. W Padwie rozeznawanie w przyjaźni oznaczało dla mnie odróżnianie prawdziwych przyjaciół od tych, którzy szukali jedynie beztroskiej zabawy z mojej strony. Ci drudzy również robili mi ostre żarty, ale zawsze byłem w stanie odpowiedzieć im uprzejmością, zdecydowaniem i prawością ducha.
Kiedy zostałem księdzem, otrzymałem możliwość prawdziwej przyjaźni z senatorem Favre. Różnica wieku i odpowiedzialności była bardzo duża: ale przyjacielskie stosunki były zawsze pogodne i pełne szacunku, a z listów, które wymienialiśmy, wynikało braterskie uczucie o jakości trudnej do osiągnięcia.
Jako biskup, w 1604 roku, poznałem Panią Franciszkę de Chantal, która później konsekrowała się i założyła ze mną Zgromadzenie Wizytek. Przyjaźń między nami opisałbym jako „bielszą niż śnieg i czystszą niż słońce”, najpierw jako kierownictwo duchowe prowadzone z serca, a następnie jako wymianę darów w Duchu Świętym. Dominującym tematem tej bogatej wymiany listów i rozmów było prowadzenie na drodze całkowitego zaufania Bogu: od przyjaźni między ludźmi oświeconymi przez Ducha do serca relacji z Jezusem Chrystusem, któremu możemy się oddać z całkowitym zaufaniem, w świetle i w burzy, w radości i w najciemniejszych dniach.

Biuro Animacji Powołaniowej

(ciąg dalszy nastąpi)




Czy zastanawiałeś się nad swoim powołaniem? Święty Franciszek Salezy może Ci pomóc (6/10)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

6. W domu wszystko w porządku

Drodzy młodzi,
„Myślę, że na świecie nie ma dusz, które kochałyby serdeczniej, czulej i, delikatnie mówiąc, z większą miłością niż ja, ponieważ spodobało się Bogu uczynić moje serce takim”. Mówi się w mojej rodzinie, że pierwsze zdanie, które pojawiło się na moich ustach jako dziecko, brzmiało: „Moja mama i Bóg bardzo mnie kochają”.
Od najmłodszych lat byłem wśród ludzi. Mój ojciec zdecydował, że będę się uczył nie w naszym zamku, ale w bardziej regularnej szkole, porównując się z innymi kolegami i nauczycielami, krótko mówiąc, oddalając się od swego rodzaju „bańki mydlanej”, która została stworzona na zamku.
Po powrocie ze studiów w Paryżu i Padwie byłem przekonany, że zostanę księdzem, ale mój ojciec nie był do końca tego zdania: przygotował mi, nie wiedząc o tym, kompletną bibliotekę w zakresie prawa, stanowisko senatorskie i narzeczoną z rodziny szlacheckiej. Nie było łatwo nakłonić go do pójścia inną drogą. Spokojnie przedstawiłem ojcu swoje zamiary: „Mój ojcze, będę ci służył do ostatniego tchnienia życia, obiecuję całą służbę moim braciom. Mówicie mi o refleksji, mój Ojcze. Mogę Wam powiedzieć, że myśl o kapłaństwie towarzyszyła mi od dzieciństwa”. Ojciec, chociaż był „bardzo stałego ducha”, płakał. Matka delikatnie interweniowała. Zapadła cisza. Nowa rzeczywistość, pod cichym słowem Boga, fermentowała. Ojciec powiedział: „Mój synu, czyń w Bogu i dla Boga to, do czego On cię natchnie. Ze względu na Niego daję ci moje błogosławieństwo”. Potem nie mógł już nic więcej znieść: nagle zamknął się w swoim gabinecie.
Pod koniec życia mojego ojca otrzymałem łaskę zobaczenie w sposób syntetyczny tę miłość, która sprawiła, że był on mi tak drogi: jego szczerość, jego zdolność do podejmowania ważnych zobowiązań, jego odpowiedzialność za prowadzenie mnie do końca, stałe zaufanie, które mi okazywał, w tym wszystkim zawsze dostrzegałem dobroć szlachetnego człowieka, przyzwyczajonego również do surowego życia, ale o wielkim sercu. Co więcej, z biegiem czasu jego żywy temperament złagodniał, nauczył się nawet pozwalać sobie na sprzeciwy: decydujący był dobry, długoterminowy wpływ mojej mamy.
Tata i mama naprawdę pokazali mi dwa różne, ale uzupełniające się oblicza Bożej łaski i dobroci.
Być może i Wy, tak jak ja, zastanawialiście się, jak przeżyć zmęczenie związane z doświadczeniem, że powołanie, które odkrywacie, różni się od tego, czego inni by od Was oczekiwali. Zaproponowałem, w równym stopniu najprostszym ludziom mojej ziemi, jak i królowi i królowej Francji, bardzo prostą, ale bardzo wymagającą drogę: z jednej strony: „niech nic cię nie niepokoi” i „nie musisz o nic prosić i niczego odmawiać”; z drugiej strony życie wraz z wyborami, które przynosi, znajduje swój sens, kiedy przyjmuje się je, nawet ze zmęczeniem, aby żyć „tak, jak podoba się Bogu”. Tylko stąd rodzi się „doskonała radość”, która prawdopodobnie łączy wszystkich prawdziwych świętych, mężczyzn i kobiety Boga wczoraj i dziś.

Biuro Animacji Powołaniowej

(ciąg dalszy nastąpi)




Czy zastanawiałeś się nad swoim powołaniem? Święty Franciszek Salezy może Ci pomóc (5/10)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

5. Czy mogę, tak naprawdę, zrobić to sam?

Drodzy młodzi,
Nauczyłem się na własnej skórze, jak ważne jest w życiu kierownictwo duchowe.
W 1586 roku, kiedy miałem 19 lat, doświadczyłem jednego z największych kryzysów w moim życiu i próbowałem rozwiązać go na własną rękę, ale z marnym skutkiem. Po tym doświadczeniu zdałem sobie sprawę, że w życiu duchowym nie jest możliwe „zrób to sam”, ponieważ w ludzkim sercu nieustannie rozgrywają się silne napięcia między miłością do Boga a miłością do samego siebie i trudno je rozwiązać bez pomocy osoby, która towarzyszy w tej podróży.
Tak więc, kiedy przybyłem do Padwy, aby kontynuować studia uniwersyteckie, moją pierwszą troską było znalezienie dobrego przewodnika duchowego, z którym mógłbym opracować osobisty program życia i w ten sposób poważnie potraktować drogę mojego wzrostu.
Tutaj doświadczyłem, że perfekcjonizm i woluntaryzm nie mogą być elementami, które sprawiają, że życie jest pełne, ale tylko akceptacja własnej kruchości oddanej całkowicie Bogu.
Nawet po zostaniu księdzem kontynuowałem moją drogę towarzyszenia i kierownictwa duchowego; odkryłem znaczenie dzielenia się podróżą mojego życia wewnętrznego z moim kuzynem Ludwikiem Salezym, a przede wszystkim z Antonim Favre, senatorem Sabaudii. Pomimo różnorodności naszych powołań, dzieliliśmy prawdziwą duchową przyjaźń i razem kroczyliśmy drogami Pana.
Ważne w moim życiu było również posiadanie spowiednika, przed którym mogłem otworzyć swoje sumienie i prosić Boga o przebaczenie. Towarzyszyło mi to w walce z grzechem u jego podstaw i w stawaniu się wolnym.
Polegajcie na kierowniku duchowym, osobie zjednoczonej z Bogiem i zaufanej, przed którą można otworzyć serce i odczytać swoją historię w świetle wiary, aby uświadomić sobie i podkreślić otrzymane dary i wielkie możliwości, które stoją przed nami otworem. Dla mnie nie ma prawdziwego kierownictwa duchowego, jeśli nie ma przyjaźni, tzn. wymiany, komunikacji, wzajemnego wpływu. To jest podstawowy klimat, który umożliwia kierownictwo duchowe.
Proponuję Wam małą ścieżkę, która była dla mnie pomocna w moim kierownictwie duchowym i która pozwoliła mi znaleźć wewnętrzną równowagę:
– Zacznijcie od swojego obecnego życia i konkretnej sytuacji, w której żyjecie, z jej zasobami i ograniczeniami, starając się stworzyć jedność w wielu doświadczeniach, które przeżywacie. Istnieje ryzyko, że wasze życie będzie wypełnione wieloma rzeczami do zrobienia bez sensu i kierunku. Jedną z sugestii, jaką Wam daję, jest nierozpraszanie się i bycie zawsze obecnym tu i teraz.
– W ciągu dnia jesteście przyciągani i krążycie między różnymi siłami, czasami nie harmonizującymi ze sobą: zmysłami, emocjami, racjonalnością i wiarą. To, co pozwala znaleźć równowagę między nimi, to poświęcenie, czyli ciągłe wkładanie serca w to, co się robi, ze świadomością, że każda chwila jest okazją i wezwaniem do wypełnienia woli Bożej w naszym życiu.
Możecie zapytać, jaki jest sens podejmowania wysiłku, aby mieć kierownika duchowego? Stawką jest autentyczność twojego życia: tobie, który jesteś uwikłany w niepokoje, lęki i zmartwienia, droga towarzyszenia duchowego pomoże odkryć, kim naprawdę jesteś, ale przede wszystkim dla Kogo jesteś.

Biuro Animacji Powołaniowej

(ciąg dalszy nastąpi)




Czy zastanawiałeś się nad swoim powołaniem? Święty Franciszek Salezy może Ci pomóc (4/10)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

4. Gdzie jest twoje serce?

Drodzy młodzi,
napisaliście do mnie pytając coś na temat rozeznania, które, przypominam, oznacza bycie uważnym na głos Boga, który jest głęboko w waszym sercu. Jak mówi nam Jezus: „Gdzie jest serce twoje, tam jest skarb twój”. Innymi słowy, kim jestem i dla kogo jestem gotów oddać swoje serce? Podróż do głębi serca nie zawsze jest łatwa, ponieważ wraz z szeptami Boga pojawiają się również głośne krzyki i inne głosy konkurujące z Nim, które próbują przyciągnąć naszą uwagę. Głosy te mogą przejawiać się w naszych myślach, uczuciach i pragnieniach. Czy to oznacza, że musimy je ignorować, aby usłyszeć głos Boga? Powiedziałbym wręcz przeciwnie: musimy nauczyć się rozróżniać te głosy. Musimy przesiać nasze myśli, uczucia i pragnienia, aby zrozumieć, co należy do tego, co znamy jako pokusy, a także zrozumieć natchnienia, które pochodzą od Boga i prowadzą do Niego. To właśnie poprzez te natchnienia Bóg wkłada pragnienia do naszych serc.

Jak wiecie z moich pism, jestem wielkim wielbicielem św. Pawła. Powinniśmy podążać za jego sugestiami i naukami: „Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonale”. Jeśli zdecydujemy się po prostu podążać za naszymi myślami, emocjami i powierzchownymi pragnieniami, nigdy naprawdę nie dostrzeżemy głosu Boga przemawiającego w głębi naszych serc. Jest więc naprawdę konieczne, abyśmy zadawali sobie pytania:
– po pierwsze: czy te uczucia, myśli i pragnienia pochodzą od Boga, czy od czegoś innego?
– po drugie: czy pomagają mi one dotrzeć do Boga, czy też mnie od Niego oddalają?
Kiedy już położycie ten fundament, możecie przystąpić do rozeznawania i poszukiwania głosu Boga, który jest już obecny w waszej duszy.
Niestety, poświęcamy wiele czasu i energii na ciągłe zmiany emocji i „mnogość pragnień”, które uniemożliwiają nam dokonywanie takich wyborów, które doprowadziłyby nas do głębi nas samych. Ten proces po prostu powoduje niestałość, niecierpliwość i ciągłe pragnienie zmian.

W moich Rozważaniach przypomniałem słowa św. Pawła o tym, że każdy jest świątynią Boga (1 Kor 3,16): tak jak w świątyni w Jerozolimie, musimy przejść przez szereg dziedzińców naszych serc, aby dotrzeć do najgłębszego i najgłębszego miejsca zwanego Świętym Świętych.
Myśląc o wynalazkach z waszych czasów, chciałbym posłużyć się obrazem windy. Wchodzicie do windy z waszymi myślami, uczuciami, pragnieniami; jeśli staną się one natchnieniami, mogą zabrać Was głęboko do Miejsca Najświętszego. Winda będzie zjeżdżać coraz niżej i niżej, w miarę poznawania prawdy zawartej w tych uczuciach, myślach i pragnieniach.
W końcu dotrzecie do sedna, choć ja wolę biblijny termin „serce”. Tam słowa nie są już potrzebne. W sercu Duch może dotrzeć do duszy każdego z Was i stać się w pełni waszym Panem. Tutaj umysł jest wzywany do ciszy i nie ma już potrzeby rozumowania lub słów, które mogłyby prowadzić do rozproszenia. Tutaj rozumiemy, czym jest rozeznanie duchowe, ponieważ Bóg jest Duchem i przemawia bezpośrednio do twojej duszy, oświetlając twoją ścieżkę i wskazując ci drogę naprzód. Jeśli żyjesz w Duchu, postępuj według Ducha (Ga 5,26).

Biuro Animacji Powołaniowej

(ciąg dalszy nastąpi)




Czy zastanawiałeś się nad swoim powołaniem? Święty Franciszek Salezy może Ci pomóc (3/10)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

3. Jeśli nie znam siebie, czy mogę być wolny w wyborze?

Drodzy młodzi,
z wielką radością przyjmuję i dzielę się z Wami waszymi powołaniowymi dylematami. Przeżywacie bardzo piękny okres życia, głęboko odczuwacie pragnienie życia w pełni i wszystkie drogi do tego są przed wami otwarte. Miejcie odwagę cierpliwie poszukiwać, a przede wszystkim podjąć decyzję, która napełni wasze pragnienia prawdziwym szczęściem. Nie jest to łatwe zadanie: wymaga uznania własnej słabości i odkrycia fundamentalnej prawdy, że życie jest wspaniałym darem, który został nam dany, tajemniczym darem, który nas przerasta.
Bóg dał nam życie i wiarę. Chrześcijańskie powołanie jest właśnie odpowiedzią na wezwanie do życia i miłości, z jakimi Bóg nas stworzył. Jesteśmy powołani, aby być dziećmi Bożymi i żyć jak dzieci, czując i działając z miłością, którą Bóg wlał w nasze serca. Jesteśmy powołani do bycia Jego uczniami i do bycia nimi z pasją. Odpowiadając na to, odnajdujemy drogę do prawdziwego szczęścia.
To, czego szukamy, to, kim chcemy być, ma za podstawę i fundament w tym, kim jesteśmy. Zaczynając od pełnej miłości akceptacji tego, kim jesteśmy, Pan wzywa nas do budowania naszej tożsamości. Z trudem możemy przeżyć to poszukiwanie i ten wysiłek w pojedynkę. Mamy wielkie szczęście, że sam Jezus chce nam towarzyszyć. Miejcie Jezusa zawsze blisko siebie jako towarzysza i przyjaciela. Nikt tak jak On nie pomoże Wam odnaleźć drogi do Boga i być szczęśliwymi. Razem z Nim, wzywając Go z prostotą i ufnością, lepiej odkryjecie sens życia i swojego powołania.
Poszukiwanie powołania oznacza troskę o to, jak odpowiedzieć na marzenie Boga wobec Was. Przez Niego zostaliście stworzeni i wymarzeni. Jakie jest marzenie Boga dla waszego życia? I jak możecie odpowiedzieć na to marzenie? Niech to zawsze będzie Boża wola, Boża wola, która kieruje waszym życiem. Szukajcie, kochajcie i starajcie się wypełniać wolę Bożą. On dał Wam życie, abyście je dali, abyście się nim dzielili, abyście je przekazali, a nie po to, abyście je zatrzymali dla siebie. Komu chcecie oddać własne życie? Ma ono boskie przeznaczenie. Z miłości zostaliście stworzeni na obraz i podobieństwo Boga i tylko On zaspokoi wasze pragnienie dobra, szczęścia i miłości.
Pierwszym i najważniejszym zadaniem, jakie macie w waszych rękach, jest odkrycie i zbudowanie swojego powołania. Nie jest ono czymś ustalonym od początku, z góry. Jest owocem wolności, wolności budowanej powoli, zdolnej do wkroczenia na ścieżkę daru z siebie. Tylko z wielką wewnętrzną wolnością można dojść do autentycznej decyzji powołaniowej. Wolność i miłość są w istocie dwoma wielkimi skrzydłami, aby stawić czoła drodze życia, aby je dawać i realizować.
Kończąc, zapewniam, że zawsze będę o Was pamiętał i polecał Was Panu, aby On Wam towarzyszył, prowadził Was i kierował waszym życiem na drodze łaski i miłości. Z waszej strony zawsze szukajcie dobrego Jezusa, miejcie Go za przyjaciela waszej duszy, wzywajcie Go, dzielcie się z Nim swoimi smutkami, niepokojami, zmartwieniami, radościami i smutkami. I odważcie się na poważnie poświęcić Jemu i Jego sprawie. On czeka na Was.

Biuro Animacji Powołaniowej

(ciąg dalszy nastąpi)




Czy zastanawiałeś się nad swoim powołaniem? Święty Franciszek Salezy może Ci pomóc (2/10)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

2. Co robić jutro

Drodzy młodzi,
z pewnością zadajecie sobie pytanie: co będziemy robić w przyszłości, czego możemy oczekiwać od życia? Do czego jesteśmy powołani? Są to pytania, które każdy z nas sobie zadaje, świadomie lub nieświadomie. Być może znacie słowo „powołanie”. Co za dziwne słowo: powołanie! Jeśli chcecie, możemy też mówić o szczęściu, sensie życia, o woli życia….
Powołanie oznacza wezwanie. Kto wzywa? To dobre pytanie. Być może ktoś, kto mnie kocha. Każdy z nas ma swoje powołanie. Moje było nieco szczególne. W mojej rodzinnej Sabaudii, kiedy byłem mały, w wieku jedenastu lat, czułem się powołany do oddania się Bogu w służbie Jego ludowi, ale moi rodzice, zwłaszcza mój ojciec, mieli wobec mnie inne plany, ponieważ byłem najstarszy w rodzinie. W miarę upływu lat i podczas studiów, które ojciec kazał mi odbyć w Paryżu, moje pragnienie stawało się coraz większe: gramatyka, literatura, filozofia, ale także jazda konna, szermierka, taniec…
W wieku 17 lat miałem kryzys. Dobrze mi szło na studiach, ale moje serce nie było zadowolone. Szukałem czegoś… Podczas karnawału w Paryżu pewien mój kolega zobaczył mnie smutnego: „Co się stało, jesteś chory? Chodźmy zobaczyć karnawał”. „Ale ja nie chcę oglądać karnawału”, odpowiedziałem mu, „Chcę zobaczyć Boga!” W tamtym roku słynny nauczyciel Biblii wyjaśniał Pieśń nad Pieśniami. Poszedłem go posłuchać. To było dla mnie jak piorun. Biblia była historią miłości. Znalazłem Tego, którego szukałem! Z pomocą mojego kierownika duchowego wprowadziłem małą zasadę przyjmowania Jezusa w Eucharystii tak często, jak to możliwe.
W wieku 20 lat dopadł mnie nowy poważny kryzys. Byłem przekonany, że pójdę do piekła i że będę wiecznie potępiony. Najbardziej bolało mnie, oprócz oczywiście pozbawienia oglądania Jezusa, brak oglądania Maryi. Ta myśl mnie torturowała: prawie już nie jadłem, nie spałem, stałem się cały żółty! Moja modlitwa brzmiała tak: „Panie, wiem, że pójdę do piekła, ale daj mi przynajmniej tę łaskę, że kiedy będę w piekle, będę mógł nadal Cię kochać!” Po sześciu tygodniach udręki poszedłem do kościoła przed ołtarz Matki Bożej i modliłem się do Niej modlitwą, która zaczyna się: „Pomnij o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy wzywa”. Po tym moja choroba odpadła ode mnie „jak łuski trądu”. Zostałem uzdrowiony!
Po studiach w Paryżu ojciec wysłał mnie do Padwy na studia prawnicze. W międzyczasie nadal cierpiałem z powodu dylematu mojego powołania: czułem, że wezwanie to pochodzi od Boga, a jednocześnie byłem winien posłuszeństwo mojemu ojcu, zgodnie ze zwyczajem bardzo przestrzeganym w moich czasach. Byłem zakłopotany. Szukałem rady u moich towarzyszy, zwłaszcza u ojca Antoniego Possevino. Z jego pomocą i rozeznaniem wybrałem pewne reguły i ćwiczenia dla życia duchowego, a także dla życia w społeczeństwie z kolegami i różnymi ludźmi. Pod koniec studiów odbyłem pielgrzymkę do Loreto. Pozostałem tam jakby w ekstazie – jak mówią moi koledzy – przez pół godziny w Domku Maryi z Nazaretu. Ponownie powierzyłem swoje powołanie i przyszłość Matce Jezusa. Nigdy nie żałowałem tego, że całkowicie Jej zaufałem.
Po powrocie do domu, w wieku 24 lat, poznałem piękną dziewczynę o imieniu Franciszka. Podobała mi się, ale bardziej podobał mi się mój projekt życia. Co robić? Nie będę tutaj opowiadał o szczegółach mojej walki. Wiedzcie, że w końcu odważyłem się poprosić ojca o pozwolenie na podążanie za moim marzeniem. W końcu zaakceptował mój wybór, chociaż płakał.
Od tego momentu moje życie całkowicie się zmieniło. Wcześniej moja rodzina i koledzy z klasy widzieli mnie skupionego na sobie, zmartwionego, nieco zamkniętego. Z chwili na chwilę wszystko zaczęło się układać. Stałem się innym człowiekiem. Zostałem wyświęcony na księdza w wieku 26 lat i natychmiast rzuciłem się w wir mojej misji. Nie miałem już żadnych wątpliwości: Bóg chciał mnie na tej drodze. Byłem szczęśliwy.
Możecie pomyśleć, że moje powołanie było naprawdę szczególne, jeśli powiem Wam do tego, że zostałem biskupem Genewy-Annecy w wieku 35 lat. W mojej posłudze duszpasterskiej i towarzyszenia zawsze byłem o tym przekonany i nauczałem, że każdy człowiek ma powołanie. Tak naprawdę nie powinno się mówić: „każdy ma powołanie”, ale powinno się mówić: „każdy jest powołaniem”, to znaczy osobą, która otrzymała „opatrznościowe” zadanie na tym świecie, w oczekiwaniu na obiecany nam przyszły Świat.

Biuro Animacji Powołaniowej

(ciąg dalszy nastąpi)




ŚDM jako synodalne doświadczenie odnowy Kościoła

Przerwanie życia miasta jest zawsze czymś niezwykłym. Wypełnienie ulic młodymi ludźmi ze wszystkich zakątków świata jest poruszającym wspomnieniem. Światowe Dni Młodzieży to nie tylko to.

Organizacja ŚDM wymaga wielu godzin pracy, oddając do dyspozycji młodych ludzi wszelkiego rodzaju zasoby. Jeśli przyniesie to duchowe owoce proporcjonalne do włożonego wysiłku, będzie warto, a wszystko to z powodów wychowawczych, komunikacyjnych i ewangelizacyjnych: celem takiego wydarzenia jest poznanie Jezusa Chrystusa u wielu młodych i uświadomienie im, że podążanie za Nim jest pewną drogą do szczęścia.

Musimy w tych dniach patrzeć na tych młodych ludzi ze szczególną sympatią i odkrywać tajemnicę zaskakującego zjawiska: w świecie młodzieży dokonuje się „cicha rewolucja”, której największą sceną są Światowe Dni Młodzieży. Młodzi ludzie, którzy stawiają pytania chrześcijanom i nie boją się pokazać jako tacy, młodzi ludzie, którzy nie chcą być zastraszani, a tym bardziej oszukiwani, młodzi ludzie, którzy wnoszą entuzjazm i pasję do wprowadzania zmian.

Spotkania te wciąż zaskakują zarówno w Kościele, jak i poza nim. I są one „screenshotem” tej młodzieży, która bardzo różni się od tej proponowanej przez niektórych, młodzieży spragnionej wartości, poszukującej głębszego sensu życia, pragnącej innego świata niż ten, który zastali.

Dziś znaczny odsetek uczestników ŚDM pochodzi z bardzo różnych środowisk rodzinnych, społecznych i kulturowych. Wielu z tych młodych pielgrzymów nie ma chrześcijańskich punktów odniesienia w swoim własnym kontekście. W tym sensie życie wielu z nich przypomina surfing: nie mogą oczekiwać, że zmienią falę, ale dostosowują się do niej, aby skierować deskę tam, gdzie chcą. Te promienne twarze Kościoła budzą się każdego dnia z pragnieniem bycia lepszymi naśladowcami Jezusa wśród swojej rodziny, przyjaciół i znajomych.

Młodzi ludzie mają siłę, by dać z siebie wszystko, ale muszą wiedzieć, że to zobowiązanie jest wykonalne, potrzebują współudziału dorosłych, muszą wierzyć, że ta walka nie jest ani jałowa, ani skazana na porażkę. Z tego powodu te dni są dla młodych ludzi sposobem na doświadczenie synodalności, szczególnego stylu, który charakteryzuje życie i misję Kościoła. Przynależność do lokalnej wspólnoty kościelnej oznacza przynależność do znacznie większej i uniwersalnej wspólnoty. Wspólnoty, w której potrzebujemy wszystkich, młodych i starszych, aby „wziąć odpowiedzialność za świat”.

W tym celu konieczne jest kultywowanie pewnych postaw dla tej nowej duchowości synodalnej. ŚDM pozwalają nam:
– dzielić się małymi historiami innych, doświadczając odwagi, by mówić swobodnie i wnosić do rozmowy głębokie tematy, które pochodzą z naszego wnętrza;
– uczyć się wzrastać razem z innymi i doceniać to, jak wzajemnie się ubogacamy, nawet jeśli mamy różne „tempo” (style, wiek, wizje, kultury, dary, charyzmaty i posługi w Kościele);
– zatroszczyć się o „wspólnotowe tereny zielone” dla naszej relacji z Bogiem, zatroszczyć się o naszą więź ze źródłem życia, z Tym, który się o nas troszczy, zakorzenić w Nim nasze zaufanie i nasze nadzieje, zrzucić na Niego nasze zmartwienia, aby móc przyjąć misję, którą On pozostawia w naszych rękach;
– zaakceptować i przyjąć naszą kruchość, która łączy nas z kruchością naszego świata i Matki Ziemi;
– być głosem, który łączy się z wieloma innymi, aby potępić ekscesy, które są obecnie popełniane przeciwko planecie i podjąć wspólne działania, które przyczynią się do powstania bardziej odpowiedzialnego i ekologicznego społeczeństwa;
– wspólnie przeorientować procesy duszpasterskie w perspektywie bardziej otwartej i inkluzywnej, czyniąc nas gotowymi do „wyjścia na spotkanie” wszystkich młodych ludzi tam, gdzie się znajdują, oraz uczynić widocznym i realnym pragnienie bycia „Kościołem w drodze”, który dociera zarówno do wierzących, jak i niewierzących, i staje się towarzyszem podróży dla tych, którzy tego chcą lub potrzebują.

Krótko mówiąc, Kościół synodalny, który sprzyja zmianie serca i umysłu, która pozwala nam podejść do naszej misji w SPOSÓB JEZUSOWY. To zaproszenie, by poczuć na sobie dotyk i spojrzenie Jezusa, które zawsze czyni nas nowymi.

Oficjalna strona ŚDM 2023: https://www.lisboa2023.org
Strona ŚDM 2023 saltisani: https://wyddonbosco23.pt