Święty Franciszek Salezy. Obecność Maryi (8/8)

(ciąg dalszy nastąpi)

OBECNOŚĆ MARYI W ŻYCIU ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SALEZEGO (8/8)

Pierwsze informacje, jakie posiadamy o nabożeństwie do Maryi w rodzinie Salezych, dotyczą matki, młodej Franciszki de Sionnaz, czcicielki Matki Bożej, wiernej modlitwie różańcowej. Zamiłowanie do tej pobożnej praktyki przeszło na jej syna, który jako młody chłopak w Annecy zapisał się do Bractwa Różańcowego, zobowiązując się do codziennego odmawiania całości lub części różańca. Wierność różańcowi będzie mu towarzyszyć przez całe życie.

Nabożeństwo do Matki Bożej utrzymywało się także w Paryżu. Wstąpił do Stowarzyszenia Maryjnego, które skupiało w sobie duchową świtę paryskich studentów.

Potem następuje kryzys duchowy, który pojawia się pod koniec 1586 roku: przez kilka tygodni nie je, nie śpi, rozpacza. Ma w głowie myśl, że został opuszczony przez miłość Boga i że „nigdy już nie będzie mógł zobaczyć Jego słodkiego oblicza”. Aż pewnego dnia w styczniu 1587 roku, wracając z internatu, wszedł do kościoła Saint-Etienne-des-Grès i przed Maryją dokonał aktu zawierzenia: odmówił „Witaj Królowo” i został uwolniony od pokus oraz odzyskał pogodę ducha.

Jego modlitwa i nabożeństwo do Matki Bożej z pewnością trwały podczas lat spędzonych w Padwie: zapewne Jej powierzył swoje powołanie do kapłaństwa…

18 grudnia 1593 roku przyjął święcenia kapłańskie i z pewnością odprawił kilka Mszy w kościele w Annecy, poświęconym Notre Dame de Liesse (Matce Bożej Radosnej), aby podziękować Tej, która wzięła go i prowadziła za rękę podczas tych długich lat studiów.

Mijały lata i dochodzimy do sierpnia 1603 roku, kiedy to Franciszek otrzymał list-zaproszenie od arcybiskupa Bourges, aby głosić kazania na następny Wielki Post w Dijon.
„Nasze Zgromadzenie jest owocem podróży do Dijon” – pisał później do swojego przyjaciela ks. Pollien.

To właśnie podczas tego Wielkiego Postu, który rozpoczął się 5 marca 1604 roku, Franciszek pozna baronową Joannę Frémyot de Chantal. Rozpocznie wędrówkę w stronę Boga w poszukiwaniu Jego woli, podróż, która będzie trwała sześć lat i zakończy się 6 czerwca 1610 r., w dniu, w którym narodziło się Zgromadzenie Nawiedzenia poprzez wstąpienie do nowicjatu  Joanny i dwóch innych kobiet.
„Nasze małe Zgromadzenie jest naprawdę dziełem Serca Jezusa i Maryi”, a po krótkiej chwili dodaje z ufnością: „Bóg troszczy się o swoje sługi, a Matka Boża zapewnia im to, czego potrzebują”.
Jego Córki miałyby się nazywać zakonnicami Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny.

Czterysta lat po założeniu, Wizytki z Paryża piszą, że Zakon nigdy nie przestał czerpać z tej ewangelicznej sceny wszystkiego, co najlepsze w swojej duchowości.
„Kontemplacja i uwielbienie Boga, zjednoczone ze służbą bliźniemu; duch dziękczynienia i pokora Magnificat; prawdziwe ubóstwo, które z nieskończoną ufnością rzuca się w dobroć Ojca; dyspozycyjność wobec Ducha Świętego; zapał misyjny, aby objawić obecność Chrystusa; radość w Panu; Maryja, która wiernie strzeże tych wszystkich rzeczy w swoim sercu”.

Joanna de Chantal tak streszcza ducha salezjańskiego: „duch głębokiej pokory wobec Boga i wielkiej łagodności wobec bliźniego”, czyli właśnie te cnoty, które wynikają bezpośrednio z żywej kontemplacji tajemnicy Nawiedzenia.

Podczas spotkań o duchu prostoty Franciszek mówi swoim Wizytkom:
„Musimy mieć całkowicie prostą ufność, która każe nam pozostać cicho w ramionach naszego Ojca i naszej drogiej Matki, pewni, że nasz Pan i nasza Pani, nasza droga Matka, zawsze będą nas chronić swoją opieką i matczyną czułością”.

Wizytki są żywym pomnikiem miłości Franciszka do Matki Jezusa.

Jego przyjaciel, biskup J.P. Camus, tak podsumowuje miłość Franciszka do Maryi:
„Prawdziwie wielkie było jego nabożeństwo do Matki wspaniałej miłości, nauki, czystej miłości i świętej nadziei. Od najwcześniejszych lat poświęcił się, aby oddać Jej cześć”.

W jego listach obecność Maryi jest jak drożdże w cieście: dyskretna, cicha, aktywna i skuteczna. Nie brakuje modlitw skomponowanych przez samego Franciszka.

8 grudnia (!) 1621 r. pisze do pewnej wizytki:
„Niech najchwalebniejsza Dziewica napełni nas swoją miłością, abyśmy razem, Ty i ja, którzy mieliśmy szczęście być powołani i przyjęci pod Jej opiekę i w Jej imieniu, mogli w pokornej czystości i prostocie święcie przebyć naszą podróż, abyśmy pewnego dnia znaleźli się w porcie zbawienia, którym jest Raj”.

Gdy pisze listy w okolicach jakiegoś święta maryjnego, nie omija okazji, by o nim wspomnieć, czy też wykorzystać wskazówkę do refleksji. A więc,
– na wniebowzięcie Maryi do nieba: „Niech ta święta Dziewica swoimi modlitwami sprawi, że będziemy żyć w tej świętej miłości! Niech zawsze będzie jedynym przedmiotem naszego serca”.
– na Zwiastowanie: jest to dzień „najbardziej błogosławionego pozdrowienia, jakie kiedykolwiek zostało przekazane człowiekowi. Proszę chwalebną Dziewicę, aby udzieliła Wam trochę tej pociechy, którą sama otrzymała”.

Kim jest Maryja dla Franciszka?

a. Jest Matką Boga
Nie tylko matka, ale i… babcia!
„Czcij, czcij i szanuj ze szczególną miłością świętą i chwalebną Dziewicę Maryję: jest Ona Matką naszego potężnego Ojca, a także naszą drogą babcią. Uciekajmy się do Niej jak wnukowie, rzucajmy się na Jej kolana z absolutną ufnością; w każdym czasie, w każdych okolicznościach odwołujmy się do tej słodkiej Matki, przywołujmy Jej macierzyńską miłość i dokładając wszelkich starań, by naśladować Jej cnoty, miejmy dla Niej szczere dziecięce serce”.

Ona prowadzi nas do Jezusa: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie!”.
„Jeśli chcemy, by Matka Boża wyprosiła u swego Syna przemianę wody naszej letniości w wino Jego miłości, musimy zrobić wszystko, co On nam powie. Czyńmy dobrze to, co nam powie Zbawiciel, napełniajmy dobrze nasze serca wodą pokuty, a ta letnia woda przemieni się dla nas w wino gorącej miłości.”

b. Jest wzorem, który musimy naśladować
w słuchaniu Słowa Bożego.
„Przyjmijcie Je do swego serca jak drogocenną balsam, za przykładem Najświętszej Dziewicy, która starannie przechowywała w sobie wszystkie pochwały wypowiadane na cześć swego Syna”.

Wzór w życiu w pokorze.
„Najświętsza Dziewica, Matka Boża, dała nam najznakomitszy przykład pokory, gdy wypowiedziała te słowa: Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa; mówiąc, że jest służebnicą Pańską, wypowiada największy akt pokory, jaki można uczynić, i natychmiast dokonuje aktu najdoskonalszej hojności, mówiąc: Niech mi się stanie według Twego słowa”.

Wzór życia w powszechnej świętości.
„Jeśli ktoś chce być świętym w prawdziwej świętości, to musi być ona powszechna, codzienna, powszednia, taka jak świętość Naszego Pana i Matki Bożej”.

Wzór życia w pokoju:
„Jeśli czujesz nadmierny niepokój, uspokój swoją duszę i postaraj się przywrócić jej spokój. Wyobraź sobie, jak Dziewica pracowała spokojnie jedną ręką, podczas gdy drugą trzymała naszego Pana, w czasie swojego dzieciństwa: trzymała Go na ramieniu, nigdy nie odrywając od Niego wzroku”.

Wzór oddania Bogu swojego czasu:
„O jakże szczęśliwe są dusze, które naśladując tę świętą Dziewicę, poświęcają się jako pierwociny, od młodości, na służbę Panu naszemu”.

c. Jest siłą w cierpieniu
Mąż pani Granieu cierpiał na bardzo bolesne ataki podagry.
Franciszek uczestniczy w jego cierpieniu i dodaje:
„Nasza najświętsza Pani i Opatka (chodzi o Najświętszą Maryję Pannę) może w znacznym stopniu złagodzić ten ból, prowadząc Was na Kalwarię, gdzie odbywa nowicjat swojego klasztoru, ucząc Was nie tylko jak dobrze cierpieć, ale jak cierpieć z miłością to wszystko, co dzieje się zarówno w nas, jak i u naszych bliskich”.

Kończę tym pięknym fragmentem, który podkreśla więź łączącą Maryję z wierzącymi za każdym razem, gdy zbliżają się oni do Eucharystii:
„Czy chcecie stać się krewnymi Matki Boskiej? Przyjmujcie Komunię! Przyjmując bowiem Najświętszy Sakrament otrzymujecie Ciało z Jej ciała i Krew z Jej krwi, gdyż drogocenne ciało Zbawiciela, które jest w Boskiej Eucharystii, zostało uczynione i ukształtowane Jej najczystszą krwią i współdziałaniem Ducha Świętego. Ponieważ nie możemy być związani z Matką Bożą w taki sam sposób jak Elżbieta, bądźmy z Nią przez naśladowanie Jej cnót i świętego życia”.






Święty Franciszek Salezy. Słodycz (7/8)

(ciąg dalszy nastąpi)

SŁODYCZ U ŚWIĘTEGO FRANCISZKA  SALEZEGO (7/8)

Niektóre epizody z życia Franciszka wprowadzają nas w kontemplację „słodyczy salezjańskiej”.

Franciszek, aby poprawić sytuację duchownych w parafiach, postanowił, że zostanie zorganizowany konkurs na proboszcza: przynajmniej trzech kandydatów na parafię. Wybrany zostałby najlepszy.
Zdarzyło się, że pewien Rycerz Maltański, wściekły z powodu wykluczenia jednego z jego sług z konkursu (ten kandydat wiedział więcej o zalotach do kobiet niż o komentowaniu Ewangelii!), wszedł nagle do gabinetu biskupa i znieważył go obelgami i groźbami, a Franciszek stał niewzruszony z kapeluszem w ręku. Brat biskupa zapytał go potem, czy kiedykolwiek gniew zawładnął nim w jakiejś chwili, a święty nie ukrywał przed nim, że „często gniew gotował się w jego mózgu, jak woda gotująca się w garnku na ogniu; ale dzięki łasce Bożej, nawet gdyby musiał umrzeć za gwałtowne przeciwstawienie się tej namiętności, nigdy nie powiedziałby słowa na jej korzyść”.

W mieście budowano pierwszy klasztor (Sainte Source) i prace nie postępowały, ponieważ dominikanie kłócili się z robotnikami, gdyż, według nich, nie istniała wymagana odległość między dwoma budynkami. Dochodziło do żywych protestów, a biskup uprzejmie i cierpliwie spieszył z uspokojeniem temperamentów. Ten spokój i łagodność nie spodobały się Joannie de Chantal, która wybuchła mówiąc:
„Twoja łagodność tylko zwiększy bezczelność tych złośliwych ludzi”. „Nie będzie, nie będzie – odpowiedział Franciszek – a potem, Matko, czy chcesz, abym w ciągu kwadransu zniszczył ten gmach wewnętrznego pokoju, nad którego budową pracowałem ponad osiemnaście lat?”

Aby zrozumieć, czym jest salezjańska łagodność, potrzebne jest pewne wprowadzenie. Mówi nam o tym ekspert: salezjanin ks. Pietro Braido:
„Nie jest to sentymentalizm, który przybiera słodkie formy wyrazu; nie jest to dobrotliwość, typowa dla tych, którzy chętnie zamykają oczy na rzeczywistość, aby nie mieć problemów i przykrości; nie jest to krótkowzroczność tych, którzy widzą wszystko jako piękne i dobre i dla których wszystko jest zawsze w porządku; nie jest to obojętna postawa tych, którzy nie mają żadnych propozycji do przedstawienia… Salezjańska słodycz (ksiądz Bosko użyłby określenia miłująca dobroć) to coś innego: niewątpliwie wynika z głębokiej i solidnej miłości, i wymaga uważnego kontrolowania swoich zasobów emocjonalnych i uczuciowych; wyraża się w stałym, pogodnym charakterze, jest znakiem osoby o bogatym człowieczeństwie; wymaga zdolności do empatii i dialogu oraz tworzy pogodną atmosferę, wolną od napięć i konfliktów. Łagodności Franciszka nie należy więc mylić ze słabością; przeciwnie, jest to siła, która wymaga opanowania, dobroci umysłu, jasności celu i silnej obecności Boga”.

Ale Franciszek nie urodził się taki! Obdarzony wyraźną wrażliwością, łatwo ulegał wahaniom nastroju i wybuchom gniewu.
Lajeunie pisze:
„Franciszek Salezy był prawdziwym sabaudczykiem, zazwyczaj spokojnym i łagodnym, ale zdolnym do strasznych furii, jak wulkan pod śniegiem. Z natury był bardzo skory do gniewu, ale codziennie zobowiązał się do poprawy.
Przy tym żywym i sangwinicznym temperamencie jego nabyta łagodność była często wystawiana na próbę. Bardzo bolały go bezczelne i nieprzyjemne słowa oraz wulgarne gesty. W 1619 roku w Paryżu wyznał, że wciąż ma w sercu wybuchy gniewu i musi je powstrzymywać obiema rękami!
’’Zawarłem pakt z językiem, żeby nie powiedzieć ani słowa, kiedy byłem w furii. Dzięki łasce Bożej mogłem mieć siłę, by poskromić namiętność gniewu, do której miałem naturalną skłonność”. To dzięki łasce Bożej nabył umiejętność opanowania gniewnych namiętności, do których skłonny był jego temperament. Jego łagodność była więc siłą, owocem zwycięstwa.

Nietrudno odkryć za poniższymi cytatami osobiste doświadczenie świętego, na które składa się cierpliwość, opanowanie, wewnętrzna walka …
Do pewnej pani mówi:
„Proszę być bardzo łagodna i spolegliwa pośród zawodów, które Pani przeżywa, bo wszyscy oczekują od Pani dobrego przykładu. Łatwo jest kierować łodzią, gdy nie przeszkadzają jej wiatry; ale pośród kłopotów, problemów, trudno jest zachować pogodę ducha, tak jak trudno jest kierować sterem pośród wichrów”.
Do Pani Valbonne, którą Franciszek nazywa „perłą”, pisze:
„Musimy zawsze pozostać niezłomni w praktykowaniu naszych dwóch drogich cnót: łagodności wobec bliźniego i miłującej pokory wobec Boga”. Znajdujemy tu zjednoczone dwie cnoty drogie Sercu Jezusa: łagodność i pokorę.

Konieczne jest również ćwiczenie słodyczy wobec siebie.
„Za każdym razem, kiedy znajdziesz swoje serce poza słodyczą, weź je bardzo delikatnie opuszkami palców, aby umieścić je z powrotem na swoim miejscu, a nie bierz go z zaciśniętymi pięściami lub zbyt gwałtownie. Trzeba być gotowym służyć temu sercu w jego chorobach, a także obchodzić się z nim życzliwie; musimy związać nasze namiętności i skłonności złotym łańcuchami, to jest łańcuchami miłości.”
„Ten, kto umie zachować łagodność wśród smutków i niedomagań oraz pokój wśród nieporządku swoich wielorakich zajęć, jest prawie doskonały. Ta stałość nastroju, ta słodycz i suwerenność serca jest rzadsza niż doskonała czystość, ale tym bardziej pożądana. Od tego, jak od oliwy w lampie, zależy płomień dobrego przykładu, bo żadna inna rzecz nie buduje tak bardzo, jak dobroć pełna miłości.”

Rodzicom, wychowawcom, nauczycielom, przełożonym Franciszek przypomina, by używali słodyczy, zwłaszcza gdy chodzi o obserwację kogoś lub upomnienie. Tu wyłania się duch salezjański:
„Także zwracając uwagę komuś, co jest konieczne, potrzeba wiele miłości i słodyczy. W ten sposób upomnienia łatwo uzyskują dobre rezultaty.
Napomnienie podyktowane emocjami, nawet jeśli ma uzasadnione podstawy, jest znacznie mniej skuteczne niż to, która pochodzi wyłącznie od rozumu”.
„Zapewniam cię, że za każdym razem, gdy uciekałem się do ostrych ripost, zawsze ich żałowałem. Ludzie uczynią o wiele więcej z miłości i dobroci, niż z surowości i rygoru”.

Słodycz idzie w parze z inną cnotą: cierpliwością. Oto zatem kilka listów ze wskazówkami:
„Dopóki pozostajemy tu na dole, musimy pogodzić się z tym, że będziemy się nieść nawzajem, dopóki Bóg nie zabierze nas do nieba. Musimy zatem być cierpliwi i nigdy nie myśleć, że możemy w ciągu jednego dnia skorygować złe nawyki, na które zapadliśmy, z powodu małej troki o nasze zdrowie duchowe […]. Musimy, przyznajmy to, być cierpliwi wobec wszystkich, ale przede wszystkim wobec siebie samych”.
Do pani de Limonjon pisze:
„Nie można w jeden dzień dojść tam, gdzie się dąży: trzeba dziś zdobyć jeden punkt, jutro inny; i tak, krok po kroku, dojdziemy do bycia panami samych siebie; i nie będzie to małe osiągnięcie”.

Dla Franciszka cierpliwość jest pierwszą cnotą, którą należy wprowadzić w życie przy budowie solidnego gmachu duchowego.
„Skutkiem cierpliwości jest dobre posiadanie własnej duszy, a cierpliwość jest tym doskonalsza, im bardziej jest wolna od niepokoju i pośpiechu”.
„Miejcie cierpliwość w stosunku do waszego wewnętrznego krzyża: Zbawiciel dopuszcza go, abyście kiedyś lepiej poznali, czym jesteście. Czy nie widzicie, że niepokój dnia jest uspokajany przez odpoczynek nocy? Oznacza to, że nasza dusza nie potrzebuje nic innego, jak tylko całkowicie oddać się Bogu i być gotową służyć Mu wśród róż i cierni”.

I jeszcze dwa inne listy: do Pani de la Fléchère pisze:
„Co chcesz, abym powiedział o powrocie twojej niedoli, poza tym, że musisz ponownie wziąć broń i odwagę, aby walczyć bardziej zdecydowanie niż kiedykolwiek? Trzeba będzie użyć dużo cierpliwości i rezygnacji, aby uporządkować swoje sprawy. Bóg będzie błogosławił twoją pracę”.

A Pani Travernay dodaje:
„Musi Pani umieć przyjąć z cierpliwością i łagodnością, i z miłości do Tego, który na to pozwala, przykrości, które Panią dotykają w ciągu dnia. Dlatego niech  Pani wznosi często swoje serce do Boga, błaga Go o pomoc, a za główny fundament swojej pociechy uważa szczęście, które ma, że należy Pani do  Niego!”

Jest jeszcze tekst nazywany hymnem o miłości według św. Franciszka Salezego.
„Kto jest łagodny, nikogo nie obraża, znosi chętnie tych, którzy mu wyrządzają krzywdę, cierpliwie znosi otrzymywane ciosy i nie odpłaca złem za zło. Ten, kto jest łagodny, nigdy się nie denerwuje, ale wszystkie swoje słowa wypowiada z  pokorą, pokonując zło dobrem. Zawsze wprowadzaj poprawki do serca za pomocą słodkich słów.
W ten sposób napomnienia przyniosą lepsze efekty. Nigdy nie uciekaj się do odwetu na tych, którzy ci sprawili przykrość. Nigdy nie miej pretensji ani nie gniewaj się z byle powodu, bo to zawsze jest niedoskonałość.”

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)






Święty Franciszek Salezy. Eucharystia (6/8)

(ciąg dalszy nastąpi)

EUCHARYSTIA W ŻYCIU ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SALEZEGO (6/8)

Franciszek przyjął pierwszą Komunię i bierzmowanie w wieku około dziewięciu lat. Od tej pory będzie przyjmował Komunię co tydzień lub przynajmniej raz w miesiącu.
Bóg wziął w posiadanie jego serce i Franciszek pozostanie wierny tej przyjaźni, która stopniowo stanie się miłością jego życia.

Wierność życiu chrześcijańskiemu trwała i umacniała się podczas dziesięciu lat spędzonych w Paryżu. „Przyjmuje Komunię, jeśli nie mogę częściej, przynajmniej raz w miesiącu”. I tak przez dziesięć lat!

O okresie spędzonym w Padwie wiemy, że codziennie chodził na Mszę św. i że raz w tygodniu przyjmował Komunię św. Eucharystia, połączona z modlitwą osobistą, stała się pokarmem jego chrześcijańskiego życia i powołania. To w tej głębokiej jedności z Panem dostrzega Jego wolę: to tutaj dojrzewa pragnienie bycia „całym dla Boga”.

Franciszek został wyświęcony na kapłana 18 grudnia 1593 roku i Eucharystia będzie odtąd sercem jego dni i siłą do dawania siebie innym.
Oto kilka świadectw, zaczerpniętych z procesu beatyfikacyjnego:
„Łatwo było dostrzec, jak trwał w głębokim skupieniu i uwadze przed Bogiem: oczy skromnie spuszczone, twarz pełna słodyczy i spokoju tak wielkiego, że ci, którzy obserwowali go uważnie, byli tym uderzeni i wzruszeni”.

„Kiedy odprawiał Mszę św. był zupełnie inny niż zwykle: pogodna twarz, bez roztargnienia, a w chwili Komunii ci, którzy go widzieli, byli pod głębokim wrażeniem jego pobożności”.

Św. Wincenty a Paolo dodaje:
„Przywołując na myśl słowa sługi Bożego, odczuwam wielki podziw i muszę przynać, że widziałem w nim człowieka, który najlepiej odzwierciedlał żywego Syna Bożego na ziemi”.

Wiemy o jego wyjeździe w 1594 roku jako misjonarza do Chiablese.
Pierwsze miesiące spędził chroniąc się w twierdzy Allinges. Odwiedzając dzisiaj to, co z niej pozostało, jest się pod wrażeniem kaplicy, która zachowała się nienaruszona: mała, ciemna, zimna, cała z kamienia. Tutaj Franciszek codziennie rano około godziny czwartej odprawiał Eucharystię i zatrzymywał się na modlitwie przed zejściem do Thonon z sercem pełnym miłości i miłosierdzia, zaczerpniętymi z boskiego sakramentu.
Franciszek traktował ludzi z szacunkiem, wręcz ze współczuciem, i „jeśli inni dążyli do tego, by się ich bać, on pragnął uczynić się kochanym i wejść do serc przez drzwi sympatii” (J.P. Camus).

To właśnie Eucharystia podtrzymuje go w jego początkowych trudnościach: nie odpowiada na obelgi, prowokacje, lincz; odnosi się do wszystkich z serdecznością.
Jego pierwsze kazanie jako subdiakona dotyczyło właśnie Eucharystii i z pewnością służyło mu w tamtym czasie, ponieważ ten wspaniały sakrament będzie jego bronią „w walce”: w kazaniach, które wygłaszał w kościele św. Hipolita, często poruszał ten temat i przedstawiał katolicki punkt widzenia z jasnością i pasją.

Świadectwo, skierowane do swojego przyjaciela A. Favre, mówi o jakości i żarliwości jego kazań na ten ważny temat:
„Wczoraj nie minęło wiele czasu, gdy najznamienitsi mieszkańcy miasta przyszli, aby wysłuchać mojego kazania, dowiedziawszy się, że będę mówił o dostojnym sakramencie Eucharystii. Tak bardzo pragnęli usłyszeć, jak wyjaśniam myśl katolicką o tej tajemnicy, że ci, którzy nie odważyli się przyjść jawnie, słuchali mnie z ukrytego miejsca, gdzie nie mogli być widziani.”

Ciało Pańskie przemienia krok po kroku jego serce w serce pastrze słodkiego, łagodnego, dobrego, co słychać nawe w sposobie jego przepowiadania: ton spokojny i dobrotliwy, nigdy agresywny czy polemiczny!
„Jestem przekonany, że ten, kto głosi z miłością, głosi wystarczająco wiele przeciwko heretykom, nawet jeśli nie wypowiada ani jednego słowa, ani nie polemizuje z nimi”.

Wymowne jest to doświadczenie, które miało miejsce 25 maja 1595 roku.
O trzeciej nad ranem, gdy głęboko rozważał najświętszy i najdostojniejszy sakrament Eucharystii, poczuł się ogarnięty taką obfitością Ducha Świętego, że jego serce rozpływało się z rozkoszy, tak że w końcu zmuszony był rzucić się na ziemię i zawołać: „Panie, odejdź ode mnie, bo nie mogę już znieść nadmiaru Twojej słodyczy”.

W 1596 roku, po ponad dwóch latach katechez, zdecydował się na odprawienie trzech Mszy św. w okresie Bożego Narodzenia. Świętowano je wśród ogólnego entuzjazmu i wzruszenia. Franciszek był szczęśliwy! Msza o północy w Boże Narodzenie 1596 roku była jednym z najważniejszych punktów jego życia. W tej Mszy Świętej był Kościół, Kościół katolicki przywrócony do żywego fundamentu.

Sobór Trydencki opowiedział się za praktyką nabożeństwa 40-godzinnego, które polegało na adoracji Najświętszego Sakramentu przez trzy kolejne dni przez całą wspólnotę chrześcijańską.
Na początku września 1597 r. odbyło się ono w Annemasse, na obrzeżach Genewy, w obecności biskupa, Franciszka i innych współpracowników, z o wiele większymi owocami niż się spodziewano. Były to intensywne dni modlitwy, procesji, kazań, Mszy. Uczestniczyło w nim ponad czterdzieści parafii z niewiarygodną liczbą osób.

Widząc odniesiony sukces, w następnym roku odbyło się ono w Thonon. Było to kilkudniowe świeto, która przerosło wszelkie oczekiwania. Wszystko zakończyło się późnym wieczorem, ostatnim kazaniem wygłoszonym przez Franciszka. Głosił o Eucharystii.

Wielu badaczy życia i dzieł świętego twierdzi, że tylko jego wielka miłość do Eucharystii może wyjaśnić „cud” w Chiablese, czyli to, jak ten młody ksiądz był w stanie w ciągu zaledwie czterech lat przywrócić cały rozległy region do Kościoła.

I ta miłość trwała przez całe jego życie, do samego końca. Podczas ostatniego spotkania, jakie miał w Lyonie ze swoimi Córkami, Wizytkami, już na zakończenie swojego życia, mówił im o spowiedzi i Komunii.

Czym była Eucharystia dla naszego świętego? To było przede wszystkim:

Serce jego dnia, które sprawiło, że żył w intymnej komunii z Bogiem
„Nie powiedziałem ci jeszcze o słońcu ćwiczeń duchowych: o najświętszej i najwyższej Ofierze i Sakramencie Mszy Świętej, centrum religii chrześcijańskiej, sercu i duszy pobożności”.

Jest to ufne oddanie swojego życia Bogu, którego prosi o siłę do kontynuowania swojej misji z pokorą i miłością
„Jeśli świat zapyta cię, dlaczego tak często przyjmujesz Komunię, odpowiedz, że po to, by nauczyć się kochać Boga, by oczyścił cię z niedoskonałości, uwolnił od nieszczęść, byś znalazł siłę w słabościach i pociechę w utrapieniach. Dwa rodzaje ludzi muszą często przyjmować Komunię: doskonali, ponieważ będąc dobrze usposobieni, źle by zrobili nie zbliżając się do źródła doskonałości; i niedoskonali, aby dążyć do doskonałości. Silni, aby nie osłabnąć i słabi, aby zostali umocnieni. Chorzy, aby zostali uzdrowieni i zdrowi, aby nie chorowali”.

Eucharystia tworzy we Franciszku głęboką jedność z wieloma innymi osobami
„Ten sakrament łączy nas nie tylko z Jezusem Chrystusem, ale także z bliźnimi, z tymi, którzy spożywają ten sam pokarm i czyni nas z nimi jednością. A jednym z głównych owoców jest wzajemna miłość i łagodność serca wobec siebie, ponieważ należymy do tego samego Pana i w Nim jesteśmy wszyscy zjednoczeni”.

Jest to stopniowa przemiana w Jezusa
„Ci, którzy mają dobre trawienie, odczuwają wzmocnienie całego organizmu, ze względu na przyjomwanie pożywienia. Tak więc, Moja córko, ci, którzy mają dobre duchowe trawienie, czują, że Jezus Chrystus, który jest ich pokarmem, rozprzestrzenia się i komunikuje do wszystkich części ich duszy i ciała. Mają Jezusa Chrystusa w swoim mózgu, w swoim sercu, w swojej klatce piersiowej, w swoich oczach, w swoich rękach, w swoich uszach, w swoich stopach. Ale co ten Zbawiciel robi wszędzie? On wszystko prostuje, wszystko oczyszcza, wszystko martwi, wszystko ożywia. Kocha w sercu, rozumie w mózgu, oddycha w piersi, widzi w oczach, mówi w języku i tak dalej: wszystko czyni w każdym i wtedy żyjemy, nie my, ale to Jezus Chrystus żyje w nas.
On też przemienia dni i noce, tak że noce są dniami, gdy Bóg jest w naszych sercach, a dni stają się nocami, gdy Go nie ma”.

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)






Święty Franciszek Salezy. Szukanie i wypełnianie woli Bożej (5/8)

(ciąg dalszy nastąpi)

WOLA BOŻA POSZUKIWANA I WYPEŁNIANA U ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SALEZEGO (5/8)

Jest to najpopularniejszy temat w pismach św. Franciszka Salezego, temat, do którego najczęściej powraca.

Odkrycie Boga jako Opatrznościowego Ojca i miłość do Jego woli idą w życiu Franciszka w parze: przypomina nam, że:
„każdego dnia prosimy Go: Bądź wola Twoja, ale kiedy faktycznie musimy ją wykonać, jakże jest to trudne! Tak często ofiarujemy się Bogu i za każdym razem mówimy Mu: „Jestem Twój, oto moje serce!” Ale kiedy On chce zrobić z nas użytek, jesteśmy tak niedbali! Jak możemy mówić, że jesteśmy Jego, jeśli nie chcemy się dostosować do Jego świętej woli?”

„Wola Boża musi stać się jedyną rzeczą, której się szuka i której się pragnie, nigdy nie odstępując od niej bez żadnego powodu! Idź pod przewodnictwem Opatrzności Bożej, myśląc tylko o dniu dzisiejszym i pozostawiając Panu naszemu serce, które Mu dałeś, nie chcąc go nigdy za nic odebrać.”

Franciszek Salezy uczy, że podążanie za wolą Bożą jest najlepszą drogą do zostania świętym i ta droga jest otwarta dla wszystkich. Pisze on:
„Chcę ofiarować moje nauki tym, którzy żyją w miastach, w rodzinie, na dworze, i którzy z racji swojego statusu są zmuszeni przez względy społeczne do życia wśród innych. Pobożność musi być przeżywana w inny sposób przez arystokratę, rzemieślnika, sługę, księcia, wdowę, pannę, żonę; ale to nie wystarczy, wykonywanie pobożności musi być proporcjonalne do sił, zajęć i obowiązków danej osoby”.

To, co Franciszek Salezy nazywa pobożnością, papież Franciszek nazywa świętością i pisze słowa, które wydają się pochodzić prosto spod pióra Franciszka Salezego:
„Aby być świętymi, nie trzeba być biskupami, kapłanami, zakonnikami ani zakonnicami. Często mamy pokusę, aby sądzić, że świętość jest zarezerwowana tylko dla tych, którzy mają możliwość oddalenia się od zwykłych zajęć, aby poświęcać wiele czasu modlitwie. Ale tak nie jest. Wszyscy jesteśmy powołani, by być świętymi, żyjąc z miłością i dając swe świadectwo w codziennych zajęciach, tam, gdzie każdy się znajduje”.

W pewnym liście Franciszek pisze:
„Z miłości do Boga poddaj się całkowicie Jego woli i nie wierz, że możesz Mu służyć w inny sposób, bo nigdy nie służymy Mu lepiej, jak tylko wtedy, gdy służymy Mu tak, jak On tego chce”.

Oznacza to
„nie siać na polu bliźniego, choćby to było piękne, dopóki nasze pole własne nie zostanie w pełni zasiane. To rozproszenie serca, które prowadzi do posiadania serca w jednym miejscu, a obowiązków w innym, jest zawsze bardzo szkodliwe”.

Od czasu do czasu słyszę to pytanie:
„Jak rozpoznam, jaka jest wola Boża wobec mnie?”.

Znalazłem odpowiedź w życiu świętego.

Przez ponad sześć lat Joanna de Chantal czekała, aż mogła poświęcić całą siebie Panu i założyć z Franciszkiem to, co miało się stać Zakonem Nawiedzenia. Przez cały ten okres święty starał się zrozumieć, jaka jest wola Boża w tym względzie. Sam opowiada o tym w liście do Joanny:
„Ten wielki ruch ducha, który prowadził Cię z siłą i wielką pociechą; długa refleksja, którą narzuciłem sobie przed udzieleniem Ci mojej zgody; fakt, że ani Ty, ani ja nie ufaliśmy tylko sobie; to, że daliśmy czas pierwszym wzburzeniom Twojego sumienia, aby się uspokoiły; modlitwy, nie trwające dzień czy dwa, ale kilka miesięcy, które poprzedzały Twój wybór, są nieomylnymi znakami, które pozwalają nam bez cienia wątpliwości stwierdzić, że taka była wola Boga”.

Cenne jest świadectwo pokazujące roztropność Franciszka, który umie spokojnie czekać, nie wyrzekając się wszystkich środków, jakimi dysponuje, aby rozpoznać wolę Bożą dla niego i baronowej. Są to środki, które odnoszą się także do Ciebie dzisiaj: długo rozmyślaj przed Panem, szukaj rady u mądrych ludzi, nie podejmuj pochopnych decyzji, dużo się módl.
Tak motywuje Joannę:
„Jak długo Bóg chce, abyś pozostała na świecie z miłości do Niego, pozostań tam chętnie i z radością. Wielu odchodzi ze świata, nie opuszczając jednak siebie i szuka w ten sposób swoich upodobań, spokoju i zadowolenia. Odchodzimy ze świata, aby służyć Bogu, iść za Bogiem i kochać Boga. Ponieważ nie dążymy do niczego innego, jak tylko do Jego świętej służby, gdziekolwiek będziemy Mu służyć, zawsze będziemy zadowoleni”.

Gdy wola Boża zostanie zrozumiana wystarczająco jasno, wymagane jest posłuszeństwo, czyli wprowadzenie jej w życie, życie nią!
Do baronowej Chantal pisze te słowa wielkimi literami. Będą one programem całego jego życia i powiedziałbym, że koncentracją duchowości Franciszka:

TRZEBA CZYNIĆ WSZYSTKO Z MIŁOŚCI, NIC NA SIŁĘ; TRZEBA KOCHAĆ POSŁUSZEŃSTWO BARDZIEJ, NIŻ OBAWIAĆ SIĘ NIEPOSŁUSZEŃSTWA

Być posłusznym to wyznać miłość Bogu, który wzywa mnie do wypełniania Jego woli w konkretnych okolicznościach życia.

Posłuszeństwo jest formą miłości
Oto konsekwencje tego poddania się woli Bożej, które Franciszek przypomina wielu ludziom poprzez wspaniałe obrazy. Do pani Brûlart, matki rodziny, pisze:
„Wszystko, co robimy, otrzymuje swoją wartość z naszej zgodności z wolą Bożą. Musimy kochać to, co kocha Bóg. Wtedy kocha On nasze powołanie. Więc i my ją kochajmy i nie traćmy czasu na zastanawianie się nad tym, co u innych”.

Należy podkreślać wartość postępów i zachęcać do nich.  
„Powiedziała mi Pani te wspaniałe słowa: niech Bóg umieści mnie w sosie, jaki chce; nie dbam o to, bylebym mogła Mu służyć. Musimy kochać tę wolę Bożą i obowiązek, jaki ona w nas zakłada, choćby to było trzymanie świń lub wykonywanie najskromniejszych czynów przez całe życie, bo w jakimkolwiek sosie dobry Bóg nas umieści, nie wolno nam się tym przejmować. To jest cel doskonałości”.

A teraz kilka obrazów: obraz ogrodu.
„Nie siej swoich pragnień w cudzym ogrodzie, lecz dbaj tylko o to, by dobrze uprawiać swój własny. Nie pragnij nie być tym, kim jesteś, ale pragnij być w najlepszy sposób tym, kim jesteś. Jest to wielka tajemnica i najmniej zrozumiała tajemnica życia duchowego. Jaki jest sens budowania zamków w Hiszpanii, skoro musimy mieszkać we Francji? To jest moja stara lekcja i dobrze ją rozumiesz”.

Obraz łodzi.
„Wydaje nam się, że zmieniając łódź będziemy mieli lepszą sytuację. Tak, będzie nam lepiej, jeśli zmienimy siebie! Jestem gorącym przeciwnikiem tych wszystkich bezużytecznych, niebezpiecznych i złych pragnień. Bo chociaż to, czego pragniemy, jest dobre, to jednak nasze pragnienie jest złe, gdyż Bóg nie prosi nas o to dobro, lecz o inne, do którego chce, abyśmy się dostosowali.”

Obraz dziecka.
Trzeba powierzyć „nasze postanowienie Bożej Opatrzności, oddając się w Jej ramiona, jak małe dziecko, które, aby rosnąć, zjada codziennie to, co daje mu ojciec, pewne, że zawsze dostarczy mu pożywienia, proporcjonalnie do jego apetytu i potrzeb”.

Franciszek kładzie nacisk na jedną, fundamentalną rzecz:
„Jakie znaczenie dla duszy, prawdziwie zakochanej, ma to, czy niebiańskiemu Oblubieńcowi służy się w ten czy inny sposób? Ten, kto szuka jedynie zadowolenia swego Ukochanego, jest szczęśliwy z tym, co go uszczęśliwia!”.

Wzruszająca jest lektura tego fragmentu, napisanego po ciężkiej chorobie Joanny Chantal:
„Jesteś dla mnie cenniejsza niż ja sam; ale to nie przeszkadza mi w pełnym dostosowaniu się do woli Bożej. Zamierzamy służyć Bogu na tym świecie całym naszym byciem: jeśli uzna za lepsze, abyśmy byli jeden na tym świecie, a drugi na tamtym, czy też obaj na tamtym, niech się stanie Jego najświętsza wola”.

Na zakończenie jeszcze kilka myśli z jego listów:
„Chcemy służyć Bogu, ale kierując się naszą wolą, a nie Jego. Bóg oświadczył, że nie podoba Mu się żadna ofiara sprzeczna z posłuszeństwem. Bóg nakazuje mi służyć duszom, a ja chcę pozostać w kontemplacji: życie kontemplacyjne jest dobre, ale nie wtedy, gdy stoi w opozycji do posłuszeństwa. Nie możemy sami wybierać naszych obowiązków: musimy widzieć, czego chce Bóg; a jeśli Bóg chce, abym Mu służył czyniąc jedno, nie mogę chcieć służyć Mu czyniąc drugie”.

„Jeśli będziemy święci według własnej woli, tak napawdę nigdy nie będziemy świętymi: musimy być święci według woli Boga!”.

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)







Święty Franciszek Salezy. Zaufanie Bożej Opatrzności (4/8)

(ciąg dalszy nastąpi)

UFNOŚĆ W OPATRZNOŚĆ BOŻĄ U ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SALEZEGO (4/8)

Wejdźmy do serca Franciszka Salezego, aby uchwycić całe jego piękno i bogactwo.

„Nasza wiara w Boga zależy od obrazu, jaki mamy o Bogu!”, gdzie wiara oznacza naszą relację z Bogiem.

Franciszek przedstawia nam w swoich pismach Boga, w którego wierzy, daje nam swój obraz Boga, Boga odkrytego jako Ojca, który troszczy się i kocha swoje dzieci. W konsekwencji relacja, jaką Franciszek ma z Bogiem, jest relacją całkowitego i nieograniczonego zaufania.

Zakosztujmy niektórych fragmentów jego jego listów, w których fotografuje oblicze Ojca, który jest Opatrznością i troszczy się o nas.

„Moja najdroższa Córko, jak bardzo Pan myśli o Tobie i z jaką miłością patrzy na Ciebie! Tak, On myśli o Tobie, i nie tylko o Tobie, ale nawet o ostatnim włosie na Twojej głowie: jest to prawda wiary, o której absolutnie nie wolno Ci wątpić”.

„Służmy dobrze Bogu i nigdy nie mówmy: Co będziemy jeść? Co będziemy pić? Skąd przyjdą nasze siostry? Do Pana domu należy zajęcie się tymi kłopotami, do Pani naszego domu należy jego wyposażenie; a nasze domy należą do Boga i jego świętej Matki”.

Jezus w Ewangelii zaprasza nas do przełożenia tego zaufania na dobre życie w teraźniejszości, a Franciszek powtarza tę prawdę w liście:
„Niech się Siostra stara dobrze dziś postępować, nie myśląc o jutrze; potem jutro niech postara się o to samo; i niech nie myśli o tym, co będzie robić przez cały czas trwania kadencji, ale niech wypełnia swoje obowiązki dzień po dniu, nie myśląc o przyszłości, ponieważ Ojciec niebieski, który troszczy się o to, by Siostrę dziś prowadzić, będzie prowadził także jutro i po jutrze, proporcjonalnie do zaufania, jakie, znając swoją słabość, złoży Siostra w Jego Opatrzności”.
„Bóg strzegł Siostrę aż do dzisiaj. Niech trzyma się mocno ręki Jego Opatrzności, a On będzie Siostrę wspomagał we wszystkich okolicznościach i tam, gdzie nie może Siostra chodzić, On poniesie. Niech Siostra nie myśli, co będzie jutro, bo ten sam Ojciec, który troszczy się o Siostrę dzisiaj, będzie się o Siostrę troszczył jutro i zawsze. Czego może się obawiać dziecko w ramionach tak wielkiego Ojca?”.

Ku czemu jest zorientowane serce Franciszka? W tym fragmencie listu możemy kontemplować jego serce, które czuje się jak pisklę pod opieką Opatrzności:
„Niech Bóg, do którego należę, rozporządza mną według swego upodobania: nie ma większego znaczenia, gdzie mam zakończyć tę marną resztę moich doczesnych dni, o ile mogę je zakończyć w Jego łasce. Delikatnie ukryjmy naszą małość w tej wielkości i jak pisklę, które pod skrzydłami matki żyje bezpiecznie i ciepło, odpoczywajmy w naszych sercach pod słodką i miłującą Opatrznością naszego Pana”.

Jeśli Franciszek żyje tą relacją zaufania z Bogiem, może służyć odbiorcom swoich listów dobrą radą, umocnioną własnym doświadczeniem. Posłuchajmy kilku z nich.
„Bądźmy wierni, pokorni, ze słodkim i miłosnym postanowieniem, aby kontynuować drogę, na której postawiła nas Opatrzność niebieska”.

Matka Favre z Lyonu czuje ciężar stanowiska, które jej nie odpowiada. Jaki otrzymuje sekret pokonania tego stanu duszy?
„Rzuć zdecydowanie swe myśli w ramiona Pana i Zbawiciela, a On Cię poniesie i umocni. Miej oczy utkwione w woli Bożej i Jego opatrzności.”

Nasze zaufanie do Boga, nasze przekonanie, że jesteśmy w dobrych rękach, bywa wystawione na próbę, zwłaszcza gdy ból, choroba, śmierć pukają do drzwi naszego życia lub życia drogich nam osób. Franciszek wie o tym i nie wycofuje się ani nie zniechęca.

„Ufać Bogu w słodyczy i spokoju dobrobytu to coś, co potrafią robić prawie wszyscy; ale całkowite oddanie się Jemu pośród huraganów i burz jest charakterystyczne dla Jego dzieci”

„Małe wydarzenia stwarzają okazje do najpokorniejszych umartwień i najlepszych aktów oddania się Bogu. W najbardziej bolesnych wydarzeniach trzeba głęboko uwielbiać Bożą Opatrzność. Trzeba umrzeć albo kochać. Chciałbym, żeby moje serce zostało wyrwane lub, jeśli tylko to mi pozostanie, żeby zostało tylko dla tej miłości”.

Wielu ludzi modli się, aby otrzymać taką lub inną łaskę od Boga, a kiedy ona nie przychodzi lub przychodzi z opóźnieniem, zniechęcają się i ich zaufanie do Niego słabnie. Wspaniałe jest napomnienie napisane do pewnej pani z Paryża, na kilka miesięcy przed śmiercią świętego:
„Bóg ukrył w tajemnicy swojej Opatrzności czas, w którym zamierza Panią wysłuchać i sposób, w jaki to zrobi; i być może, wysłucha Panią w sposób doskonały nie przez realizację Pani projektów, ale swoich”.

W Zielone Świątki 1607 roku Franciszek wyjawił Joannie swój plan: założyć z nią i przez nią nowy instytut zakonny. W liście napisanym po tym spotkaniu, Franciszek wyjaśnia, w jakim duchu należy kontynuować tę podróż, która będzie trwała kolejne cztery lata!
„Zachowaj swoje serce szeroko otwarte i pozwól mu często odpoczywać w ramionach Bożej Opatrzności. Odwagi, odwagi! Jezus jest nasz: niech nasze serca zawsze będą Jego”.

W ciągu kilku lat rodziny Franciszka i Joanny zostały dotknięte przez kilka śmierci.

Młodsza siostra Franciszka, Joanna, zmarła nagle. Oto, jak święci wiedzą, jak przeżywać te wydarzenia:
„Moja droga Córko, pośród mojego serca z ciała, które odczuwa tak wielki smutek z powodu tej śmierci, czuję bardzo wyraźnie pewne opanowanie, spokój i słodkie uspokojenie mojego ducha w Opatrzności Bożej, która napełnia moją duszę wielką radością nawet w smutkach”.

Na początku 1610 roku dwie nowe żałoby: nagła śmierć Charlotty, ostatniej córki baronowej, w wieku około dziesięciu lat, oraz śmierć matki Franciszka, Madame de Boisy.
„Czyż zatem, najdroższa Córko, nie powinniśmy we wszystkim uwielbiać najwyższej Opatrzności, której rady są święte, dobre i najmilsze? Wyznajmy, moja ukochana Córko, wyznajmy, że Bóg jest dobry i że Jego miłosierdzie trwa na wieki. Czułem wielki smutek z powodu tej rozłąki, ale muszę też powiedzieć, że był to cichy smutek, choć żywy. Płakałem bez duchowej goryczy”.

A w chorobie?
Po przezwyciężeniu bardzo poważnego kryzysu zdrowotnego Franciszek napisał to cenne świadectwo o tym, jak przeżywał chorobę:
„Nie jestem ani wyleczony, ani chory; ale myślę, że bardzo szybko całkowicie wyzdrowieję. Moja najdroższa Córko, musimy pozostawić nasze życie i wszystko, czym jesteśmy, do dyspozycji Bożej Opatrzności, ponieważ ostatecznie nie należymy do siebie samych, ale do Tego, który, aby uczynić nas swoimi, zechciał być cały nasz w tak kochający sposób”.

Najlepszym podsumowaniem tej kolekcji przesłań, jakie Franciszek kieruje do nas poprzez swoje listy, wydaje mi się to, co święty pisze w Filotei. To arcydzieło świeżości i radości.

„We wszystkich waszych zajęciach opieraj się całkowicie na Opatrzności Bożej, która jako jedyna może dać spełnienie twoim projektom.
Bądź jak dziecko, które jedną ręką trzyma się ręki ojca, a drugą zbiera truskawki i jeżyny wzdłuż żywopłotu; czyń tak samo: podczas gdy jedną ręką zbierasz i używasz dóbr tego świata, drugą trzymaj się Ojca niebieskiego, zwracając się od czasu do czasu do Niego, aby sprawdzić, czy twoje zajęcia i sprawy podobają się Jemu.
Uważaj, aby nie opuścić Jego ręki i ochrony, myśląc, że w ten sposób będziesz zbierać i gromadzić więcej. Jeśli twój Ojciec Niebieski cię opuści, nie zrobisz ani jednego kroku, ale zaraz wylądujesz na ziemi. Chcę powiedzieć, Filoteo, że kiedy jesteś pośród zwykłych spraw i zajęć, które nie wymagają bardzo starannej i pilnej uwagi, patrz na Boga bardziej niż na te zajęcia; kiedy sprawy są tak ważne, że wymagają całej Twojej uwagi, aby się powiodły, co jakiś czas spoglądaj na Boga, podobnie jak ci, którzy żeglują po morzu, którzy, aby dotrzeć do zamierzonego portu, patrzą bardziej na niebo niż na statek. W ten sposób Bóg będzie działał z Tobą, w Tobie i dla Ciebie, a Twojej pracy będzie towarzyszyła radość”.

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)







Święty Franciszek Salezy. Da mihi animas(3/8)

(ciąg dalszy nastąpi)

„DA MIHI ANIMAS” ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SALEZEGO (3/8)

Przede wszystkim należy wyjaśnić, co oznacza zapał duszpasterski: „Zapał nie oznacza jedynie zaangażowania, zapracowania: wyraża on całkowite skupienie, niepokój i swego rodzaju trud doprowadzenia każdego człowieka do zbawienia, za wszelką cenę, wszelkimi środkami, poprzez niestrudzone poszukiwanie ostatnich i najbardziej opuszczonych duszpastersko”.

Często, gdy słyszy się o zapale duszpasterskim, przychodzą na myśl postacie odznaczające się dużą aktywnością, hojne w dawaniu siebie innym, ożywione miłością, która czasem nie ma nawet „czasu na jedzenie”. Franciszek był jedną z tych postaci, całkowicie oddaną dobru dusz w swojej diecezji i poza nią. Swoim przykładem daje nam jednak głębsze przesłanie: jego życie da mihi animas wypływa z troski o swoje życie wewnętrzne, o modlitwę, o bezwarunkowe oddanie się Bogu.
To zatem dwa oblicza jego zapału chcemy wydobyć z jego życia i pism.

Kiedy urodził się Franciszek, zakończył się właśnie Sobór Trydencki, który wezwał biskupów do uważniejszej i wielkodusznej troski o swoje diecezje na polu duszpasterskim, troski złożonej przede wszystkim z faktu zamieszkania na terenie diecezji, obecności wśród ludu, nauczania duchowieństwa poprzez tworzenie seminariów, częste wizytacje parafii, kształcenie proboszczów, rozpowszechnianie katechizmu jako narzędzia ewangelizacji najmłodszych i nie tylko… Cały szereg środków mających na celu przywrócenie biskupom i kapłanom świadomości ich tożsamości jako pasterzy w trosce o dusze.

Franciszek potraktował powżnie te wezwania, do tego stopnia, że stał się, obok św. Karola Boromeusza, wzorem biskupa-pasterza, całkowicie oddanego swojemu ludowi, jak sam powiedział, wspominając swoją konsekrację biskupią:
„W tym dniu Bóg zabrał mnie od siebie, aby wziąć mnie dla siebie i w ten sposób dać mnie ludziom, co oznacza, że przekształcił mnie z tego, czym byłem dla siebie, w to, czym powinienem być dla nich”.

Franciszek, prezbiter przez dziewięć lat i biskup przez kolejne dwudzieścia, żył pod sztandarem tego całkowitego oddania się Bogu i braciom. Pod koniec 1593 roku, w kilka dni po święceniach kapłańskich, wygłosił słynną mowę, zwaną „obroną” ze względu na jej treść i zapał, z jakim została wygłoszona.

W następnym roku zaoferował się jako „misjonarz” w Chiablese i wyruszył uzbrojony w mocną „linę””
„Modlitwa, jałmużna i post to trzy części składające się na linę, którą wróg z trudem zrywa. Z łaską Boską postaramy się związać nią tego wroga”.
Głosi kazania w po zakończeniu nabożeństw protestanckich w kościele św. Hipolita, w Thonon.

Jego apostolat w Chiablese na początku polega na kontakcie z ludźmi: uśmiecha się, rozmawia, wita, zatrzymuje się, pyta… Jest przekonany, że mury nieufności można przełamać tylko relacjami przyjaźni i sympatii. Jeśli potrafi sprawić, że będzie kochany, wszystko będzie łatwiejsze i prostsze.
„Jestem śmiertelnie zmęczony” – pisze do swojego biskupa, ale nie poddaje się.

Uwielbia odmawiać Różaniec codziennie, nawet późno w nocy, a gdy obawia się zasnąć ze zmęczenia, odmawia go stojąc lub spacerując.
Doświadczenie misyjne Franciszka w Chiablese zostało definitywnie przerwane pod koniec 1601 roku, ponieważ musiał pojechać do Paryża, aby zająć się problemami diecezji i pozostał tam przez dziewięć długich miesięcy.

Ze względu na zobowiązania polityczne i przyjaźń z wieloma osobami, często bywał na dworze i to właśnie tam Franciszek odkrył wielu mężczyzn i kobiet chętnych do podążania za Panem.
Tu narodziła się idea tekstu, który w zwięzłej i praktycznej formie streszczałby zasady życia wewnętrznego i ułatwiał jego zastosowanie dla wszystkich klas społecznych. I tak od tego roku Święty zaczął zbierać pierwsze materiały, które później przyczynią się do napisania Filotei.

Po powrocie z Paryża dociera do niego wiadomość o śmierci drogiego biskupa. Do swojej konsekracji biskupiej przygotowuje się poprzez dwa tygodnie milczenia i modlitwy.
Od razu czuje ciężar nowego zadania:
„Nie uwierzysz, jak bardzo czuję się osaczony i obciążony tym wielkim i trudnym ciężarem”.

Podsumowując, zapał Franciszka w ciągu 20 lat, które przeżyje jako biskup, przejawia się przede wszystkim w tych obszarach:

Odwiedza parafie i klasztory, aby poznać swoją diecezję: stopniowo odkrywa jej wady i ograniczenia, nawet poważne, a także piękno, hojność i dobre serce wielu, wielu ludzi. Aby odwiedzić parafie, długo przebywa poza Annecy: „Wyjeżdżam stąd za dziesięć dni i będę kontynuował wizytę duszpasterską przez całe pięć miesięcy w wysokich górach, gdzie ludzie czekają na mnie z wielką czułością”; „Każdego wieczoru, gdy udaję się na spoczynek, nie mogę już poruszyć ani ciała, ani ducha, tak bardzo czuję się zmęczony we wszystkich kończynach. Jednak każdego ranka stwierdzam, że jestem bardziej sprężysty niż kiedykolwiek”. Przede wszystkim słucha swoich kapłanów i zachęca ich do wiernego przeżywania swojego powołania.

Apostolstwo pióra: Opera Omnia Franciszka składa się z 27 potężnych tomów… Można się zastanawiać, jak człowiek mógł napisać tak wiele. Ile wysiłku, ile czasu skradzionego ze snu, z odpoczynku!
Wszystkie strony, które wyszły spod jego pióra, są konsekwencją jego pasji do dusz, jego wielkiego pragnienia, by zanieść Boga wszystkim, których spotkał, nie wyłączając nikogo.

Założenie Zakonu Wizytek
W 1610 roku narodziła się nowa rzeczywistość: trzy kobiety (baronowa de Chantal, Jacqueline Favre i Charlotte de Bréchard) dały życie nowej formie życia zakonnego, składającego się wyłącznie z modlitwy i miłości. Inspiracją dla nich był ewangeliczny obraz nawiedzenia Matki Bożej przez jej kuzynkę Elżbietę.

Drugim aspektem jego gorliwości jest dbałość o życie duchowe.
Kardynał Karol Boromeusz w liście do duchowieństwa napisał:
„Czy sprawujesz opiekę nad duszami? Nie zaniedbuj za to troski o siebie i nie oddawaj się innym do tego stopnia, że nic nie zostaje z ciebie dla siebie”.

Wrócił do domu wyczerpany i potrzebujący „ponownej regeneracji mojego biednego ducha. Wyruszyłem w drogę, aby zrobić kompetną rewizję siebie i umieścić wszystkie kawałki mojego serca z powrotem na miejscu”.
„Po powrocie z wizyty, kiedy chciałem dobrze przyjrzeć się mojej duszy, zrobiło mi się jej żal: stwierdziłem, że jest tak cienka i rozpięta, że wyglądała jak śmierć. Podejmuję się tego wyzwania! Przez cztery czy pięć miesięcy nie miała prawie chwili oddechu. Pozostanę przy niej przez najbliższą zimę i postaram się ją dobrze traktować”.

S. Franciszka Salezego i św. Franciszka de Chantal. Witraż, kościół św. Maurycego w Thorens, Francja

W Filotei napisał:
„Zegarek, jakkolwiek dobry by nie był, musi być nakręcony i nastawiony przynajmniej dwa razy dziennie, rano i wieczorem, a także, przynajmniej raz w roku, musi być całkowicie rozebrany, aby usunąć nagromadzoną rdzę, wyprostować skrzywione części i wymienić te, które są zbyt zużyte.

To samo musi czynić ten, kto poważnie troszczy się o swoje serce; musi je załadować w Bogu, wieczorem i rano, za pomocą ćwiczeń wskazanych powyżej; musi też wielokrotnie zastanawiać się nad swoim stanem, prostować go i naprawiać; wreszcie musi przynajmniej raz w roku rozebrać swoje serce i dokładnie sprawdzić jego wszystkie części, to jest wszystkie swoje uczucia i namiętności, aby naprawić wszystkie wady, które w nim odkryje.

Zbliża się Wielki Post i do przyjaciela pisze ten wymowny list:
„Zamierzam poświęcić ten Wielki Post na przestrzeganie obowiązku zamieszkania w mojej „katedrze” i na uporządkowanie nieco mojej duszy, która cała jest jakby oderwana z powodu obciążeń, jakim została poddana. To jak zepsuty zegar: trzeba go rozebrać, kawałek po kawałku, i po dobrym wyczyszczeniu i naoliwieniu trzeba złożyć go z powrotem, aby wybijał właściwą godzinę”.

Aktywność Franciszka idzie w parze z troską o jego życie wewnętrzne; jest to wielkie przesłanie dla nas dzisiaj, abyśmy nie stali się suchymi, a więc bezużytecznymi gałęziami!

Podsumowując.
„Poświęciłem moje życie i moją duszę Bogu i jego Kościołowi: jakie to ma znaczenie, że muszę sobie sprawić niewygodę, gdy chodzi o pozyskanie jakiejś korzyści dla zdrowia dusz?”.

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)







Święty Franciszek Salezy. Przyjaźń (2/8)

(ciąg dalszy nastąpi)

PRZYJAŹŃ U ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SALEZEGO (2/8)

Po poznaniu Franciszka Salezego poprzez historię jego życia, przyglądamy się pięknu jego serca i przedstawiamy niektóre cnoty, mając na celu obudzenie w wielu pragnienia pogłębienia bogatej osobowości tego świętego.

Pierwsza rzecz, która od razu fascynuje tych, którzy zbliżają się do Franciszka Salezego, to przyjaźń! Jest to wizytówka, którą się prezentuje.

Istnieje pewien epizod z życia Franciszka, kiedy miał dwadzieścia lat, o którym niewiele osób wie: po dziesięciu latach studiów w Paryżu, nadszedł czas powrotu do Savoi, do domu, do Annecy. Czterech jego towarzyszy towarzyszy mu przez całą drogę aż do Lyonu i tam żegnają go ze łzami w oczach.

Fakt ten pomaga nam zrozumieć i smakować się tym, co Franciszek napisał pod koniec swego życia:
„Myślę, że nie ma na świecie dusz, które kochałyby serdeczniej, czulej, mówiąc bez ogródek, i miłosierniej niż ja, bo spodobało się Bogu uczynić takim moje serce. Kocham dusze niezależne, energiczne, bo zbytnia czułość pobudza moje serce, czyni je niespokojnym i odciąga je od „miłosnego” rozmyślania o Bogu. To, co nie jest Bogiem, jest dla nas niczym”.

Do pewnej damy zaś mówi o swoim pragnieniu przyjaźni:
„Muszę Pani powiedzieć w zaufaniu tych kilka słów: nie ma na świecie człowieka, którego serce jest bardziej czułe i bardziej spragnione przyjaźni niż moje, ani który odczuwa rozłąki boleśniej niż ja”.

Antoine FAVRE – Portret, kolekcja prywatna
Źródło: Wikipedia

Spośród setek adresatów jego listów wybrałem trzech, do których pisząc, Franciszek uwypukla cechy przyjaźni salezjańskiej, takiej, którą on sam żył i jaką proponuje nam dzisiaj.
Pierwszym wielkim przyjacielem, którego poznajemy, jest jego współrodak Antoine Favre. Franciszek, błyskotliwy absolwent prawa, ma wielkie pragnienie poznać i zyskać sympatię ze strony tej niezwykłej osoby.

W jednym z jego pierwszych listów znajdujemy wyrażenie, które brzmi jak rodzaj przysięgi: „Ten dar (przyjaźń), tak ceniony ze względu na swoją rzadkość, jest naprawdę bezcenny i tym bardziej jest mi drogi, bo z powodu jedynie moich zasług, nigdy nie mógłby mnie spotkać. Zawsze będzie żyło w moim sercu gorące pragnienie starannej troski o wszelkie przyjaźnie!”.

Pierwszą cechą przyjaźni jest komunikacja, przekazywanie wiadomości, dzielenie się stanem duszy.

Na początku grudnia 1593 roku urodziła się ostatnia siostra Franciszka, Joanna, o czym niezwłocznie poinformował swojego przyjaciela: “Dowiaduję się, że moja najdroższa matka, która jest w czterdziestym drugim roku życia, wkrótce urodzi swoje trzynaste dziecko. Biegnę do niej, wiedząc, że bardzo ucieszy się z mojej obecności”.

Na kilka dni przed święceniami kapłańskiemi Franciszek zwierza się swojemu przyjacielowi: „Jesteś jedynym człowiekiem, którego cenię, zdolnym w pełni zrozumieć zawirowania mojego ducha; to rzeczywiście niezwykła rzecz przewodniczyć celebracji Mszy św. i bardzo trudno, aby odprawić ją z należytą godnością”.

Niecały rok po święceniach spotykamy Franciszka jako misjonarza w Chiablese; zwierza się on swojemu przyjacielowi ze zmęczenia i rozgoryczenia: „Dziś zaczynam głosić kazania adwentowe czterem, pięciu prostym osobom: wszyscy inni złośliwie ignorują znaczenie Adwentu”. Kilka miesięcy później z radością opowiada mu o swoich pierwszych sukcesach apostolskich: „Nareszcie zaczynają się rumienić piewsze kłosy pszenicy!”.

Innym wielkim przyjacielem Franciszka był Giovenale Ancina. Obaj spotkali się w Rzymie (1599); kilka lat później obaj zostaną wyświęceni na biskupów. Franciszek napisał do niego kilka listów; w jednym błagał swego przyjaciela, biskupa Saluzzo, aby był „ściśle zjednoczony z nim w sercu, a także był chęty udzielać często nauk i myśli, którymi natchnie go Duch Święty”.

Wśród przyjaciół, których poznał w Paryżu, wyróżnia się przyjaźń ze słynnym księdzem Piotrem de Bérulle, poznanym w otoczeniu Madame Acarie. Do niego Franciszek pisze kilka dni po swojej konsekracji biskupiej:
„Jestem konsekrowany na biskupa 8-go dnia miesiąca, w dniu Matki Bożej. To skłania mnie, aby Cię prosić, byś tym serdeczniej pomagał mi swoimi modlitwami. Nie ma innego lekarstwa: zawsze będziemy musieli myć nogi, bo chodzimy w prochu. Niech nasz dobry Bóg udzieli nam łaski, abyśmy żyli i umierali na służbie Jemu”.

Kolejnym wielkim przyjacielem Franciszka był Wincenty a Paolo. Przyjaźń, która narodziła się między nimi, trwała jeszcze po śmierci założyciela Wizytek, gdyż Wincenty wziął sobie do serca ich zakon i stał się jego punktem odniesienia do końca swoich dni (1660). Wincenty zawsze pozostawał wdzięczny świętemu biskupowi, od którego otrzymał zbawienne upomnienia dotyczące jego porywczego i drażliwego charakteru. Cenił to sobie i stopniowo poprawiał się, a myśląc o swoim przyjacielu, nie wahał się określić go jako „osobę, która bardziej, niż jakakolwiek inna, przedstawiała żywy obraz Zbawiciela”.

Czytając te listy odkrywamy niektóre cechy, którymi musi się rządzić prawdziwa przyjaźń: komunikacja, modlitwa i służba (przebaczenie, upomnienie …).

Spotkamy teraz wielu mężczyzn i kobiet, do których Franciszek kieruje listy o duchowej przyjaźni. Oto kilka przykładów:

Do Madame de la Fléchère pisze:
„Proszę być cierpliwą wobec wszystkich, ale przede wszystkim wobec siebie. Chcę powiedzieć, że nie wolno Pani się denerwować na swoje niedoskonałości i zawsze proszę mieć odwagę, by szybko się podniesć”.

Św. Wincenty de Paul – Założyciel Zgromadzenia Misji (Lazarystów)
Portret, Simon François de Tours; Źródło: Wikipedia

Do pewnej pani z Charmoisy pisze:
„Musi Pani uważać, aby zaczynać z delikatnością i od czasu do czasu proszę zajrzeć do swojego serca, aby sprawdzić, czy zachowało ono słodycz. Jeśli nie jest tak, proszę je zmiękczyć, zanim cokolwiek Pani zrobi”.

Listy te są traktatem o przyjaźni, nie dlatego, że mówią o przyjaźni, ale dlatego, że piszący je żyje relacją przyjaźni, umiejąc stworzyć odpowiedni klimat i styl tak, aby przyjaźń była odczuwana i aby przynosiła owoce dobrego życia.

To samo dotyczy korespondencji ze swoimi Córkami – Wizytkami.

Do Matki Favre, która czuje ciężar swojej odpowiedzialności, pisze:
„Musimy uzbroić się w odważną pokorę i odrzucić wszystkie pokusy zniechęcenia w świętej ufności, jaką mamy w Bogu. Ponieważ ten urząd został Ci powierzony z woli tych, którym musisz być posłuszna, Bóg postawi się po twojej prawicy i będzie go nosił razem z Tobą, albo raczej On będzie go dźwigał, ale i Ty będziesz go nosiła”.

Do Matki Bréchard pisze:
„Kto umie zachować słodycz wśród smutków i niedomagań oraz pokój wśród nieładu swoich licznych zajęć, jest prawie doskonały. Ta stałość humoru, ta słodycz i łagodność serca jest rzadsza niż doskonała czystość, ale i tym bardziej pożądana. Od tego, jak od oleju w lampie, zależy płomień dobrego przykładu, bo nic innego nie buduje tak bardzo, jak dobroć pełna miłości”.

Święta Jeanne François FRÉMIOT DE CHANTAL, współzałożycielka Zakonu Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny
Autor nieznany, Klasztor Nawiedzenia Maryi w Toledo, Ohio (USA); Źródło: Wikipedia

Wśród różnych sióstr założycielek szczególne miejsce należy się samej Matce Założycielce, Joannie de Chantal, do której Franciszek pisał od początku:
„Wierz mocno, że mam żywą i nadzwyczajną wolę służenia Twojemu duchowi ze wszystkich możliwości moich sił. Wykorzystaj moją czułość i użyj wszystkiego, co Bóg dał mi na służbę Twego ducha. Jestem cały Twój”.

I oświadcza Joannie:
„Kocham tę miłość. Jest mocna, szeroka, bez miary i rezerwy, ale zarazem słodka, silna, najczystsza i najspokojniejsza; jednym słowem jest to miłość, która żyje tylko w Bogu. Bóg, który widzi wszystkie skrzywienia mojego serca, wie, że nie ma w nim nic, co nie byłoby dla Niego i według Niego, bez którego chcę być dla nikogo niczym”.

Ten Bóg, któremu Franciszek i Joanna zamierzają służyć, jest zawsze obecny, a to jest gwarancją, aby ta miłość zawsze pozostała poświęceniem się tylko Jemu:
„Chciałbym podzielić się z Tobą uczuciem, jakiego doznałem dzisiaj, podczas przyjmowania Komunii, w związku z naszą drogą jedności, bo było to uczucie tak wielkie, doskonałe, słodkie, potężne i takie, że można by je prawie nazwać ślubem, konsekracją”.
„Kto mógłby tak doskonale zjednoczyć te dwie dusze w sposób tak doskonały, że nie były one niczym więcej, jak jednym, niepodzielnym i nierozdzielnym duchem, jeśli nie Ten, który sam jest jest jednością? […]. Tysiące, tysiące razy każdego dnia moje serce jest blisko Ciebie wraz z tysiącem i tysiącem dobrych życzeń, które ono przedstawia Bogu ku Twojej pociesze”.
„Święta jedność, której Bóg dokonał, jest silniejsza od wszelkich podziałów, a odległość miejsc nie może jej w najmniejszym stopniu zaszkodzić. Niech więc Bóg zawsze błogosławi nas swoją świętą miłością. On uczynił nas jednym sercem w duchu i w życiu”.

Kończę tym samym życzeniem, które Franciszek napisał do jednej z pierwszych Wizytek, Jacqueline Favre:
„Jak się ma to biedne serce, które tak bardzo kocha? Czy zawsze jest dzielne i czujne, aby uniknąć niespodzianek ze strony smutku? Proszę Cię: nie dręcz go, nawet gdy spłatał Ci jakiegoś małego, paskudnego figla, ale delikatnie weź je z powrotem i poprowadź na właściwą drogę. To serce stanie się wielkim sercem, uczynionym według serca Bożego”.

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)







Święty Franciszek Salezy. Życie (1/8)

ŻYCIE ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SALEZEGO (1/8)

1. Wczesne lata

Franciszek rodzi się w zamku należącym do jego rodziny w Thorens (około 20 km od Annecy). Jest wcześniakiem, rodzi się przed ósmym miesiącem ciąży i „to był cud, że przy tak niebezpiecznym porodzie jego matka nie straciła życia”. Jest najstarszym z ośmiorga dzieci. Matka, Francesca de Sionnaz, ma zaledwie 15 lat, podczas gdy ojciec, pan de Boisy, ma 43 lata! W tamtych czasach małżeństwo wśród szlachty, było szansą na wspinanie się po drabinie społecznej (połączenie tytułów szlacheckich, ziem, zamków…). Reszta, w tym miłość, schodziła na dalszy plan!

                                 Kościół św. Maurycego w Thorens, Francja

Zostaje ochrzczony w małym kościółku św. Maurycego w Thorens. Franciszek po latach wybierze ten skromny kościółek na miejsce swojej konsekracji biskupiej (8 grudnia 1602).
Swoje wczesne lata Franciszek spędza z trzema kuzynami, mieszkającymi w tym samym zamku: razem z nimi bawi się i kontempluje wspaniałą naturę, która go otacza i która staje się dla niego wielką księgą, z której zaczerpnie tysiące przykładów do swoich dzieł. Wychowanie, jakie otrzymuje od rodziców, jest wyraźnie katolickie. „Trzeba zawsze myśleć o Bogu i być Mu oddanym” – powtarza ojciec a Franciszek bierze sobie te słowa do serca. Rodzice biorą czynny udział w życiu parafialnym i uczciwie traktują pracowników, a w razie potrzeby umieją wykazać się hojnością. Najwcześniejsze wspomnienia Franciszka dotyczą nie tylko piękna wspaniałej przyrody, która go otaczała, ale również scen zniszczenia i śmierci spowodowanych bratobójczymi wojnami w imię Ewangelii.

Nadchodzi czas edukacji szkolnej: Franciszek opuszcza dom i udaje się do szkoły z internatem najpierw w La Roche na około dwa lata, a następnie na trzy lata do Annecy, w towarzystwie swoich kuzynów. Czas ten naznaczony jest kilkoma ważnymi faktami:
            – w kościele św. Dominika (obecnie kościele św. Maurycego) przyjmuje Pierwszą Komunię Świętą i Bierzmowanie i odtąd często przyjmuje Komunię Świętą;
            – zapisuje się do bractwa różańcowego i odtąd odmawia różaniec codziennie;
            – prosi o przyjęcie tonsury: ojciec udziela mu zgody, gdyż ten krok nie oznacza rozpoczęcia kariery kościelnej.
Franciszek był normalnym, uczącym się, posłusznym chłopcem z charakterystyczną cechą: „nigdy z nikogo się nie nabijał!”.
Franciszek nauczył się już wszystkiego, czego mógł w Sabaudii. I tak w 1578 roku, wraz z nieodłącznymi kuzynami i pod czujnym okiem wychowawcy Déage’a, wyrusza do Paryża, gdzie pozostanie na kolejne dziesięć lat, będąc uczniem Kolegium Clermont, prowadzonego przez jezuitów.

2. Ważnych dziesięć lat: 1578-1588
Plan zajęć w Kolegium jest surowy, a nakazy religijne równie wymagające. W tych latach Franciszek uczy się łaciny, greki, hebrajskiego, zapoznaje z klasykami i doskonali swój francuski. Ma znakomitych nauczycieli.
W wolnym czasie odwiedza wysoko postawione kręgi, ma swobodny dostęp do dworu, doskonali się w sztukach uprawianych przez szlachtę i bierze udział w kursach teologii na Sorbonie. W szczególności słucha Komentarza do Pieśni nad Pieśniami o. Génébrarda, co stanowi dla Franciszka wstrząs: odkrywa bowiem w alegorii miłości mężczyzny do kobiety pasję Boga do ludzkości. Czuje się kochany przez Boga! Ale jednocześnie dojrzewa w jego umyśle przekonanie, że jest z tej miłości wykluczony. Czuje się przeklęty! Wpada w kryzys i przez sześć tygodni nie śpi, nie je, płacze, choruje. Wychodzi z tego stanu, powierzając się Matce Bożej w kościele St Etienne des Grès w akcie heroicznego oddania się Bożemu miłosierdziu i dobroci. Recytuje Salve Regina i pokusa znika.
Wreszcie, po zdaniu egzaminów końcowych, może opuścić Paryż, nie bez żalu. Cóż za szczęśliwy moment, kiedy Franciszek powraca do domu i ponownie spotyka się z rodzicami, braćmi i siostrami, którzy w międzyczasie przyszli na świat ku uciesze rodziny.
Chwile beztroskiej wesołości trwają tylko kilka miesięcy, bo Franciszek musi znów wyjechać, by zrealizować „marzenie taty”: stać się wielkim specjalistą w dziedzinie prawa.

3. Lata padewskie: 1588-1591
Są to lata decydujące dla Franciszka na płaszczyźnie ludzkiej, kulturowej i duchowej.
Padwa to stolica włoskiego renesansu z tysiącami studentów z całej Europy: na wydziałach uniwersytetu pracują najsłynniejsi nauczyciele, najlepsze umysły tamtych czasów.
Franciszek studiuje tu prawo i jednocześnie pogłębia teologię, czyta Ojców Kościoła i oddaje się w ręce mądrego przewodnika duchowego, jezuity o. Possevino. Prawdopodobnie z powodu duru brzusznego bardzo ciężko choruje, wydaje się być bliski śmierci; przyjmuje sakramenty i sporządza testament: „Moje ciało, gdy wygaśnie, oddajcie studentom medycyny”. Tak wielki był wówczas zapał do nauki i pragnienie poznania ludzkiego ciała, że studenci medycyny, nie mogąc pozyskać zwłok, wykopywali je na cmentarzu!
Testament Franciszka jest ważny, ponieważ mówi o żywionej przez całe życie wrażliwości na kulturę i innowacje naukowe, typowe dla renesansu.
Zdrowieje, kończy studia z doskonałymi wynikami 5 września 1591 r. i opuszcza Padwę jako „absolwent z najlepszymi ocenami in utroque” (prawo cywilne i kościelne). Jego ojciec jest z niego dumny.

4. W kierunku kapłaństwa: 1593 r.
W sercu Franciszka są inne marzenia, dalekie od marzeń ojca, ale jak mu o tym powiedzieć? Pan de Boisy pokłada wszystkie swoje nadzieje we Franciszku!
Franciszek zostaje mianowany prepozytemkatedry w Annecy. Nosząc tak zaszczytny tytuł spotyka się z ojcem, aby powiedzieć mu o swoim zamiarze wkroczenia na drogę kapłaństwa. Była to ostra i jednocześnie zrozumiała konfrontacja.
„Myślałem i miałem nadzieję, że będziecie podporą mojej starości i całej rodziny… Nie podzielam waszych zamiarów, ale nie odmawiam wam mojego błogosławieństwa” – zakończył ojciec.
Droga do kapłaństwa jest zatem otwarta: w ciągu kilku miesięcy Franciszek otrzymuje święcenia mniejsze, subdiakonat, diakonat i wreszcie, 18 grudnia, święcenia kapłańskie. Przygotowuje się trzy dni, by 21 grudnia odprawić swoją pierwszą mszę.
Kilka dni po Bożym Narodzeniu Franciszek Salezy może oficjalnie pełnić funkcję proboszcza katedry i z tej okazji wygłasza jedno ze swoich najsłynniejszych przemówień, wyjątkowe kazanie. Można już wyczuć żarliwość i gorliwość proboszcza, zgodną z tym, co Sobór Trydencki wskazał jako drogę reformy.

5. Misjonarz w Chiable: 1594-1598

Chiablese to terytorium graniczące z jeziorem Genewskim. Kapłani w tym rejonie Sabaudii zostali wypędzeni przez kalwinów z Genewy i kościoły zostały bez duszpasterzy. Jednak teraz, w 1594 roku, książę Karol Emmanuel odzyskuje te ziemie i nakłania biskupa Annecy do wysłania nowych misjonarzy. Propozycja złożona jest duchowieństwu, ale nikt nie ma odwagi wyruszyć na tak nieprzyjazne ziemie, ryzykując życiem. Jedynie Franciszek deklaruje swoją gotowość i 14 września, wraz ze swoim kuzynem Ludwikiem, wyrusza na tę misję.

Zamieszkuje w zamku Allingów, gdzie nad jego bezpieczeństwem czuwa baron Hermanance. Codziennie rano, po mszy, wyrusza na spotkanie szlachty z Thonon. W niedziele głosi kazania w kościele św. Hipolita, ale wiernych jest niewielu.

                                 Kaplica w Château des Allinges, Francja

Postanawia więc pisać i zleca drukowanie swoich kazań: wywiesza je w miejscach publicznych i podsuwa pod drzwi katolików i protestantów.
Jego wzorem jest Jezus na ulicach Palestyny: Franciszka inspiruje Jego łagodność i dobroć, Jego otwartość i szczerość. Nie brakuje wrogości i zamknięcia, ale przychodzą też „pierwsze kłosy zboża”, pierwsze nawrócenia.
Jest surowy i nieugięty wobec błędu i tych, którzy szerzą herezję, jednocześnie jednak wykazuje nieograniczoną cierpliwość wobec wszystkich, których uważa za ofiary heretyckich teorii.
 „Uwielbiam kazania opierające się bardziej na miłości bliźniego niż na oburzeniu, nawet wobec hugenotów, których trzeba traktować z wielkim współczuciem, nie schlebiając im, ale ubolewając nad nimi”. Duch salezjański wydaje się koncentrować w tym sformułowaniu Franciszka: „Prawda, która nie jest miłosierna, wypływa z miłosierdzia, które nie jest prawdziwe„.
Z tego niezwykłego okresu gorliwości, dobroci i odwagi Franciszka warto jeszcze przypomnieć inicjatywę odprawienia trzech Mszy św. w Boże Narodzenie w kościele św. Hipolita w 1596 roku.
Jednak inicjatywą, która najbardziej przyczyniła się do usunięcia herezji z terytorium Chiablese, były 40-godzinne nabożeństwa (Quarantore), promowane i wspierane przez nowego współpracownika Franciszka, ojca Cherubina de la Maurienne. W 1597 roku odprawiono je w Annemasse, na obrzeżach Genewy.
W następnym roku nabożeństwa Quarantore odbyły się w Thonon (początek października 1598).
Pod koniec roku Franciszek musi opuścić „misję” i pojechać do Rzymu, by zająć się różnymi problemami diecezji.
W Rzymie nawiązuje ważne przyjaźnie (Bellarmio, Baronio, Ancina…) oraz poznaje księży z Oratorium św. Filipa Neri i zachwyca się ich podejściem.
Jedzie do Loreto, następnie statkiem płynie aż do Wenecji; zatrzymuje się w Bolonii i Turynie, gdzie rozmawia z księciem o rozporządzeniach papieża w sprawie parafii diecezji. Wreszcie przyjeżdża do Annecy.
W 1602 r. ponownie udaje się do Paryża, aby negocjować z nuncjuszem i królem delikatne kwestie dyplomatyczne dotyczące diecezji i stosunków z kalwinami. Zatrzymuje się tutaj na dziewięć długich miesięcy, następnie wraca do domu, nie osiągnąwszy zamierzonych rezultatów. Podczas gdy wynik dyplomatyczny negocjacji jest raczej znikomy, to bardzo bogate i ważne są za to korzyści na planie duchowym i ludzkim, który Franciszek czerpie z pobytu.
Decydujące dla życia Franciszka jest spotkanie ze słynnym „Kołem Madame Acarie”, rodzajem duchowego centrum, w którym czyta się dzieła św. Teresy z Avila i św. Jana od Krzyża. Dzięki temu ruchowi duchowemu we Francji zostanie wprowadzony zreformowany zakon karmelitański.
W drodze powrotnej Franciszek otrzymuje wiadomość o śmierci swojego drogiego biskupa.

6. Franciszek, biskup Genewy: 1602 – 1622
8 grudnia 1602 roku w małym kościele w Thorens Franciszek zostaje konsekrowany na biskupa i pozostaje na czele swojej diecezji przez dwadzieścia kolejnych lat. „W tym dniu Bóg zabrał mnie, aby wziąć mnie dla siebie i następnie w ten sposób ofiarować ludziom, co oznacza, że przekształcił mnie z tego, czym byłem dla siebie, w to, czym powinienem być dla nich.”
Należy zwrócić uwagę na trzy ważne aspekty tego okresu:

6.1 Franciszek proboszcz
W tych latach Franciszek wyróżnia się gorliwością, której przyświecają słowa: „Da mihi animas”, będące jego drogowskazem.
 „Ksiądz jest cały dla Boga i cały dla ludzi” miał zwyczaj powtarzać i jednocześnie wcielał w życie to przekonanie!
Problemy diecezji są liczne i bardzo poważne: dotyczą duchowieństwa, klasztorów, kształcenia przyszłych duszpasterzy, nieistniejącego seminarium, katechezy, braku środków finansowych.
Franciszek natychmiast rozpoczyna serię wizyt, trwającą 5-6 lat, w ponad czterystu parafiach – rozmawia z księżmi, pociesza, dodaje otuchy, rozwiązuje najbardziej drażliwe problemy, głosi kazania, udziela sakramentu bierzmowania młodzieży lub przyszłym małżonkom, odprawia śluby…
Aby zaradzić niewiedzy duchowieństwa, wykłada teologię w swoim domu, co roku gromadzi swoich księży na synodzie, wygłasza kazania… Przez kilka lat uczy swoich kanoników wielu przedmiotów teologicznych w Annecy i dyktuje im lekcje po łacinie.
Wielu aspirowało do życia zakonnego lub kapłaństwa: nie brakowało powołań, bardzo często brakowało natomiast prawdziwego powołania!
Pisze broszurę Ostrzeżenia dla spowiedników – klejnot pasterskiej gorliwości, gdzie przeplatają się doktryna, osobiste doświadczenie, rady….
Odwiedza liczne klasztory w diecezji: niektóre zamyka, zakłada nowe, w innych przenosi personel.
Do końca walczy o posiadanie seminarium: brakuje funduszy z powodu egoizmu Rycerzy św. Łazarza i św. Maurycego, którzy wstrzymywali dochody należne diecezji.
Dominującą cechą Franciszka proboszcza jest umiejętność towarzyszenia ludziom. „Kierowanie pojedynczymi duszami to wysiłek, który jednak sprawia, że człowiek czuje się lekko – to tak jak wysiłek rolników zbierających zboże i winogron, którzy nigdy nie są tak szczęśliwi, jak wtedy, gdy mają dużo pracy i duże zbiory do niesienia”.
Cechy charakterystyczne tej zindywidualizowanej edukacji:
            Bogactwo człowieczeństwa: „Myślę, że nie ma na świecie dusz, które by kochały serdeczniej i czulej, łatwiej rzecz ujmując – bardziej miłosiernie niż ja, bo Bóg chciał tak uczynić moje serce”.
            Ojciec i brat: potrafi być bardzo wymagający, ale zawsze zachowując łagodność i spokój. Nie obniża stawki: wystarczy przeczytać pierwszą część Filotei, by zdać sobie z tego sprawę.
            Roztropność i konkretność: „W tej ciąży zachowaj dużą ostrożność… jeśli zmęczy cię klęczenie, usiądź, a jeśli nie masz dość uwagi, by modlić się przez pół godziny, módl się tylko przez kwadrans…” (Madame de la Fléchère).
            Zmysł Boży: „Trzeba wszystko robić z miłości, a nic na siłę; trzeba bardziej kochać posłuszeństwo niż obawiać się nieposłuszeństwa”. „Bóg niech będzie Bogiem twego serca”.
Franciszek został nazwany najprawdziwszą kopią Jezusa na ziemi (św. Wincenty de Paul)

6.2 Franciszek pisarz:
Mimo zobowiązań związanych z pełnieniem funkcji biskupa, Franciszek znajduje czas na pisanie. Czego? Tysięcy listów do ludzi proszących o jego duchowe przewodnictwo, do nowo założonych klasztorów wizytek, do wybitnych członków szlachty lub Kościoła, podejmując próby rozwiązania problemów, do rodziny i przyjaciół.
W 1608 roku ukazuje się Wprowadzenie do życia pobożnego: jest to najbardziej znane pismo Franciszka.
„Prawdziwego pochodzenia i przygotowania Wprowadzenia do życia pobożnego czy Filotei szukać należy w charakterze, w geniuszu, ale przede wszystkim w sercu Franciszka Salezego”: tak we wstępie do wydania krytycznego z Annecy pisze ks. Machey, człowiek, który poświęcił swoje życie badaniu dzieł Świętego.
W przedmowie widnieje data 8 sierpnia 1608 r.
Książka ta spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem.
Chantal mówi o tej książce jako o „książce podyktowanej przez Ducha Świętego”. W ciągu 400 lat swojego istnienia książka miała ponad 1300 wydań w milionowych nakładach i została przełożona na wszystkie języki świata.
Cztery wieki później dzieło to wciąż zachowuje swój urok i aktualność.

W 1616 roku ukazało się kolejne pismo Franciszka: Traktat o miłości Bożej, jego arcydzieło, napisane dla tych, którzy chcą dążyć ku szczytom! Prowadzi ich z mądrością i doświadczeniem do życia w całkowitym oddaniu wobec woli Bożej aż do miejsca „gdzie spotykają się oblubieńcy!”, czyli na Golgotę. Tylko święci wiedzą, jak prowadzić do świętości.

6.3 Franciszek założyciel
W 1604 roku Franciszek udaje się do Dijon, by głosić kazania wielkopostne, zaproszony przez arcybiskupa Bourges, Andre Fremyota. Od pierwszych dni uderza go uwaga i pobożne zachowanie obecnej tam damy. To baronowa Joanna Franciszka Fremyot, siostra arcybiskupa.
Od roku 1604, w którym Joanna spotkała się z Franciszkiem, do roku 1610, w którym wstąpiła do nowicjatu w Annecy, dwoje świętych spotyka się cztery lub pięć razy, za każdym razem na tydzień lub dziesięć dni. Spotkania ożywia obecność różnych osób z rodziny (matki, siostry Franciszka) lub przyjaciółek (pani Brulart, opatki z Puy d’Orbe…).
Joanna chciałaby podążać szybciej, ale Franciszek postępuje ostrożnie.
Stopniowo różne węzły się rozluźniają, pojawia się zgoda, rośnie pogoda ducha i spokój, a to pozwala na lepsze rozwiązanie problemów.
Bóg zawładnął jej sercem i uczynił z niej kobietę gotową oddać za Niego życie. Jej długo wyczekiwane marzenie spełniło się 6 czerwca 1610 roku: historyczny dzień! Joanna i jej dwie przyjaciółki (Jacqueline Favre i Charlotte de Bréchard) wchodzą do małego domu, „la Galerie”, i rozpoczynają rok nowicjatu.
6 czerwca następnego roku złożyli na ręce Franciszka swoje pierwsze trzy profesje. Tymczasem inne kobiety proszą o przyjęcie. Takie są początki rodziny zakonnej zainspirowanej Nawiedzeniem Maryi.
Ekspansja nowego Zakonu ma w sobie coś niesamowitego. Oto kilka znaczących liczb: od 1611 (rok założenia) do 1622 (rok śmierci Franciszka) istniało 13 fundacji: Annecy, Lyon, Moulins, Grenoble, Bourges, Paryż…. Do czasu śmierci Joanny w 1641 roku powstało 87 klasztorów, średnio ponad 3 na rok! Wśród nich także dwa w Piemoncie: w Turynie i Pinerolo!

7. Ostatnie lata
Franciszek w ostatnich latach swojego życia musi dwukrotnie pokonać drogę do Paryża: są to ważne podróże dyplomatyczne i duchowe, jednak zarazem męczące, gdyż Franciszek jest już zmęczony i podupadły na zdrowiu.
Sława świętości Franciszka jest znana w Paryżu do tego stopnia, że kardynał Henri de Gondi myśli o nim jako o swoim następcy i proponuje mu miejsce. Znana jest sympatyczna odpowiedź Franciszka: „Ożeniłem się z biedną kobietą (diecezja Annecy); nie mogę się rozwieść, aby poślubić bogatą (diecezja Paryża)!”.
W ostatnim roku życia udaje się w kolejną podróż do Pinerolo w Piemoncie na prośbę papieża, aby przywrócić pokój w klasztorze Ojców Bernardynów (reformowanych cystersów), którzy nie mogą dojść do porozumienia w sprawie przełożonego generalnego. Franciszkowi udaje się pogodzić umysły i serca ku ich jednomyślnemu zadowoleniu.
Inne polecenie księcia zobowiązuje Franciszka do towarzyszenia kardynałowi Maurycemu z Sabaudii do Awinionu na spotkanie z królem Ludwikiem XIII.
Wracając, zatrzymuje się w Lyonie w klasztorze Wizytek. Tutaj po raz ostatni spotyka Joannę de Chantal. Jest wyczerpany, ale nadal głosi kazania, aż po sam kres swojego życia, który nadchodzi 28 grudnia 1622 roku.
Franciszek umarł z marzeniem, aby wycofać się ze spraw diecezji i spędzić ostatnie lata życia w cichym klasztorze w Talloires, nad brzegiem jeziora, pisząc swoją ostatnią książkę, Traktat o miłości bliźniego, i odmawiając Różaniec. Jesteśmy pewni, że już napisał tę książkę przykładem swojego życia; co do odmawiania Różańca, obecnie nie brakuje mu ani czasu, ani spokoju.

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)