Ćwiczenie “dobrej śmierci” w doświadczeniu wychowawczym księdza Bosko (5/5)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

4. Wnioski
            W epilogu życia Franciszka Besucco, ksiądz Bosko jasno przedstawia sedno swojego przesłania:

Tymczasem, ukochany czytelniku, pragnę przy zakończeniu niniejszej skromnej pracy byśmy razem dokonali końcowej refleksji, która może przynieść tobie i mnie pożytek. Jest rzeczą oczywistą, że wcześniej czy później nadejdzie dla nas obu chwila śmierci, a może jest ona nam bliższą, niż się tego spodziewamy. Pewne jest również, że jeżeli nie zdobędziemy się na dobre czyny za życia, nie będziemy mogli zebrać ich owoców w momencie śmierci, ani spodziewać się od Boga nagrody. […] ę w dobrym, nie może oczekiwać żadnej nagrody po śmierci. Odwagi, naprzód, chrześcijański czytelniku, naprzód do podejmowania się dobrych uczynków, póki mamy jeszcze czas; krótko trwają cierpienia, lecz szczęście, które nas spotka później, trwać będzie całą wieczność. […] Niech Pan Bóg dopomoże tobie i mnie w wytrwałym zachowywaniu swych świętych przykazań w tym doczesnym życiu, abyśmy mogli kiedyś ujrzeć w niebie to wielkie dobro, to Największe Dobro i cieszyć się nim po wszystkie wieki wieków. Amen”.[1]

            To właśnie w tym punkcie zbiegają się myśli księdza Bosko. Wszystko inne wydaje się funkcjonalne: jego sztuka wychowawcza, jego czułe i twórcze towarzyszenie, rady, które oferował i program życia, pobożność maryjna i sakramenty, wszystko jest zorientowane na główny przedmiot jego myśli i trosk, wielki interes wiecznego zbawienia[2].
            Tak więc w praktyce wychowawczej turyńskiego Świętego comiesięczne Ćwiczenia Dobrej Śmierci kontynuują bogatą tradycję duchową, dostosowując ją do wrażliwości młodych ludzi i z wyraźną troską wychowawczą. W rzeczywistości comiesięczna rewizja własnego życia, szczera relacja ze spowiednikiem – kierownikiem duchowym, zachęta do nieustannego nawracania się, ponowne potwierdzenie daru z siebie dla Boga i systematyczne formułowanie konkretnych propozycji, ukierunkowanych na doskonałość chrześcijańską, są jej centralnymi i konstytutywnymi momentami. Także litania o dobrą śmierć nie ma innego celu, jak wzmacniać zaufanie do Boga i oferować natychmiastowy bodziec do zbliżania się do sakramentów ze szczególną świadomością. Była ona również – jak pokazują źródła narracyjne – skutecznym narzędziem psychologicznym, aby przybliżyć myśl o śmierci, nie w sposób niepokojący, ale jako zachętę do konstruktywnego i radosnego doceniania każdej chwili życia w świetle „błogosławionej nadziei”. W rzeczywistości nacisk kładziono na cnotliwe i radosne życie, na „servite Domino in laetitia„.


[1] Tamże, 1374-1375.

[2] Oto jak kończy się Życie Dominika Savio: „pójdziemy na spotkanie z naszym Panem Jezusem Chrystusem, który łaskawie nas przyjmie, by osądzić według swego wielkiego miłosierdzia i by zaprowadzić nas – jak ufam – mnie i ciebie czytelniku, z udręki życia do wiecznej szczęśliwości, aby chwalić i błogosławić Go przez wszystkie wieki. Amen”: tenże, Życie młodego Dominika Savio,w: Źródła Salezjańskie, 1282.




Ćwiczenie “dobrej śmierci” w doświadczeniu wychowawczym księdza Bosko (4/5)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

3. Śmierć jako moment radosnego spotkania z Bogiem
            Podobnie jak wszystkie rozważania i instrukcje w Młodzieńcu zaopatrzonym medytacja o śmierci jest naznaczona wyraźną troską dydaktyczną[1]. Myśl o śmierci jako chwili, która ustala całą wieczność, musi stymulować szczery cel dobrego i cnotliwego życia, które jest owocne:

Oto wielka, oto wyjątkowa chwila, od której zależy wieczność w chwale nieba lub wieczność mąk. Czy rozumiesz, mój synu, to, o czym mówię? Podkreślam, iż od tej chwili zależy pójście do nieba lub do piekła; czy będziesz wiecznie szczęśliwy, czy też wiecznie pogrążony w smutku; czy na zawsze będziesz synem Bożym, czy na zawsze niewolnikiem Szatana; czy nieustannie będziesz cieszyć się towarzystwem aniołów i świętych w niebie, czy lamentować w promieniach z potępieńcami na wieki. Drżyj usilnie o swoją duszę i pamiętaj, że od dobrego życia zależy dobra śmierć i wieczna chwała w niebie. Dlatego nie zwlekaj, ale bezzwłocznie skorzystaj z dobrej spowiedzi i przyrzeknij Bogu, że przebaczysz twoim nieprzyjaciołom, naprawisz dane zgorszenia, staniesz się bardziej posłusznym, że nie będziesz więcej marnował czasu, uszanujesz zobowiązania dni świątecznych i sumiennie będziesz wypełniać obowiązki swojego stanu. Tymczasem staw się w obecności Bożej i mów: Panie mój i Boże! Od tej chwili nawracam się do Ciebie. Kocham Cię i pragnę służyć Ci do śmierci. Najświętsza Panno, Matko moja, bądź moją pomocą w chwili śmierci! Jezu, Mario, Józefie święty, bądźcie ze mną przy skonaniu[2].

            Jednak najbardziej kompletne, a także najbardziej wyraziste wizje i ramy kulturowe księdza Bosko na temat śmierci znajdujemy w jego pierwszym tekście narracyjnym, skomponowanym ku pamięci Alojzego Comollo (1844). Opowiada tam o śmierci swojego przyjaciela ” w chwili wypowiadania słów Jezus i Maryja, ciągle łagodny i promienny na twarzy, ułożył usta jakby w lekkim uśmiechu, jak u kogoś, kto jest zaskoczony cudownym i radosnym widokiem, bez drgnienia jego piękna dusza oddzieliła się od ciała i uleciała”[3]. Ale to spokojne odejście, tak zwięźle opisane, zostało poprzedzone szczegółowym opisem udręczonej ostatniej choroby: „Dusza tak czysta i zdobna tak wieloma cnotami jak Alojzego Comollo, nie miała powodu, aby obawiać się śmierci. Jednak obawa i jego nie ominęła”[4]. Alojzy spędził ostatni tydzień swojego życia „smutny i zamyślony, zatopiony w myślach o sądzie Bożym”. Wieczorem szóstego dnia „wydawał przeciągłe jęki, jakby czymś przerażony; po pół godziny odzyskał świadomość, rozejrzał się wokół po wszystkich zebranych i głośno krzyknął: „Ach sąd!”. Zaczął rzucać się z taką siłą, że w pięciu czy sześciu nie bardzo mogliśmy utrzymać go w łóżku”[5]. Po trzech godzinach agonii „powrócił do pełnej świadomości siebie” i zwierzył się swojemu przyjacielowi Bosko z powodu jego wzburzenia: wydawało mu się, że znalazł się przed szeroko otwartym piekłem, zagrożonym przez „niezliczony tłum potworów”, ale został uratowany przez oddział „silnych wojowników”, a następnie, prowadzony za rękę przez „Kobietę” („którą uważam za naszą wspólną Matkę”), znalazł się „w najbardziej zachwycającym ogrodzie”, dlatego teraz czuł się spokojny. Tak więc „o ile wcześniej ogarniały go strach i bojaźń stawienia się przed obliczem Boga, to później radosne okazało się jego pragnienie, aby stało się to jak najszybciej. Nie było już smutku ani przygnębienia na jego twarzy, był promienny, roześmiany i radosny, zawsze chciał śpiewać psalmy, hymny czy pieśni chwalebne”[6].
            Napięcie i udręka zostają rozwiane w radosnym duchowym doświadczeniu: jest to chrześcijańska wizja śmierci podtrzymywana przez pewność zwycięstwa nad piekielnym wrogiem dzięki mocy łaski Chrystusa, która otwiera bramy błogosławionej wieczności i dzięki matczynej pomocy Maryi. To właśnie w tym świetle należy interpretować relację Comollo. „Głęboka, podobna do pieca otchłań”, w pobliżu której się znajdują „zastępy potworów o przerażających kształtach”, które próbują pogrążyć go w otchłani, „silni wojownicy”, którzy ratują go „z tej sytuacji”, długie schody prowadzące do „cudownego ogrodu” bronionego „przez wiele węży gotowych pożreć każdego, kto na nie wejdzie”, Niewiasta „ubrana w największy przepych”, która bierze go za rękę, prowadzi i broni: wszystko to wraca do tych religijnych wyobrażeń, które w formie symboli i metafor zawierają solidną teologię zbawienia, przekonanie o osobistym przeznaczeniu do szczęśliwej wieczności i wizję życia jako podróży ku błogosławieństwu, której przeszkadzają piekielni wrogowie, ale umacnianej przez wszechmocną pomoc łaski Bożej i wstawiennictwo Maryi. Romantyczny smak, który nasyca fakt wiary intensywną emocjonalnością i dramatyzmem, spontanicznie wykorzystuje tradycyjną symbolikę ludową, ale horyzontem jest szeroko optymistyczna i historycznie operatywna wizja wiary.
            Dalej ksiądz Bosko relacjonuje obszerne przemówienie Alojzego. Jest to prawie testament, w którym pojawiają się dwa główne powiązane ze sobą tematy. Pierwszym jest znaczenie kultywowania przez całe życie myśli o śmierci i sądzie. Argumenty są takie, jak w obecnym kaznodziejstwie i pobożnej reklamie: „nie wiesz jeszcze czy będą krótkie czy długie dni twojego życia; jakie by nie były, to śmierć jest pewna; dlatego spraw, abyś swoim życiem przygotował się do śmierci, do sądu ostatecznego… Ludzie myślą o śmierci tylko od czasu do czasu, wierzą, że nadejdzie ta godzina niewyczekiwana przez nich, ale się nie przygotowują, dlatego, kiedy zbliża się ta chwila, są zagubieni, zmieszani, a kto umiera w takim stanie na wieki taki pozostaje! Szczęśliwi, którzy dni swoje przeżyli dobrze czyniąc i są przygotowani na tę chwilę”[7].
            Drugim tematem jest związek między pobożnością maryjną a dobrą śmiercią. „Dopóki zmagamy się na tym łez padole, nie mamy potężniejszej patronki od Przenajświętszej Maryi Panny, miej dla Niej szczególną pobożność. Och! Gdyby ludzie byli przekonani, jaka to dla nich będzie ogromna korzyść w godzinę śmierci, że byli oddani Maryi, rywalizowaliby ze sobą nad nowymi sposobami oddawania Jej czci i honoru. To Ona wraz ze swoim Synem będzie ochraniać nas w swoich ramionach przed nieprzyjaciółmi naszej duszy w godzinę śmierci; nawet gdyby całe piekło uzbroiło się przeciwko nam, z Maryją naszą obroną, zwycięstwo będzie nasze. Strzeż się jednak, aby nie stać się kimś, kto odmawia na cześć Maryi jakąś modlitwę, czy ofiarowuje jakieś wyrzeczenie, wierząc, że jest pod Jej ochroną, a jednocześnie prowadzi życie luźne i niemoralne. Jeśli ma się być pobożnym takiego rodzaju, to lepiej nie być nim wcale, ponieważ takie zachowanie to czysta hipokryzja, aby umacniać ich w złych przykładach, a co więcej, zgadzać się na ich tak nieuporządkowane życie. Bądź zawsze szczerze pobożny wobec Maryi, naśladuj Jej cnoty a zakosztujesz słodkich owoców Jej dobroci i Jej miłości[8]. Powody te są bliskie tym, które przedstawił Ludwik Maria Grignion de Montfort (1673-1716) w trzecim rozdziale Traktatu o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny (którego jednak ani Comollo, ani Jan Bosko nie mogli znać)[9]. Cała klasyczna mariologia, przekazywana przez kaznodziejstwo i książki ascetyczne, kładła nacisk na takie aspekty: znajdujemy je u św. Alfonsa (Uwielbienia Maryi)[10]; przed nim w pismach jezuitów Jeana Crasseta i Aleksandra Diaotallevi[11], z którego pracy Comollo podobno czerpał inspirację do inwokacji wzniesionej przed śmiercią „szczerym głosem”:

Przenajświętsza Maryjo Panno, Matko najlepsza, droga Matko mojego ukochanego Jezusa, Ty, która spośród wszystkich stworzeń byłaś jedyną godną nosić Go w dziewiczym i nieskalanym łonie! Przez miłość z jaką go karmiłaś, czułość z jaką tuliłaś w swoich ramionach, przez cierpienie z powodu jego ubóstwa, poniżania, opluwania, biczowania i wydania ostatniego tchnienia na krzyżu; przez to wszystko wybłagaj dla mnie dar siły, żywej wiary, trwałej nadziei, gorącej miłości, udziel mi szczerego żalu za moje grzechy, a do wszystkich łask, jakie uzyskiwałem przez Twoje wstawiennictwo w ciągu mojego życia, dodaj mi jeszcze łaskę świętej śmierci. Tak, droga Matko litościwa, wspomóż mnie w tej chwili, kiedy moja dusza ma się stawić przez Bożym sądem, przedstaw ją w swoich ramionach Ty sama swojemu Synowi, jeśli mi to obiecasz, oto ja, z duszą odważną i szczerą, wspartą Twoim miłosierdziem i dobrocią, ofiaruję moją duszę poprzez Twoje ręce Najwyższemu Majestatowi, którego miłosierdzie mam nadzieję otrzymać[12].

            Tekst ten ukazuje solidność teologicznych ram leżących u podstaw religijnego sentymentu, którym przesiąknięta jest opowieść, i ujawnia „uregulowaną” pobożność maryjną, surową i bardzo konkretną duchowość.
Życie AlojzegoComollo, z całym swoim dramatycznym napięciem, reprezentuje wrażliwość Jana Bosko jako seminarzysty i ucznia Konwiktu Kościelnego. W późniejszych latach, w miarę jak rosło jego doświadczenie wychowawcze i duszpasterskie wśród młodzieży i chłopców, święty wolał podkreślać jedynie radosną i kojącą stronę chrześcijańskiej śmierci. Widzimy to zwłaszcza w biografiach Dominika Savio, Michała Magone i Franciszka Besucco, ale znajdujemy tego przykłady już w Młodzieńcu zaopatrzonym, gdzie opowiadając o świętej śmierci Luigiego Gonzagi, stwierdza: „Rzeczy, które mogą niepokoić nas w godzinę śmierci, to szczególnie grzechy przeszłości i strach przed Bożymi karami w przyszłym życiu”, ale jeśli będziemy go naśladować, prowadząc cnotliwe życie, „prawdziwie anielskie”, będziemy mogli z radością powitać zapowiedź śmierci, tak jak on to uczynił, śpiewając Te Deum pełne „radości” – „O jakaż radość, odchodzimy: Laetantesimus”  i „całując ukrzyżowanego Jezusa spokojnie skonał. Cóż za piękna śmierć!”[13].
            Wszystkie trzy Żywoty kończą się zaproszeniem do przygotowania się na dobrą śmierć. W pedagogii księdza Bosko, jak wspomniano, temat ten był proponowany ze szczególnymi akcentami, w funkcji nawrócenia serca „szczerego i zdecydowanego”[14] i całkowitego daru z siebie dla Boga, który generuje żarliwe życie, owocujące duchowymi owocami, etycznym i jednocześnie radosnym zaangażowaniem. Oto perspektywa, w której w tych biografiach ksiądz Bosko przedstawia ćwiczenie dobrej śmierci[15]: jest doskonałym narzędziem do wychowania do chrześcijańskiej wizji śmierci, do stymulowania skutecznej i okresowej rewizji stylu życia i działań, do zachęcania do postawy stałej otwartości i współpracy na działanie łaski, owocnej w uczynkach, do pozytywnego usposobienia duszy na spotkanie z Panem. To nie przypadek, że końcowe rozdziały przedstawiają ostatnie godziny trzech bohaterów jako żarliwe i spokojne oczekiwanie na spotkanie. Ksiądz Bosko relacjonuje pogodne dialogi, „zadania” powierzone umierającym[16], pożegnania. Chwila śmierci jest następnie opisywana niemal jako błoga ekstaza.
            W ostatnich chwilach życia Dominik Savio otrzymał od ojca modlitwy o dobrą śmierć:

Dominik powtarzał uważnie i wyraźnie każde słowo, ale pod koniec każdej części chciał powiedzieć sam „Miłosierny Jezu, miej litość dla mnie”. Gdy wreszcie doszedł do słów: „Gdy wreszcie dusza moja stanie przed Tobą i zobaczy po raz pierwszy nieśmiertelny splendor Twego Majestatu, nie odrzucaj jej sprzed Twego oblicza, ale racz przyjąć mnie w duchu miłości Twego miłosierdzia, abym na wieki śpiewał Twoją chwałę” – dodał: – Tego właśnie pragnę, drogi tatusiu, móc śpiewać na wieki chwałę Pana! Potem znów wydawało się, że na chwilę zdrzemnął się, jak ktoś, kto rozmyśla poważnie o bardzo ważnych sprawach. Potem obudził się i głosem wyraźnym i spokojnym powiedział: – Żegnaj, drogi tatusiu, żegnaj. Ksiądz proboszcz chciał, bym coś jeszcze powiedział, ale nie mogę sobie przypomnieć… Och! Co za piękne rzeczy widzę… Tak mówiąc i uśmiechając się w sposób niebiański, wyzionął ducha, mając ręce złożone na piersi w kształcie krzyża, zupełnie nie poruszywszy się[17].

            Michał Magone odszedł „spokojnie”, „ze zwykłym spokojem na twarzy i śmiechem na ustach”, po ucałowaniu krucyfiksu i wezwaniu: „Jezu, Józefie i Maryjo, oddaję moją duszę w wasze ręce”[18].
            Natomiast ostatnie chwile życia Franciszka Besucco charakteryzują się niezwykłymi zjawiskami i nieposkromioną żarliwością: „Wydawało się, że na jego twarzy odbija się niezwykłe piękno, że promieniowała taką jasnością, która przyciemniła wszystkie światła w infermerii […]. Podziw zebranych przy łóżku chorego wzrósł niepomiernie, gdy tenże, wznosząc nieco głowę i wyciągając ręce jak tylko to było możliwe, jakby chciał uściskać ukochaną osobę, dźwięcznym i wesołym głosem zaczął śpiewać pieśń: Chwalcie Maryję […]. Następnie podejmował różne próby podniesienia się nieco wyżej i rzeczywiście wznosił się ponad łóżko, a złożywszy z pobożnością ręce, zaczął znowu śpiewać: O dobry Jezu[…]. Wydawał nam się aniołem otoczonym rajskimi aniołami”[19].

(ciąg dalszy nastąpi)


[1] Por. tamże, 757-759 (rozważanie na wtorek: O śmierci).

[2] Tamże, 759.

[3] Tenże, Życie Alojzego Comollo, w: Źródła Salezjańskie, 1207.

[4] Tamże, 1197.

[5] Tamże, 1199.

[6] Tamże, 1200.

[7] Tamże, 1202.

[8] Tamże, 1202-1203.

[9] Dzieło Grignion de Monfort zostało odkryte dopiero w 1842 r. i opublikowane w Turynie po raz pierwszy piętnaście lat później: Trattato della vera divozione a Maria Vergine del ven. servo di Dio L. Maria Grignion de Montfort. Wersja z francuskiego C. L., Turyn, Tipografia P. De-Agostini, 1857.

[10] Część druga, rozdział IV (Różne nabożeństwa do Matki Bożej z ich praktykami), w którym autor stwierdza, że aby uzyskać opiekę Maryi „dwie rzeczy są konieczne: pierwszą jest to, że ofiarujemy Jej nasze obsequies z duszami oczyszczonymi z grzechów […]. Drugim warunkiem jest wytrwanie w Jej nabożeństwie” (Uwielbienia Maryi świętego Alfonsa Marii Liguoriego, Turyn, Giacinto Marietti, 1830, 272).

[11] Jean Crasset, La vera devozione verso Maria Vergine stabilita e difesa. Venezia, nella stamperia Baglioni, 1762, 2 vols.; Alessandro Diotallevi, Trattenimenti spirituali per chi desidera d’avanzarsi nella servitù e nell’amore della Santissima Vergine, dove si ragiona sopra le sue feste e sopra gli Evangelii delle domeniche dell’anno applicandoli alle meditoli alla medesima Vergine con rari avvenimenti, Venezia, presso Antonio Zatta,

1788, 3 vols.

[12] J. Bosko, Życie Alojzego Comollo, w: Źródła Salezjańskie, 1206; por. Diotallevi, Trattenimenti spirituali…, vol. II, s. 108-109 (Trattenimento XXVI: Colloquio dove l’anima supplica la B. Vergine che voglia esserle Avvocata nella gran causa della sua salute).

[13] Tenże, Młodzieniec zaopatrzony, w: Źródła Salezjańskie, 777;

[14] Por. Tenże, Zarys życia młodziutkiego Michała Magone, w: Źródła Salezjańskie, 1283.

[15] Na przykład, por. Życie młodego Dominika Savio, w: Źródła Salezjańskie, 1268: „Rano, w dniu swego wyjazdu, Dominik odprawił nabożeństwo dobrej śmierci. Z tak wielkim przejęciem przystąpił do spowiedzi i Komunii św., że ja, który byłem tego świadkiem, nie potrafię tego wyrazić. – Trzeba – mówił – żebym odprawił dobrze to ćwiczenie, gdyż mam nadzieję, że będzie dla mnie rzeczywiście ćwiczeniem mojej dobrej śmierci”.

[16] „Kiedy będziesz w raju i zobaczysz Dziewicę Maryję, pozdrów ją z pokorą i szacunkiem ode mnie i tych, którzy znajdują się w tym domu. Poproś ją, by zechciała udzielić nam swojego świętego błogosławieństwa, aby wzięła nas pod swoją potężną opiekę i dopomogła, aby nikt z tych, którzy są lub których Boża Opatrzność przyśle do tego domu, się nie zatracił”, Tenże, Zarys życia młodziutkiego Michała Magone, w: Źródła Salezjańskie, 1322.

[17] Tenże, Życie młodego Dominika Savio, w: Źródła Salezjańskie, 1274.

[18] Tenże, Zarys życia młodziutkiego Michała Magone, w: Źródła Salezjańskie, 1322. Ksiądz Zattini, widząc tę pogodną śmierć, nie powstrzymał swoich emocji i wypowiedział te słowa: „O śmierci! Ty nie jesteś biczem dla dusz niewinnych. Dla nich jesteś wielką dobrodziejką, która otwiera im drzwi do zażywania dóbr, które nie będą nigdy utracone. Och, dlaczego ja nie mogę być na twoim miejscu, o ukochany Michale?” (tamże, 1323).

[19] Tenże, Pastuszek alpejski czyli biografia młodego Franciszka Besucco z Argentery, w: Źródła Salezjańskie, 1369.




Ćwiczenie “dobrej śmierci” w doświadczeniu wychowawczym księdza Bosko (2/5)

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)

1. Ćwiczenie Dobrej Śmierci w dziełach salezjańskich i wielowiekowa tradycja Praeparationes ad mortem

            Od samego początku Oratorium założonego na Valdocco (1846-47), ksiądz Bosko proponował młodym comiesięczne Ćwiczenie Dobrej Śmierci jako środek ascetyczny mający na celu stymulowanie – poprzez chrześcijańską wizję śmierci – stałej postawy nawrócenia i przezwyciężania osobistych ograniczeń oraz zapewnienie, poprzez dobrze odprawioną spowiedź i przyjęcie Komunii, korzystnych warunków duchowych i psychologicznych dla owocnej drogi życia chrześcijańskiego i budowania cnót, w uległej współpracy z działaniem łaski Bożej. Praktyka ta miała miejsce w większości parafii, instytucji religijnych i wychowawczych. Dla ludzi był to odpowiednik miesięcznego dnia skupienia. W oratoriach salezjańskich odbywały się one w ostatnią niedzielę każdego miesiąca i polegały, jak czytamy w Regulaminach, „polega na solidnym przygotowaniu dobrej spowiedzi i Komunii św., na uporządkowaniu spraw duchowych i doczesnych, jakbyśmy znajdowali się u kresu życia”[1].
            Ćwiczenie stało się powszechną praktyką we wszystkich salezjańskich instytucjach edukacyjnych. W kolegiach i internatach odbywało się ostatniego dnia miesiąca, wspólnie dla wychowawców i chłopców[2]. Konstytucje Salezjańskie, już od pierwszego projektu, ustanowiły jego normatywność: „W ostatni dzień miesiąca, pozostawiwszy o ile to będzie możliwe wszystkie sprawy doczesne, każdy współbrat skupi się i odprawi ćwiczenie dobrej śmierci, tak ustawiając sprawy duchowe i doczesne, jakby musiał opuścić świat i przenieść się do wieczności”[3].
            Przebieg był prosty. Zgromadzeni w kaplicy chłopcy wspólnie wypowiadali formuły zaproponowane w Młodzieńcu zaopatrzonym, które nadawały tej praktyce zasadnicze znaczenie duchowe i teologiczne. Przede wszystkim odmawiano modlitwę papieża Benedykta XIII ” dla uproszenia u Boga łaski, by nie umrzeć niespodziewaną śmiercią” i uzyskać, dzięki zasługom męki Chrystusa, aby nie być „tak szybko zabranym z tego świata”, aby nadal mieć „czasu do pokuty” i przygotować się by „szczęśliwie zasnął w łasce Twojej i całym sercem Cię kochał, chwalił i błogosławił na wieki”. Następnie odczytywano modlitwę do św. Józefa, aby błagać o „pełne przebaczenie” swoich grzechów, łaskę naśladowania jego cnót, chodzenia „zawsze drogą, która prowadzi do nieba” i obrony przed nieprzyjaciółmi ” duszy mojej w ostatniej chwili mego życia, abym pocieszony nadzieją zażywania chwały niebieskiej, oddał ducha, wymawiając święte imiona: Jezus, Maryja, Józef”. Na koniec lektor odmawiał litanię o dobrą śmierć, na którą każdy odpowiadał wezwaniem „Jezu Miłosierny, zmiłuj się nade mną”[4]. Po nabożeństwie następowała osobista spowiedź i Komunia święta. „Nadzwyczajni” spowiednicy byli zapraszani na tę okazję, aby wszyscy mieli możliwość i pełną swobodę rozstrzygania spraw sumienia.
            Salezjanie, oprócz modlitw odmawianych wspólnie z uczniami, dokonali bardziej szczegółowego rachunku sumienia. 18 września 1876 r. ksiądz Bosko wyjaśniał, jak uczynić go owocnym:

Wiele może uczynić jedno porównanie pomiędzy kolejnymi miesiącami: czy coś osiągnąłem w tym miesiącu? Czy też było we mnie cofnięcie? Potem przejście do szczegółów: w jednej czy drugiej cnocie, jak postępowałem? W szczególności zrobić należy przegląd tego, co jest przedmiotem ślubów i praktyk pobożności: w odniesieniu do posłuszeństwa, jak ja postępowałem? Czy zrobiłem postęp? – Czy uczyniłem właściwie, na przykład – asystencję, którą mi zlecono do wykonywania? Jak to uczyniłem? Jak się angażowałem w tej szkole? Odnośnie do ubóstwa, zarówno w strojach, w pokarmach, w celach (klasztornych) – czy nie mam nic, co mogę dać biednemu? Czy nie pragnąłem smakołyków? Czy nie skarżyłem się, kiedy mi brakowało jakiejś rzeczy? – Potem przejście do czystości: czy nie miałem w sobie złych myśli? Czy oddalałem się coraz bardziej od miłości rodziców? Czy umartwiałem się w jedzeniu, w spojrzeniach itd.? – I tak zrobić przejście przez praktyki pobożności i uważać szczególnie na zwykłą letniość czy praktyki nie były pełnione bez zapału. Ten egzamin, dłuższy czy krótszy, trzeba by dokonywać zawsze. Ponieważ są tacy, którzy mają zajęcia, od których nie mogą być zwolnieni w żadnym dniu miesiąca, to zajęcie można zrobić, ale każdy w tym dniu niech się postara własnym [sposobem] wykonać te rozważania i uczynić dobre szczegółowe postanowienia[5].

            Celem było zatem stymulowanie regularnego monitorowania własnego życia na drodze ku doskonałości. Ta pierwszorzędna rola stymulowania i wspierania wzrostu cnót wyjaśnia, dlaczego ksiądz Bosko, we wstępie do Konstytucji, potwierdził, że comiesięczna praktyka dobrej śmierci, wraz z corocznymi ćwiczeniami duchownymi, stanowi „fundamentalną część praktyk pobożności, tę, która w pewien sposób obejmuje je wszystkie” i zakończył stwierdzeniem: „Uważam, że można być spokojnym o zbawienie zakonnika, który każdego miesiąca przystępuje do sakramentów świętych i tak porządkuje sprawy swojego sumienia, jak gdyby miał rzeczywiście przejść z tego świata do wieczności”[6].
            Z biegiem czasu miesięczne ćwiczenia zostały udoskonalone, jak czytamy w nocie umieszczonej w Konstytucjach promulgowanych przez ks. Michała Rua po X Kapitule Generalnej:

            a. Ćwiczenie się w dobrej śmierci ma być wspólne, a oprócz tego, co nakazują nasze Konstytucje, należy pamiętać o następujących zasadach: I) Oprócz zwykłej medytacji porannej, należy jeszcze raz odprawić półgodzinną medytację wieczorem, a medytacja ta ma być poświęcona jakiemuś novissimo; II) Ma być odprawiony comiesięczny rachunek sumienia, a spowiedź tego dnia ma być dokładniejsza niż zwykle, jakby w rzeczywistości była ostatnią w życiu, i ma być przyjęta Komunia św. III) Po Mszy św. i zwykłych modlitwach należy odmówić modlitwy wskazane w podręczniku pobożności; IV) Przynajmniej przez pół godziny należy zastanowić się nad postępem lub regresem, jaki dokonał się w cnocie w ciągu ostatniego miesiąca, zwłaszcza w odniesieniu do intencji podjętych w ćwiczeniach duchowych, przestrzegania Reguł i podjąć mocne postanowienia dotyczące lepszego życia; V) W tym dniu należy ponownie przeczytać wszystkie lub przynajmniej część Konstytucji Pobożnego Towarzystwa; VI) Dobrze będzie także wybrać świętego patrona na rozpoczynający się miesiąc.
            b. Jeśli ktoś nie jest w stanie, z powodu swoich zajęć, wykonywać ćwiczenia dobrej śmierci ani wykonywać wszystkich wyżej wymienionych praktyk pobożności, powinien, za zgodą Dyrektora, wykonywać tylko te prace, które są zgodne z jego pracą, odkładając inne na bardziej dogodny dzień[7].

            Wskazania te ujawniają znaczną ciągłość i harmonię z wielowiekową tradycją preparatio ad mortem, szeroko udokumentowaną w publikacjach książkowych od początku XVI wieku. Ewangeliczne wezwania do czujnego i aktywnego oczekiwania (por. Mt 24,44; Łk 12, 40), aby przygotować się na sąd, który zadecyduje o naszym wiecznym losie wśród „błogosławionych” lub „przeklętych” (Mt 25, 31-46), wraz z wielkopostnym napomnieniem Memento, homo, quia pulvis es, et in pulverem reverteris, przez wieki nieustannie karmiły rozważania duchowych nauczycieli i kaznodziejów, inspirowały artystyczne przedstawienia, przekładały się na rytuały, pobożne i pokutne praktyki, sugerowały intencje i miłosne tęsknoty za wieczną komunią z Bogiem. Wzbudzały również lęki, niepokoje, czasem udrękę, zgodnie z duchową wrażliwością i teologicznymi wizjami różnych epok.
            Mądrościowe refleksje Erazma i innych humanistów zawarte w De praeparatione ad mortem[8], przepojone prawdziwym duchem ewangelicznym, ale tak erudycyjne, że wydawały się ćwiczeniami z retoryki, stopniowo ustępowały między XVII a początkiem XVIII wieku moralnym napomnieniom kaznodziejów i medytacyjnym rozważaniom spirytualistów. Broszura kardynała Giovanniego Bony potwierdzała, że najlepszym przygotowaniem do śmierci jest przygotowanie dalsze, realizowane poprzez cnotliwe życie, w którym codziennie praktykuje się umieranie dla siebie i uciekanie od wszelkich form grzechu, aby żyć zgodnie z prawem Bożym w modlitewnej komunii z Nim[9]; wzywał do nieustannej modlitwy, aby uzyskać łaskę szczęśliwej śmierci; sugerował poświęcenie jednego dnia w miesiącu na przygotowanie się do śmierci w ciszy i medytacji, oczyszczając duszę „najpilniejszą i uczciwą spowiedzią”, po dokładnym zbadaniu swojego stanu, i zbliżając się do Komunii per modum Viatici, z intensywną pobożnością[10]; następnie zapraszał czytelników, aby zakończyli dzień, wyobrażając sobie siebie na łożu śmierci, w chwili ich ostatniej chwili:

            Odnowisz bardziej intensywne akty miłości, dziękczynienia i pragnienia oglądania Boga; będziesz prosił o przebaczenie wszystkiego; powiesz: 'Panie Jezu Chryste, w tej godzinie mojej śmierci, umieść swoją mękę i śmierć między swoim sądem a moją duszą. Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha mego. Pomóżcie mi, święci Boży, pospieszcie się, aniołowie, aby podtrzymać moją duszę i ofiarować ją Najwyższemu” […]. Wtedy wyobrazisz sobie, że twoja dusza jest prowadzona na straszny sąd Boży i że dzięki modlitwom świętych twoje życie zostanie przedłużone, abyś mógł czynić pokutę: wtedy proponując, aby żyć bardziej święcie, w przyszłości będziesz uważał siebie i zachowywał się jako martwy dla świata i żyjący tylko dla Boga i dla pokuty[11].

            Giovanni Bona zamknął swoje Praeparatio ad mortem pobożną aspiracją skoncentrowaną na tęsknocie za rajem przenikniętym intensywnym mistycznym afektem[12]. Cysterski kardynał był uczniem jezuitów. Od nich zaczerpnął ideę miesięcznego dnia przygotowania do śmierci.
            Medytacja nad śmiercią była integralną częścią ćwiczeń duchowych i misji ludowych: śmierć jest pewna, moment jej nadejścia jest niepewny, musimy być gotowi, ponieważ kiedy nadejdzie, Szatan zwielokrotni swoje ataki, aby zrujnować nas na wieczność: „Jakie są tego konsekwencje? […] Aby dobrze się przygotować teraz w życiu. Nie zadowalajmy się jedynie życiem w łasce Bożej, ani nie pozostawajmy ani chwili w grzechu; prowadźmy takie życie, poprzez ciągłe wykonywanie dobrych uczynków, że w ostatniej chwili diabeł nie będzie miał pokusy, by mnie zgubić na całą wieczność”[13].
            Począwszy od XVII wieku i przez cały wiek XVIII kaznodzieje podkreślali znaczenie tego tematu, modulując swoje refleksje zgodnie z wrażliwością barokowego smaku, z silnym akcentowaniem aspektów dramatycznych, nie odwracając jednak uwagi słuchaczy od istoty: pogodnej akceptacji śmierci, wezwania do nawrócenia serca, stałej czujności, gorliwości w cnotliwych uczynkach, ofiarowania się Bogu i tęsknoty za wieczną komunią miłości z Nim. Stopniowo ćwiczenie dobrej śmierci nabierało coraz większego znaczenia, aż stało się jedną z głównych praktyk ascetycznych w katolicyzmie. Model tego, w jaki sposób należy ją wykonywać, znajduje się na przykład w XVII-wiecznej broszurze anonimowego jezuity:

            Wybierz jeden dzień w każdym miesiącu, najbardziej wolny od wszelkich innych spraw, w którym należy ze szczególną pilnością zaangażować się w modlitwę, Spowiedź, Komunię i Nawiedzenie Najświętszego Sakramentu.
            Medytacja tego dnia będzie musiała trwać dwie godziny po dwa razy, a jej tematem może być to, co będziemy wspominać. W pierwszej godzinie wyobraź sobie tak żywo, jak to tylko możliwe, stan, w którym znajduje się już umierający […]. Zastanów się, co chciałbyś zrobić, gdy umierasz, najpierw wobec Boga, po drugie wobec siebie, po trzecie wobec bliźniego, mieszając w tej medytacji różne żarliwe uczucia, skruchę, intencje i prośby do Pana, aby błagać Go o cnotę przemiany siebie. Druga medytacja będzie miała za przedmiot najważniejsze motywy, jakie można znaleźć, aby dobrowolnie przyjąć śmierć od Boga […]. Uczucia tej medytacji niech będą ofiarowaniem własnego życia Panu, wyrażeniem, że gdybyśmy mogli je przedłużyć poza Jego najbardziej boskie błogosławieństwo, nie zrobilibyśmy tego; prośba, aby złożyć tę ofiarę w duchu miłości, która wymaga szacunku należnego Jego najbardziej kochającej Opatrzności i usposobieniu.
            Spowiedź musi być czyniona większą starannością i tak, jakby to był ostatni raz, kiedy idziemy zanurzyć się w najdroższej krwi Jezusa Chrystusa […].
            Komunia również musi być przyjęta z nadzwyczajnym przygotowaniem i tak, jakbyś przyjmował Komunię in Viaticum, adorując Pana, którego masz nadzieję adorować przez całą wieczność; dziękując Mu za życie, które ci dał, prosząc Go o przebaczenie za to, że tak źle je spędziłeś; ofiarowując się gotowym do jego zakończenia, ponieważ On tego chce, i wreszcie prosząc Go o łaskę, aby pomógł ci w tym wielkim kroku, aby twoja dusza, opierając się na Jego Umiłowanym, mogła bezpiecznie przejść z tej pustyni do Królestwa[14].

            Zaangażowanie w szerzenie praktyki dobrej śmierci nie ograniczało rozważań kaznodziejów i kierowników duchowych do tematu novissimi [tematy eschatologiczne – przyp. tłum.], tak jakby chcieli oprzeć duchowy gmach wyłącznie na strachu przed wiecznym potępieniem. Autorzy ci zdawali sobie sprawę z psychologicznych i duchowych szkód, jakie niepokój i udręka o własne zbawienie wyrządzały najbardziej wrażliwym duszom. Zbiory medytacji powstałe między końcem XVII wieku a połową XVIII wieku nie tylko kładły nacisk na Boże miłosierdzie i na zawierzenie w Nim, aby doprowadzić wiernych do trwałego stanu duchowego spokoju, który jest właściwy tym, którzy zintegrowali świadomość własnej doczesnej skończoności z mocną wizją wiary, ale obejmowały wszystkie tematy chrześcijańskiej doktryny i praktyki, moralności prywatnej i publicznej: prawdy wiary i tematy ewangeliczne, wady i cnoty, sakramenty i modlitwę, duchowe i materialne dzieła miłosierdzia, ascezę i mistycyzm. Rozważanie wiecznego przeznaczenia człowieka rozszerzyło się na propozycję przykładnego i żarliwego życia chrześcijańskiego, co przełożyło się na duchowe ścieżki zorientowane na osobiste uświęcenie i udoskonalenie życia codziennego i społecznego, na tle istotnej teologii i wyrafinowanej antropologii chrześcijańskiej.
            Jednym z najbardziej wymownych przykładów są trzy tomy jezuity Giuseppe Antonio Bordoniego, które zbierają medytacje oferowane co tydzień przez ponad dwadzieścia lat braciom z Compagnia della buona morte, którą założył w kościele Santi Martiri w Turynie (1719). Dzieło to, cenione za teologiczną solidność, pozbawioną retorycznych ozdobników formę i bogactwo konkretnych przykładów, było wielokrotnie wznawiane aż do progu XX wieku[15]. Z turyńskim środowiskiem religijnym związane są również Discorsi sacri e morali per l’esercizio della buona morte – bardziej naznaczone ówczesnym gustem, ale równie solidne – głoszone w drugiej połowie XVIII wieku przez księdza Giorgio Marię Rulfo, kierownika duchowego Compagnia dell’Umiltà utworzonej przez panie ze szlachty sabaudzkiej[16].
            Praktyka zaproponowana przez św. Jana Bosko wychowankom Oratorium i salezjańskich instytucji wychowawczych miała zatem solidną duchową tradycję, do której się odnoszono.

(ciąg dalszy nastąpi)


[1] Jan Bosko, Regulamin Oratorium św. Franciszka Salezego dla eksternistów,w: Źrodła Salezjańskie. 1. Ksiadz Bosko i jego dzieło, Kraków, 2016, 664.

[2] Por. Tenże, Regulamin dla domów Towarzystwa św. Franciszka Salezego, w: Źródła Salezjańskie, 699 (część II, rozdział III, art. 4): „[…]  Raz na miesiąc przeprowadzi się dla wszystkich ćwiczenie dobrej śmierci, przygotowując się na nią przez jakieś rozważanie lub inną praktykę pobożną”.

[3] Tenże, Reguły lub Konstytucje Towarzystwa Świętego Franciszka Salezego (1874/1875), w: Źródła Salezjańskie, 648. To samo zostało ustalone w Konstytucjach Córek Maryi Wspomożycielki, z bardzo podobnym sformułowaniem: „Pierwsza niedziela lub pierwszy czwartek miesiąca będzie dniem skupienia duchowego, w którym, pozostawiwszy – na ile to jest możliwe – sprawy doczesne, każda skupi się w sobie, odprawi ćwiczenie dobrej śmierci, rozporządzając swoimi sprawami duchowymi i doczesnymi, jakby miała opuścić świat i skierować się ku wieczności. Stosowne byłoby przeczytanie jakiejś lektury według potrzeby, a tam gdzie to jest możliwe, przełożona postara się u dyrektora o kazanie lub konferencję z tej okazji”: Reguły lub Konstytucje dla Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki (1885), w: Źródła Salezjańskie, 974.

[4] Tenże, Młodzieniec zaopatrzony w podążaniu drogą wierności swoim zobowiązaniom pobożności chrześcijańskiej, w: Źródła Salezjańskie, 807-810.

[5] Tenże, Cierpliwość, nadzieja, posłuszeństwo (Lanzo Torinese, 18 września 1876 r.), w: Źródła Salezjańskie, 1041-1042.

[6] Tenże, Do współbraci salezjanów, w: Źródła Salezjańskie, 913.

[7] Konstytucje Towarzystwa św. Franciszka Salezego poprzedzone wstępem napisanym przez Założyciela św. Jana Bosko, Turyn, Tipografia Salesiana, 1907, 227-231 [tłum. własne].

[8] Des. Erasmi Roterodami liber cum primis pius, de praeparatione ad mortem, nunc primum et conscriptus et aeditus…, Basileae, in officina Frobeniana per Hieronymum Frobenium & Nicolaum Episcopium 1533, 3-80 (Quomodo se quisque debeat praeparare ad mortem). Por. także Pro salutari hominis ad felicem mortem praeparatione, hinc inde ex Scriptura sacra, et sanctis, doctis, et christianissimis doctoribus, ad cujusdam petitionem, et aliorum etiam utilitatem, a Sacrarum literarum professor Ludovico Bero conscripta et nunc primum edita, Basileae, per Joan. Oporinum, 1549.

[9] Por. Giovanni Bona, De praeparatione ad mortem…, Roma, in Typographia S. Michaelis ad Ripam per Hieronimum Maynardi, 1736, 11-13.

[10] Tamże, 67-73 [tłum. własne].

[11] Tamże, 74-75 [tłum. własne].

[12] Por. Tamże, 126-132: „Affectus animae suspirantis ad Paradisum”.

[13] Carlo Ambrogio Cattaneo, Ćwiczenia duchowe świętego Ignacego, Trydent, dla Gianbatista Monauni, 1744, 74  [tłum. własne].

[14] Esercizio di preparazione alla morte proposto da un religioso della Compagnia di Gesù per indirizzo di chi desidera far bene un tale passo, Roma, per gl’Eredi del Corbelletti [1650], ff. 3v-6v [tłum. własne].

[15] Zob. Giuseppe Antonio Bordoni, Discorsi per l’esercizio della buona morte, Wenecja, w drukarni Andrea Poletti, 1749-1751, 3 tomy; najnowsze wydanie to wydanie turyńskie Pietro Marietti w 6 tomach (1904-1905).

[16] Zob. Giorgio Maria Rulfo, Discorsi sacri, e morali per l’esercizio della buona morte, Turin, presso i librai B.A. Re e G. Rameletti, 1783-1784, 5 vols.




Ćwiczenie „dobrej śmierci” w doświadczeniu wychowawczym księdza Bosko (1/5)

Coroczne obchody Wspomnienia Wszystkich Wiernych Zmarłych stawiają przed naszymi oczami rzeczywistość, której nikt nie może zaprzeczyć: koniec naszego ziemskiego życia. Dla wielu rozmowa o śmierci wydaje się czymś strasznym, czego należy unikać za wszelką cenę. Nie było tak dla Jana Bosko; przez całe życie kultywował on Ćwiczenie Dobrej Śmierci, wyznaczając na ten cel ostatni dzień miesiąca. Kto wie, czy nie dlatego Pan zabrał go ze sobą ostatniego dnia stycznia 1888 roku, znajdując go przygotowanym…

            Jean Delumeau, we wstępie do swojej pracy Strach na Zachodzie, wspomina lęk, jaki odczuwał w wieku dwunastu lat, kiedy jako nowy uczeń w salezjańskiej szkole z internatem po raz pierwszy usłyszał „niepokojące wersy” litanii o dobrą śmierć, a następnie Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo „za tego spośród nas, który umrze jako pierwszy”. Wychodząc od tego doświadczenia, od swoich dawnych lęków, od trudnych wysiłków oswojenia się ze strachem, od młodzieńczych refleksji nad celami ostatecznymi, od osobistego cierpliwego poszukiwania spokoju i radości w akceptacji siebie, francuski historyk opracował projekt historiograficznego poszukiwania skoncentrowanego na roli „poczucia winy” i „duszpasterstwa strachu” w historii Zachodu i wyciągnął klucz interpretacyjny „z bardzo szerokiej panoramy historycznej: dla Kościoła – pisze – cierpienie i (tymczasowe) unicestwienie ciała są mniejszym powodem do strachu niż grzech i piekło. Człowiek nie może nic zrobić przeciwko śmierci, ale – z Bożą pomocą – może uniknąć wiecznej kary. Od tego momentu nowy rodzaj strachu – teologiczny – zastąpił inny wcześniejszy, wewnętrzny i spontaniczny: był to jakby opatrunek, ale to tylko opatrunek, ponieważ przykrywał to, gdzie nie było nic poza pustką; to była swego rodzaju lekcja, którą próbowali mi dać zakonnicy odpowiedzialni za moją edukację”[1] .
            Także Umberto Eco wspominał z ironicznym poczuciem Ćwiczenie Dobrej Śmierci, które zaproponowano mu w Oratorium w Nizza Monferrato:

            Starożytne religie, mity, rytuały sprawiły, że śmierć, choć zawsze przerażająca, stała się nam znajoma. Przyzwyczaiły nas do niej wielkie uroczystości pogrzebowe, śpiewy prefacji, wielkie Msze Requiem. Do śmierci przygotowywały nas kazania o piekle, a w dzieciństwie byłem nawet zapraszany do czytania stron o śmierci z Młodzieńca zaopatrzonego księdza Bosko, który był nie tylko wesołym księdzem, który sprawiał, że dzieci się bawiły, ale miał wizjonerską i ekstrawagancką wyobraźnię. Przypomniał nam, że nie wiemy, gdzie śmierć nas zaskoczy – w łóżku, w pracy czy na ulicy, z powodu pękniętej żyły, kataru, przypływu krwi, gorączki, bólu, trzęsienia ziemi, uderzenia pioruna, „być może zaraz po tym, jak skończymy czytać to rozważanie. W tym momencie poczujemy, że nasza głowa jest zaciemniona, nasze oczy cierpią, nasze języki są spieczone, nasze szczęki zamknięte, nasze klatki piersiowe są uciskane, nasza krew zamarznięta, nasze ciało pochłonięte, nasze serca przebite”. Stąd potrzeba praktykowania Ćwiczeń Dobrej Śmierci […]. Można powiedzieć, że to czysty sadyzm. Ale czego uczymy dziś ludzi współczesnych? Że śmierć jest konsumowana daleko od nas w szpitalu, że nie podążamy już zwykle za trumną na cmentarz, że nie widzimy już zmarłych […]. Tak więc zniknięcie śmierci z naszego horyzontu bezpośredniego doświadczenia sprawi, że będziemy o wiele bardziej przerażeni, gdy nadejdzie chwila, kiedy staniemy w obliczu tego wydarzenia, które również należy do nas od urodzenia – i z którym mądry człowiek godzi się przez całe życie[2].

            W domach salezjańskich comiesięczna praktyka dobrej śmierci, z recytacją litanii zawartych przez księdza Bosko w Młodzieńcu zaopatrzonym, odbywała się od 1847 r. aż do progu Soboru[3]. Delumeau wspomina, że za każdym razem, gdy zdarzyło mu się czytać tę litanię swoim studentom w Collège de France, zauważył, jak byli zdumieni: „Jest to dowód”, pisze, „szybkiej i głębokiej zmiany mentalności z pokolenia na pokolenie”. Modlitwa o dobrą śmierć, po tak długim okresie aktualności, szybko się zestarzała i stała się dokumentem historii, ponieważ odzwierciedla długą tradycję pedagogiki religijnej”[4]. Badacz mentalności uczy nas, jak zjawiska historyczne, aby uniknąć wprowadzających w błąd anachronizmów, muszą być zawsze traktowane w odniesieniu do ich wewnętrznej spójności i z szacunkiem dla kulturowej odmienności, wobec której należy prześledzić każdą zbiorową reprezentację umysłową, każde przekonanie i praktykę kulturową lub kultową starożytnych społeczeństw. Poza tymi antropologicznymi ramami, zestawem wiedzy i wartości, sposobami myślenia i odczuwania, nawykami i modelami zachowań dominujących w danym kontekście kulturowym, które kształtują zbiorowy sposób myślenia, niemożliwe jest implikacja prawidłowego podejścia krytycznego.
            Jeśli chodzi o nas, relacja Delumeau jest dokumentem tego, jak anachronizm zwodzi nie tylko historyka. Nawet duszpasterz i wychowawca narażają się na ryzyko utrwalania praktyk i formuł poza kulturową i duchową rzeczywistością, która je stworzyła: w ten sposób, oprócz tego, że wydają się one co najmniej dziwne dla młodszych pokoleń, mogą nawet przynieść efekt przeciwny do zamierzonego, tracąc ogólny horyzont ich znaczenia oraz „mentalnego i duchowego wyposażenia”, które nadało im znaczenie. Taki był los modlitwy o dobrą śmierć, proponowanej przez ponad sto lat uczniom dzieł salezjańskich na całym świecie, a następnie – około 1965 r. – całkowicie porzuconej, bez żadnej formy zastąpienia, która chroniłaby jej pozytywne aspekty. Porzucenie nie wynikało jedynie z jej przestarzałości. Był to również symptom trwającego procesu zaćmienia śmierci w kulturze zachodniej, rodzaj „interdyktu” i „zakazu”, obecnie mocno potępianego przez naukowców i duszpasterzy[5].
            Nasz wkład ma na celu zbadanie znaczenia i wartości wychowawczej Ćwiczenia Dobrej Śmierci w praktyce księdza Bosko i pierwszych pokoleń salezjańskich, odnosząc ją do owocnej tradycji świeckiej, a następnie identyfikując jej duchową specyfikę poprzez świadectwa narracyjne pozostawione przez Świętego.

(ciąg dalszy nastąpi)


[1] Jean Delumeau, Strach na Zachodzie (XIV-XVIII wiek). Oblężone miasto, Turyn, SEI, 1979, 42-44.

[2] Umberto Eco, „La bustina di Minerva: Dov’è andata la morte?”, w L’Espresso, 29 listopada 2012.

[3] „Modlitwy o dobrą śmierć” nadal można znaleźć, z kilkoma znaczącymi zmianami, w poprawionym Podręczniku modlitwy dla Szlezjańskich Dzieł Wychowawczych we Włoszech, który ostatecznie zastąpił  Młodzienca zaopatrzonego, używanego do tego czasu: Centro Compagnie Gioventù Salesiana, In preghiera. Manuale di pietà ispirato al Giovane Provveduto di san Giovanni Bosco, Turyn, Opere Don Bosco, 1959, 360-362.

[4] Delumeau, Strach na Zachodzie, 43.

[5] Por. Philippe Ariés, Historia śmierci na Zachodzie, Mediolan, BUR, 2009; Jean-Marie R. Tillard, Śmierć: zagadka czy tajemnica? Magnano (BI), Edizioni Qiqajon, 1998.