Wywiad z ks. Vaclavem Klementem, nowym Inspektorem AFM

Václav Klement pełnił różne funkcje w Radzie Generalnej: radnego ds. regionu Azji i Oceanii (2002-2008), radnego generalnego ds. misji (2008-2014), radnego ds. regionu Azji i Oceanii (2014-2020) oraz wizytatora nadzwyczajnego „ad nutum et pro tempore” (2020-2022). W grudniu 2022 roku Rektor Generalny, ks. Ángel Fernández Artime, za zgodą Rady Generalnej, mianował go nowym przełożonym Wizytatorium Afryki Południowej na sześcioletni okres 2023-2029. Oto wywiad udzielony z okazji jego nowej nominacji.

1. Proszę opowiedzieć nam trochę o swoim pochodzeniu i rodzinie.
Dziękuję Bogu za moją rodzinę o skromnym pochodzeniu, ale głęboko wierzącą, gdzie wychowywałem się z trzema młodszymi braćmi, ciężko pracującym ojcem i czule kochającą matką. Oboje rodzice wzrastali w grupie młodzieżowej tej samej parafii i są znani z tego, że przez całe życie angażują się w wychowanie młodzieży w swoim wolnym czasie. Nasza tętniąca życiem parafia, z wieloma wybitnymi księżmi diecezjalnymi po Soborze Watykańskim II, była codzienną szkołą wiary przeżywanej w działaniu, zwłaszcza w kontekście ateistycznej edukacji we wszystkich szkołach publicznych, do których uczęszczałem w Czechosłowacji do 26 roku życia. Niełatwo sobie wyobrazić prześladowania, które trwały przez 40 lat, w czasie których zaginęło 15 000 zakonników i zakonnic, zniszczono ich dzieła misyjne i wezwano do przekazania charyzmatu w ukryciu. Dopiero po upadku reżimu komunistycznego dowiedziałem się, że mój wujek, robotnik, który mieszkał w tym samym małym domu, był również zakonnikiem, biskupem Kościoła w ukryciu.

2. Co Księdza przyciągnęło i sprawiło, że wybrał Ksiądz życie zakonne, a szczególnie salezjańskie życie konsekrowane? Którzy salezjanie wywarli na Księdza największy wpływ?

Powiedziałbym, że moje aspiracje, marzenia i osobiste przygotowanie zostały „po prostu” wywołane przez pierwsze wyraźne zaproszenie do udziału w pierwszym tajnym salezjańskim spotkaniu powołaniowym Przyjdź i zobacz. Byłem głęboko poruszony, zdumiony, przyciągnięty przez tych wszystkich starszych salezjanów, którzy wiedzieli, jak przekazać salezjańskie powołanie i charyzmat po latach więzienia, pracy przymusowej i ofiarnego życia. Nie mogę zapomnieć mojego pierwszego spotkania z Biuletynem Salezjańskim, historiami świętych z Rodziny Salezjańskiej, a przede wszystkim atmosfery duchowości salezjańskiej: ducha rodzinnego, zapału apostolskiego i głębokiej wiary. Ponieważ do 1989 roku nie istniały „oficjalne struktury formacyjne”, charyzmat salezjański był przekazywany poprzez zindywidualizowane towarzyszenie duchowe. W tym szczególnym roku opiekował się nimi nie jeden mistrz nowicjuszy, ale aż trzech salezjanów! Dzisiaj Salezjanie Księdza Bosko są największym męskim zgromadzeniem zakonnym w Republice Czeskiej.

3. Co Ksiądz robił przed wstąpieniem do życia zakonnego?
Właściwie dla mnie „wejście w życie zakonne” nie było tym samym, co „wstąpienie do domu salezjańskiego”. W tych „błogosławionych” czasach totalitarnego reżimu komunistycznego w moim kraju było 400 salezjanów, ale nie było żadnego „oficjalnego” domu salezjańskiego. Połowa salezjanów żyła i pracowała w ukryciu, a druga połowa była zaangażowana w diecezjalne struktury Kościoła. W mojej żywotnej rodzinnej parafii (drugie co do wielkości czeskie miasto: Brno) od dzieciństwa byłem zaangażowany w wiele posług jako ministrant, harcerz, członek chóru, wolontariusz, animator. W wieku 10 lat po raz pierwszy miałem w rękach biografię księdza Bosko, ale pierwszego żyjącego salezjanina poznałem dopiero w wieku 22 lat, po zakończeniu dwuletniej służby wojskowej. Te lata „przed” zostaniem salezjaninem były czasem intensywnej nauki, ciężkiej pracy w parafii, jako animator młodzieżowy w różnych dziedzinach i przez to żyłem jako obywatel drugiej kategorii, bo byłem gorliwym młodym katolikiem.

4. Po tylu latach salezjańskiego życia konsekrowanego, jak podsumowałby Ksiądz swoje dotychczasowe życie jako kapłan salezjanin?
W wieku 65 lat chyba już osiągnęło się taki punkt, w którym można „podsumować” swoje życie, prawda? Trudno powiedzieć w kilku słowach. Moje motto życiowe zmieniało się przez lata, a od 2008 roku trzymam się azjatyckiej wersji Da mihi animas, cetera tolle: Wszystko dla Jezusa, Jezus dla wszystkich! Oznacza to, że każde zadanie i misję mojego życia przeżywam z entuzjazmem, radością i pasją. Przez ostatnie 20 lat u boku Przełożonego Generalnego nigdy nie „oglądałem się za siebie”, zawsze starając się jak najlepiej przyczynić do rozwoju charyzmatu salezjańskiego. Cóż, życie zaczyna się w wieku 65 lat!

5. Czy zechciałby Ksiądz podzielić się z nami najbardziej pamiętnym wydarzeniem w Księdza życiu jako salezjanina księdza Bosko?
Cóż, mam zbyt wiele salezjańskich wspomnień. Przede wszystkim okres tajnej formacji w Czechosłowacji, jak na przykład 24-godzinny marsz w górach, aby dotrzeć na tajne jednodniowe spotkanie inspektorialne, czy słuchanie opowieści współbraci, którzy spędzili lata w więzieniach i obozach pracy przymusowej. Naprawdę bardzo trudno jest wymienić „najbardziej pamiętne” wydarzenie: każdy dzień podczas 16 lat w Korei był szczególnym momentem, następnie jako pierwszy radca regionalny na Azję Wschodnią – Oceanię (EAO), była to prawdopodobnie nasza pierwsza Wizyta Zespołowa (2005) z warsztatami Vision-Mission lub Kongres Braci Salezjanów EAO w Wietnamie (2018). Jest zbyt wiele wydarzeń, za które dziękuję Bogu w ciągu całego mojego życia. Nigdy nie jest dość opowiadania i dziękowania za te historie i wydarzenia! Jeśli wejdziecie na stronę www.bosco.link, gdzie znajdziecie biuletyn EAO (East Asia-Oceania) AustraLasia, dowiecie się nieco więcej!

6. Czy żałuje Ksiądz czegoś w życiu?
Tak, moje żale są zawsze tej samej natury. Na koniec dnia (po jakimś wydarzeniu, misji apostolskiej, powierzonym zadaniu) żałuję, że nie poświęciłem temu zadaniu lub misji całego serca. Konkretnie mówiąc, nie słuchałem wystarczająco brata lub świeckich współpracowników w misji, nie dałem z siebie wszystkiego w trwającym procesie (być może rozeznanie, przygotowanie do wydarzenia regionalnego).

7. Jakiej rady udzieliłby Ksiądz młodej osobie, która rozważa życie zakonne? Jakie przesłanie chciałaby Ksiądz przekazać młodym ludziom na temat powołania misyjnego?
Czy chiałbyś poświęcić się Bogu? Czy chciałbyś naśladować Jezusa tak jak ksiądz Bosko i jego Rodzina? Oddaj całkowicie swoje serce Jezusowi! – Chciałabym podzielić się tym zaproszeniem księdza Bosko w języku młodych ludzi, aby zostali pociągnięci przez ten styl życia „bycia jak chleb dla innych”.
Chcesz być głęboko szczęśliwy? Podziel się swoją wiarą z tymi, którzy nie mają przywileju spotkać Jezusa twarzą w twarz! W ciągu ostatnich 30 lat poznałem większość z 14 000 salezjanów i stwierdziłem, że najszczęśliwsi wśród nich są zazwyczaj misjonarze, którzy zostawili wszystko, własny kraj i kulturę, aby być światłem Jezusa jako misjonarze! Bez dzielenia się wiarą Kościół przestałby oddychać.

8. Jak zareagował Ksiądz na wiadomość, że został Ksiądz mianowany inspektorem?

Tak, to była wielka niespodzianka i pewien szok. Zaledwie dwa dni przed Bożym Narodzeniem 2022 r., będąc już przygotowanym do kolejnej nadzwyczajnej wizyty, tym razem w Azji Południowej, zostałem wezwany przez Przełożonego Generalnego. Ks. Ángel poprosił mnie o przyjęcie tego nowego i niespodziewanego posłuszeństwa. W całym moim życiu nigdy nie powiedziałam „nie” Księdzu Bosko. Ponieważ to nowe wezwanie przyszło na Valdocco, miałem czas na przetrawienie tej dramatycznej zmiany w moim życiu i na modlitwę za każdego z braci z AFM, a potem na zmianę mentalności z Korei Południowej na Afrykę południową. 1 stycznia 2023 roku udałam się na pieszą pielgrzymkę z Valdocco do Becchi, aby prosić Księdza Bosko o błogosławieństwo dla nas wszystkich w AFM!

To wezwanie nie różniło się wiele od tego z 1996 roku, kiedy to ks. Juan E. Vecchi skontaktował się ze mną telefonicznie na Filipinach podczas regionalnego kongresu Salezjanów Współpracowników w Azji Wschodniej i Oceanii. Był to ogromny szok, który nie pozwolił mi zasnąć przez całą noc, zupełnie niespodziewany, ponieważ nie byłem nawet członkiem rady inspektorialnej i byłem w Korei tylko 10 lat przed tym nowym wezwaniem.

9. Jakie cechy przywódctwa wnosi Ksiądz do swojej nowej roli jako inspektora?
Cieszę się, że mogę dzielić z moimi współbraćmi salezjanami, świeckimi misjonarzami, z członkami Młodzieży Salezjańskiej i Rodziny Salezjańskiej moje życie, moją wiarę i moje przekonania salezjańskie przez następne 6 lat. Animacja jest możliwa przede wszystkim poprzez świadectwo życia; to moje głębokie osobiste przekonanie. Jak każdy uczeń-misjonarz Jezusa, prawdopodobnie pierwszym wkładem jest moje osobiste świadectwo życia jako gorliwego salezjanina, misjonarza, człowieka komunikatywnego, przyjaciela młodzieży, głęboko zakochanego w księdzu Bosko.
W ostatnim czasie pomagałem wielu inspektorom w ich procesie rozeznania, aby na nowo się ukształtować, wzrastać, widzieć i iść naprzód. Po dwóch latach pracy jako rektor, sześciu latach pracy jako inspektor w Korei i 20 latach pracy w Radzie Generalnej jako wizytator nadzwyczajny, chciałbym podzielić się tym doświadczeniem z dynamiką salezjańskiego wzrostu charyzmatycznego. Jako salezjanie księdza Bosko jesteśmy bardzo bogaci duchowo, żyjemy w rodzinie z wieloma świętymi (żyjącymi lub pomagającymi z nieba). Jako mój osobisty styl animacji, lubię zwracać uwagę wszystkich na to, aby pielęgnować i czynić owocnymi te skarby w Lesotho, eSwatini i RPA.
Animacja i zarządzanie wspólnotą katolicką i Rodziną Salezjańską są zakorzenione w głębokim słuchaniu. Nie przypadkiem zastanawiamy się nad 127 pytaniami Jezusa w Ewangelii. Obecny temat KG28 również kończy się znakiem zapytania: jacy salezjanie dla młodzieży Afryki południowej? Lubię dzielić się pytaniami i „tracić czas” na słuchanie i chodzenie z każdym bratem.
Powrót po 21 latach na służbę zarządzania, po wieloletniej służbie jako radca, jest wyzwaniem. Jednak pielęgnowanie ducha rodzinnego i pracy zespołowej, inwestowanie w formację ciągłą wszystkich braci i zbliżenie się do księdza Bosko to główne cechy, których pragnę w mojej posłudze inspektora.




In memoriam. Ks. Sergio DALL’ANTONIA, sdb

Ks. Sergio Dall’Antonia, salezjanin misjonarz i założyciel dzieła salezjańskiego w Rumunii, zakończył swoją ziemską pielgrzymkę w Bacău, w Rumunii, 21.02.2023 roku, w wieku 83 lat.

Sergio Dall’Antonia urodził się 11 kwietnia 1939 roku w Pieve di Soligo (Treviso, Włochy). Jego rodzicami byli Sonia i Angelo Lombardi. W rodzinie był jeszcze starszy brat Francesco i młodsza siostra Mariella, która zmarła mając 1 rok. Został ochrzczony 14 kwietnia, otrzymując imiona Sergio i Livio. W wieku siedmiu lat został osierocony przez matkę.

Uczęszczał do szkoły podstawowej w wiosce i do szkoły średniej w szkole salezjańskiej „Astori”, w Mogliano Veneto, dokąd przeniosła się rodzina. Dzięki kontaktom z salezjanami zrozumiał Boże powołanie i pod koniec piątej klasy gimnazjum poprosił, aby zostać salezjaninem. Zakończył nowicjat 15 sierpnia 1954 roku pod kierunkiem księdza Vigilio Uguccioni w Albarè di Costermano, stając się salezjaninem w pełnym tego słowa znaczeniu.

Po ukończeniu szkoły średniej i studiów filozoficznych w Nave (1955-1958) i w Foglizzo (1958-1959), powrócił do inspektorii na asystencję, którą odbył w Tolmezzo (1959-1961), a następnie w Pordenone (1961-1962), składając profesję wieczystą 13 sierpnia 1961 roku.

Po studiach teologicznych w Monteortone (1962-1966), zakończonych święceniami kapłańskimi (02.04.1966) w Sanktuarium Maryjnym w Monteortone, przełożeni wytypowali go jako potencjalnego przyszłego wykładowcę w studentacie i dlatego został wysłany do Rzymu, na Papieski Uniwersytet Salezjański, aby studiować teologę moralną (1966-1970). Z powodu problemów zdrowotnych, po zakończeniu studiów, wrócił do wspólnoty w Pordenone (1970-1973) jako katechista i nauczyciel. W ten sposób objawiły się jego zdolności organizacyjne, artystyczne i animacyjne, które przyniosły mu sławę.

W domu salezjańskim San Luigi w Gorycji przebywał przez około piętnaście lat (1973-1986): tutaj stał się duszą Salezjańskiego Stowarzyszenia Turystyki Młodzieżowej „Isontino”. Organizował wydarzenia dla młodzieży i rodziców, wystawy sztuki, ale przede wszystkim stał się promotorem słynnego „Marszu Przyjaźni” wiosną i „Maratonu w Przyjaźni” jesienią. Pozostaną one w lokalnej pamięci jako jedyne wydarzenia, które w latach żelaznej kurtyny pozwalały przekraczać granicę z Jugosławią za okazaniem karty zgłoszeniowe. Zabawy te kończyły się gorącym talerzem makaronu, którym częstowali byli wszyscy uczestnicy, Włosi i Jugosławionanie, w wojskowych kuchniach polowych mieszczących się na dziedzińcach domu San Luigi.

Na kolejne dziesięć lat wrócił do Pordenone (1986-1996), zawsze pracując na polu edukacji, aż do momentu, kiedy Pan – poprzez swoich przełożonych – poprosił go o wyjazd do Rumunii, aby otworzyć tam placówkę salezjańską. Nie było łatwo przenieść się do nieznanego, post-komunistycznego kraju, zamieszkałego głównie przez prawosławnych, i nauczyć się języka, który nie służyłby mu do niczego innego, jak tylko do przekazywania miłości Boga młodym ludziom. Jednak dzięki swojej dyspozycyjności (która charakteryzowała go przez całe życie) wyjechał i założył dwa domu salezjańskie: najpierw w Konstancji (1996-2001), a następnie w Bacău, gdzie pozostał do końca swojej ziemskiej pielgrzymki.

Wspomnienia tych, którzy go znali, opisują go jako osobę, która mało mówiła, ale dużo robiła, był wielkim i niestrudzonym pracownikiem. Zawsze był wśród młodych, ujmował ich inteligentną wyobraźnią i kreatywnością. Głosząc orędzie chrześcijańskie, z młodzieńczym duchem wkroczył także w świat Internetu, prowadząc aż cztery blogi, czerpiąc ze swojego repertuaru dla młodych „rzeczy stare i nowe”.

Był człowiekiem wiernej modlitwy, Liturgię Godzin odmawiał w całości przed tabernakulum i uwielbiał odmawiać różaniec ze współbraćmi każdego wieczoru po kolacji. Był wielkim czcicielem nie tylko Świętej Eucharystii, ale także Matki Bożej. Dał dowód swojej wiary, odwiedzając pobliskie sanktuaria maryjne i nie opuszczając świąt ku czci Najświętszej Dziewicy. Był wierny w spowiedzi co dwa tygodnie i dostępny jako spowiednik, ceniony przez swoich współbraci, zakonników z okolicy i wiernych.
Pozostawia po sobie pamięć jako patriarcha, jako „ksiądz Bosko Rumunii”.

Jego niezłomna wiara znajduje również odzwierciedlenie w jego duchowym testamencie, który zamieszczamy poniżej.

Mój Jezu, przebacz mi! Niech Cię kocham na zawsze!
W przypadku mojej śmierci zgadzam się na pobranie z mojego ciała niektórych organów przydatnych do życia innej osoby, za zgodą mojego bezpośredniego przełożonego domu salezjańskiego, do którego należę. Oddaję je chętnie jako pokorny znak Miłosierdzia Chrystusa, który stał się wszystkim dla wszystkich ludzi, aby doprowadzić ich z powrotem do Ojca.
Proszę moich bliskich, współbraci i młodzież o przebaczenie za wyrządzone zło, złe przykłady i dobro niewykonane lub zaniedbane. Niech Kościół przyjmie mnie w swoim przebaczeniu i w swojej modlitwie. Jeśli ktoś czuje, że w jakikolwiek sposób mnie obraził, niech wie, że przebaczam mu z całego serca i na zawsze.
Niech Jezus i Maryja będą moimi słodkimi przyjaciółmi na zawsze. Niech towarzyszą mi za rękę do Ojca w Duchu Świętym, uzyskując dla mnie miłosierdzie i przebaczenie. Z nieba, gdzie mam nadzieję dotrzeć dzięki nieskończonemu miłosierdziu Boga, będę Was kochał na zawsze, modlił się za Was i prosił o każde błogosławieństwo z nieba.
Ks. Sergio Dall’Antonia

Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci. Niech spoczywa w pokoju!

Poniżej przedstawiamy jego ostatni opublikowany film.






Bóg dał księdzu Bosko wielkie serce …

…bez granic, jak piasek na morskim brzegu. Każdego dnia czuję bicie tego serca.

Ma na imię Alberto. Jej, młodej matki, imienia nie znam.
On mieszka w Peru. Ona mieszka w Hyderabad (Indie).
Te dwie historie, dwa życia, łączy to, że poznałem je podczas mojej posługi, Alberto w Peru, a młodą matkę w Indiach tygodzień później.
To, co ich łączy, to cenna złota nić Bożej czułości poprzez przyjęcie, jakiego udzielił im ksiądz Bosko w jednym ze swoich domów. Serce salezjanów zmieniło ich życie, ratując je z sytuacji ubóstwa i być może śmierci, na którą byli skazani. I myślę, że mogę powiedzieć, że owoc paschy Jezusa przechodzi również przez ludzkie gesty, które leczą i ratują.
Oto te historie.

Wdzięczny młody człowiek
Kilka tygodni temu byłem w Huancayo (Peru). Miałem właśnie odprawić Eucharystię z ponad 680 młodymi ludźmi z salezjańskiego ruchu młodzieżowego prowincji oraz kilkuset mieszkańcami tego miasta, położonego 3200 metrów nad poziomem morza w wysokich górach Peru, i powiedziano mi, że były student chce się ze mną spotkać. Dotarcie tam zajęło mu prawie pięć godzin, a powrót kolejne pięć godzin.
„Bardzo chętnie się z nim spotkam i podziękuję mu za ten miły gest” – odpowiedziałam.
Tuż przed rozpoczęciem Eucharystii ten młody człowiek podszedł do mnie i powiedział, że bardzo się cieszy, że może mnie powitać. „Mam na imię Alberto i chciałem odbyć tę podróż, aby osobiście podziękować księdzu Bosko, ponieważ salezjanie uratowali mi życie”.
Podziękowałem mu i zapytałem, dlaczego mi to mówi. Kontynuował swoje świadectwo, a każde słowo coraz bardziej poruszało moje serce. Powiedział mi, że był trudnym chłopcem, że sprawił wiele kłopotów salezjanom, którzy zabrali go do jednego z domów dla trudnej młodzieży. Dodał, że mieliby dziesiątki powodów, aby się go pozbyć, ponieważ „byłem biednym diabłem i mogłem się tylko spodziewać czegoś złego od świata i od życia, ale oni byli bardzo cierpliwi wobec mnie”.
I kontynuował: „Udało mi się, kontynuowałem naukę i mimo mojego buntu, raz po raz dawali mi nowe możliwości i dzisiaj mam rodzinę, mam piękną córeczkę i jestem edukatorem społecznym”. Gdyby nie to, co zrobili dla mnie salezjanie, moje życie byłoby zupełnie inne, może nawet już by się skończyło”.
Zaniemówiłem i byłem bardzo wzruszony. Powiedziałem mu, że jestem bardzo wdzięczny za jego gest, jego słowa i jego drogę, i że jego świadectwo życia jest największą satysfakcją dla salezjańskiego serca.
Wykonał dyskretny gest i wskazał mi salezjanina, który był tam w tym czasie, który był jednym z jego wychowawców i jednym z tych, którzy byli wobec niego bardzo cierpliwi. Salezjanin podszedł uśmiechnięty i, myślę, że z wielką radością w sercu, potwierdził mi, że tak właśnie było. Zjedliśmy razem obiad, po czym Alberto wrócił do swojej rodziny.

Szczęśliwa mama
Pięć dni po tym spotkaniu byłem w południowych Indiach, w stanie Hyderabad. Pośród wielu powitań i zajęć, pewnego popołudnia powiedziano mi, że mam gościa. Była to młoda matka z sześciomiesięczną córką, która czekała na mnie w recepcji domu salezjańskiego. Chciała się ze mną przywitać.
Dziecko było piękne, a ponieważ nie było przestraszone, nie mogłem się oprzeć, aby nie wziąć go na ramiona i nie pobłogosławić. Zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć, tak jak życzyła sobie młoda matka. To było wszystko.
Nie było wielu słów, ale ta historia była bolesna i piękna zarazem. Ta młoda matka była kiedyś „wyrzuconym” dzieckiem, żyjącym na ulicy bez nikogo. Łatwo sobie wyobrazić jej los.
Ale pewnego dnia, dzięki opatrzności dobrego Boga, została znaleziona przez salezjanina, który zaczął przygarniać dzieci ulicy w stanie Hyderabad. Była jedną z dziewczynek, którym udało się znaleźć dom razem z innymi. Wraz z wychowawcami bracia salezjanie dbali o to, aby wszystkie ich podstawowe potrzeby były zaspokojone i aby były zadbane.
Tak więc ta mała dziewczynka, zabrana z ulicy, mogła ponownie rozkwitnąć, rozpocząć podróż życiową, która doprowadziła ją do tego, że dziś jest żoną i matką oraz, co jest dla mnie niezwykle cenne, nauczycielką w dużej szkole salezjańskiej, w której wtedy byliśmy.
Nie mogłem przestać myśleć, ile jeszcze takich istnień, uratowanych od rozpaczy i udręki, jest w świecie salezjańskim, ile moich dobrych braci i sióstr salezjanów klęka codziennie, aby „umyć nogi” małym i dużym Jezusom na naszych ulicach.
To jest klucz do tego, jak wiele istnień może się zmienić na lepsze.
Jakże w tych dwóch faktach nie dostrzec „Bożego palca”, który wyciąga do nas rękę poprzez dobro, które możemy uczynić? I tego, że my wszyscy, w każdej części świata, w każdej sytuacji życiowej i zawodowej, wierzymy w człowieczeństwo i wierzymy w godność każdego człowieka, i wierzymy, że musimy nadal budować lepszy świat.
Piszę to, ponieważ dobre wiadomości muszą być również rozpowszechniane. Złe wiadomości rozprzestrzeniają się same lub znajdują zainteresowanych. Te dwie prawdziwe historie, tak bliskie mi w czasie, potwierdzają po raz tysięczny, jak cenne jest dobro, które wszyscy razem staramy się czynić.
Ty wyraża w sposób poetycki pewna salezjańska piosenka: „Mówię, że Jan Bosko żyje, nie myśl, że Ojciec może nas opuścić. On nie umarł, Ojciec żyje, zawsze był i pozostaje; ten, który opiekował się opuszczonymi i osieroconymi młodymi ludźmi, dziećmi ulicy, samotnymi, którym pomógł się zmienić… Mówię, że Jan Bosko żyje i podjął tysiące inicjatyw. Czy nie widzisz jego ojcowskiej troski, który pracuje teraz na całym świecie? Czy nie słyszysz, jak intonuje swoją pieśń do tylu córek, tylu synów, którzy noszą w sobie odbicia Ojca, którego kochamy? On żyje, kiedy jego salezjanie są tacy”.
Życzę wszystkim błogosławionych Świąt Wielkanocnych, a tym, którzy czują się oddaleni od tej pewności wiary, życzę wszystkiego dobrego, z wielką serdecznością.




Lira włoska w latach 1861-2001 i w 2022. Waluta w czasach księdza Bosko

Lira włoska, z podziałem na 100 centów, była oficjalną walutą Włoch od 1861 do 2002 roku, kiedy to została definitywnie zastąpiona przez europejską walutę, Euro. Była walutą w czasach księdza Bosko i w początkach historii Zgromadzenia Salezjańskiego.

Lira włoska (w skrócie £ lub Lit.) została po raz pierwszy wybita przez Republikę Wenecką w 1472 roku. W 1806 roku została przyjęta przez napoleońskie Królestwo Włoch, znane również jako Regno Italico, założone w 1805 roku przez Napoleona Bonaparte, kiedy to koronował się na władcę północnej i środkowo-wschodniej części dzisiejszych Włoch. Dziesięć lat później, w 1814 roku, po rozwiązaniu państwa napoleońskiego, walutę Królestwa utrzymano tylko w Księstwie Parmy i Królestwie Sardynii. Po kolejnych dwóch latach, w 1816 roku, król Sabaudii Wiktor Emanuel I wprowadził do obiegu lirę sabaudzką, która pozostała w obiegu aż do powstania Królestwa Włoch w 1861 roku, kiedy to stała się lirą włoską. Ta waluta pozostała w obiegu do 2002 roku, kiedy to została definitywnie zastąpiona przez Euro.

Kiedy śledzi się historię księdza Bosko i Zgromadzenia Salezjańskiego, zawsze napotyka się na trudności w prawidłowym określeniu wysiłków finansowych, które zostały podjęte w celu utrzymania i wychowania tysięcy, a nawet dziesiątek tysięcy chłopców, ponieważ waluta włoska ulegała na przestrzeni lat dużym zmianom. Trudność ta wzrosła jeszcze bardziej wraz z przyjęciem waluty europejskiej, kiedy to w 2002 roku kurs wymiany ustalono na 1936,27 lirów włoskiich za jedno euro. Do tego doszły dalsze znaczne wahania spowodowane inflacją.
Poniżej proponujemy tabelę obliczeniową rewaloryzacji liry od 1861 do 2002 roku z możliwością aktualizacji do 2022 roku.


 

Lira włoska –> Euro

=
lir roku euro roku 2001

=
lir roku euro roku 2022 (+ 38.7%)

Euro –> Lira włoska

=
euro roku 2001 lir roku

=
euro roku 2022 (+ 38.7%) lir roku



Obliczenia zostały wykonane na podstawie współczynników rewaloryzacji podanych przez Włoski Centralny Instytut Statystyczny (ISTAT) i zostały określone zgodnie z trendem wskaźników kosztów utrzymania, które od 1968 roku przyjęły nazwę wskaźników cen konsumpcyjnych dla gospodarstw domowych pracowników fizycznych i umysłowych. Dla okresu po roku 2002 dodano wskaźnik inflacji, który w roku 2022 wynosi 38,70% w stosunku do czasu wprowadzenia wspólnej waluty (Euro), na podstawie danych dostarczonych przez sam ISTAT (1 Euro w roku 2002 = 1,39 Euro w roku 2022).




Aktualizacje na stronie (1)

Aby ułatwić Czytelnikom dostęp do nowych funkcji tej strony, podobnie jak w przypadku stałej jej części, będziemy od czasu do czasu – gdy zgromadzą się zmiany warte zauważenia – dokonywać aktualizacji za pośrednictwem artykułu.

Na razie chcielibyśmy zwrócić uwagę na otwarcie się na media społecznościowe jak Facebook czy Twitter, które umożliwiają Państwu śledzenie nowych artykułów za pośrednictwem tych serwisów, oprócz FEED-RSS i Newslettera, obecnych już od momentu uruchomienia. Linki znajdą Państwo na dole strony (w stopce).

Archiwum Biuletynu Salezjańskiego zostało wzbogacone o numery drukowanego włoskiego Biuletynu Salezjańskiego do roku 1901. Jest to nowy skan w wysokiej rozdzielczości i rozpoznawanie znaków (OCR), co pozwala na dokładniejsze wyszukiwanie. Zamiarem jest zaoferowanie kompletnego zbioru tego Biuletynu, łącznie z wydaniami dodatkowymi, które nigdy wcześniej nie były prezentowane.
Indeksy są dostępne na razie od początku, od sierpnia 1877 roku, do maja 1883 roku; późniejsze zostaną uzupełnione.
Pomyśleliśmy o zaoferowaniu szybkiego dostępu do wydań tej publikacji, tworząc specjalnie w tym celu stronę, do której można wejść poprzez link wskazany w początkowym tekście strony Archiwum Biuletynu Salezjańskiego, a także znaleźć ją TUTAJ.
Proszę zauważyć, że strona jest dostępna tylko w języku włoskim, ponieważ oryginalny Biuletyn był jedynie w tym języku. Ponieważ jednak pliki PDF są edytowalne, można wybrać teksty, skopiować je i przetłumaczyć za pomocą Google ® Translate lub innych podobnych usług.

Dziękujemy za uwagę i życzymy owocnej lektury.




Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością

Misjonarz z Wietnamu, ksiądz Domenico Tran Duc Thanh na misji salezjańskiej w Urugwaju: miłość chrześcijańska wyrażona poprzez życie z miejscową ludnością.

Salezjanie zostali oficjalnie założeni jako Zgromadzenie zakonne w 1859 roku, ale marzenie o tym było w planach od dawna. Już na początku swojej działalności ksiądz Bosko zdawał sobie sprawę, że dzieło musi być wspólne, co przeczuwał w wielu swoich snach. Zaangażował więc ludzi ze wszystkich środowisk, aby na różne sposoby współpracowali w misji młodzieżowej, którą Bóg mu powierzył. W 1875 roku, wraz z rozpoczęciem misji, rozpoczął się ważny etap w historii Zgromadzenia. Pierwszym celem podróży była Argentyna.

13 grudnia 1875 roku pierwsza salezjańska ekspedycja misyjna, kierowana przez ks. Jana Cagliero, zmierzająca do Buenos Aires, przejechała przez Montevideo. W ten sposób Urugwaj stał się trzecim krajem poza Włochami, do którego dotarli Salezjanie Księdza Bosko. Salezjanie osiedlili się w dzielnicy Villa Colón, pośród ogromnych trudności, rozpoczynając swoją pracę w Colegio Pío, które zostało otwarte 2 lutego 1877 roku. W tym samym roku do Urugwaju przybyły Córki Maryi Wspomożycielki, które również osiedliły się w tej dzielnicy: w ten sposób Villa Colón stała się kolebką charyzmatu, który rozprzestrzenił się nie tylko po Urugwaju, ale również dotarł di Brazylii, Paragwaju i innych krajów Ameryki Łacińskiej.

Z czasem ta salezjańska obecność przekształciła się w inspektorię, która dzisiaj obejmuje różnorodne dzieła salezjańskie w wielu częściach kraju: szkoły, ośrodki pomocy społecznej, parafie, bazyliki, sanktuaria, kaplice wiejskie i miejskie, ośrodki zdrowia, internaty i domy studenckie, Salezjański Ruch Młodzieżowy i wiele innych. Ta różnorodność jest odpowiedzią na potrzeby danego obszaru i wyrazem elastyczności salezjanów w dostosowywaniu się do lokalnej sytuacji. Odwiedzając ludzi w okolicy, starając się zrozumieć ich doświadczenia poprzez dialog i życie codzienne, dokonuje się adaptacji do nowych sytuacji, aby lepiej odpowiedzieć na powierzoną misję. To wyjście, wyjście na spotkanie z młodymi ludźmi, zwłaszcza tymi najbardziej potrzebującymi, sprawia salezjanom radość, pozwalając im dzień po dniu nadal odkrywać piękno powołania salezjańskiego.
Praca w tych dziełach była dzielona z wiernymi świeckimi, a po zadbaniu o ich formację, dzisiaj wielu z nich nadal pracuje w tych dziełach, dzieląc swoje życie z salezjanami i umacniając ich misję. Otwarcie na innych pozwoliło również na przyjęcie salezjanów, którzy nie pochodzą z tego regionu. Tak jest w przypadku ks. Dominika, który został tu posłany jako salezjanin misjonarz.

Odpowiedź na powołanie misyjne odcisnęła silne piętno na jego życiu. Opowiada, że znalazł się prawie nagle w nieznanym kraju, w innym języku i kulturze, musiał oddzielić się od wszystkich ludzi, których znał, a którzy pozostali daleko. Musiał zacząć od zera, z inną otwartością, z nową wrażliwością. Jeśli wcześniej myślał, że bycie misjonarzem oznacza zabranie Jezusa w inne miejsce, to po przyjeździe do Urugwaju odkrył, że Jezus już tam był, czekał na niego w innych ludziach. „Tutaj w Urugwaju, poprzez innych, mogłem spotkać zupełnie innego Jezusa: bliższego, bardziej ludzkiego, prostszego”.
To, czego mu nie brakowało, to matczyna obecność Maryi, która towarzyszy mu w codzienności życia misyjnego i daje mu głęboką siłę, która napędza go do kochania Chrystusa w innych. „Kiedy byłem dzieckiem, moja babcia zabierała mnie codziennie do kościoła, aby odmawiać różaniec. Od tamtych dni spędzonych u jej stóp do dziś czuję się chroniony pod płaszczem Maryi”. Nabożeństwo do Maryi przynosi owoce; miłość odpowiada miłością.

Wyznaje nam: „w Urugwaju jestem młodym człowiekiem, który nic nie posiada; mam tylko wiarę, wiarę polegającą na tym, że Chrystus i Maryja są zawsze obecni w moim życiu; mam nadzieję na Kościół coraz bliższy, pełen świętości i radości”. Ale być może właśnie to ubóstwo pomaga mu przygotować serce do pójścia za Chrystusem, wychować je do bycia z braćmi i siostrami, których spotyka na swojej drodze. To prowadzi go do postrzegania Kościoła jako miejsca radosnego spotkania, celebracji, która manifestuje wiarę drugiego człowieka, spotkania, które zakłada jedność i świętość.
Prowadzi go również do uświadomienia sobie, że jego miejsce jest tam, gdzie on jest, we wspólnocie z braćmi, z ludźmi z sąsiedztwa, z animatorami, z dziećmi, ze świeckimi, z wychowawcami.
W ten sposób objawia się piękno powołania misyjnego: pozwalając działać Opatrzności, poprzez pokorę i uległość Duchowi Świętemu, przemienia się to, co zwyczajne, w to, co nadzwyczajne.

Artykuł pod redakcją
Marco Fulgaro

Galeria zdjęć Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością

1 / 18

2 / 18

3 / 18

4 / 18

5 / 18

6 / 18

7 / 18

8 / 18

9 / 18

10 / 18

11 / 18

12 / 18

13 / 18

14 / 18

15 / 18

16 / 18

17 / 18

18 / 18


Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością
Ksiądz Bosko w Urugwaju. Sen misyjny, który stał się rzeczywistością





Święty Franciszek Salezy. Szukanie i wypełnianie woli Bożej (5/8)

(ciąg dalszy nastąpi)

WOLA BOŻA POSZUKIWANA I WYPEŁNIANA U ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SALEZEGO (5/8)

Jest to najpopularniejszy temat w pismach św. Franciszka Salezego, temat, do którego najczęściej powraca.

Odkrycie Boga jako Opatrznościowego Ojca i miłość do Jego woli idą w życiu Franciszka w parze: przypomina nam, że:
„każdego dnia prosimy Go: Bądź wola Twoja, ale kiedy faktycznie musimy ją wykonać, jakże jest to trudne! Tak często ofiarujemy się Bogu i za każdym razem mówimy Mu: „Jestem Twój, oto moje serce!” Ale kiedy On chce zrobić z nas użytek, jesteśmy tak niedbali! Jak możemy mówić, że jesteśmy Jego, jeśli nie chcemy się dostosować do Jego świętej woli?”

„Wola Boża musi stać się jedyną rzeczą, której się szuka i której się pragnie, nigdy nie odstępując od niej bez żadnego powodu! Idź pod przewodnictwem Opatrzności Bożej, myśląc tylko o dniu dzisiejszym i pozostawiając Panu naszemu serce, które Mu dałeś, nie chcąc go nigdy za nic odebrać.”

Franciszek Salezy uczy, że podążanie za wolą Bożą jest najlepszą drogą do zostania świętym i ta droga jest otwarta dla wszystkich. Pisze on:
„Chcę ofiarować moje nauki tym, którzy żyją w miastach, w rodzinie, na dworze, i którzy z racji swojego statusu są zmuszeni przez względy społeczne do życia wśród innych. Pobożność musi być przeżywana w inny sposób przez arystokratę, rzemieślnika, sługę, księcia, wdowę, pannę, żonę; ale to nie wystarczy, wykonywanie pobożności musi być proporcjonalne do sił, zajęć i obowiązków danej osoby”.

To, co Franciszek Salezy nazywa pobożnością, papież Franciszek nazywa świętością i pisze słowa, które wydają się pochodzić prosto spod pióra Franciszka Salezego:
„Aby być świętymi, nie trzeba być biskupami, kapłanami, zakonnikami ani zakonnicami. Często mamy pokusę, aby sądzić, że świętość jest zarezerwowana tylko dla tych, którzy mają możliwość oddalenia się od zwykłych zajęć, aby poświęcać wiele czasu modlitwie. Ale tak nie jest. Wszyscy jesteśmy powołani, by być świętymi, żyjąc z miłością i dając swe świadectwo w codziennych zajęciach, tam, gdzie każdy się znajduje”.

W pewnym liście Franciszek pisze:
„Z miłości do Boga poddaj się całkowicie Jego woli i nie wierz, że możesz Mu służyć w inny sposób, bo nigdy nie służymy Mu lepiej, jak tylko wtedy, gdy służymy Mu tak, jak On tego chce”.

Oznacza to
„nie siać na polu bliźniego, choćby to było piękne, dopóki nasze pole własne nie zostanie w pełni zasiane. To rozproszenie serca, które prowadzi do posiadania serca w jednym miejscu, a obowiązków w innym, jest zawsze bardzo szkodliwe”.

Od czasu do czasu słyszę to pytanie:
„Jak rozpoznam, jaka jest wola Boża wobec mnie?”.

Znalazłem odpowiedź w życiu świętego.

Przez ponad sześć lat Joanna de Chantal czekała, aż mogła poświęcić całą siebie Panu i założyć z Franciszkiem to, co miało się stać Zakonem Nawiedzenia. Przez cały ten okres święty starał się zrozumieć, jaka jest wola Boża w tym względzie. Sam opowiada o tym w liście do Joanny:
„Ten wielki ruch ducha, który prowadził Cię z siłą i wielką pociechą; długa refleksja, którą narzuciłem sobie przed udzieleniem Ci mojej zgody; fakt, że ani Ty, ani ja nie ufaliśmy tylko sobie; to, że daliśmy czas pierwszym wzburzeniom Twojego sumienia, aby się uspokoiły; modlitwy, nie trwające dzień czy dwa, ale kilka miesięcy, które poprzedzały Twój wybór, są nieomylnymi znakami, które pozwalają nam bez cienia wątpliwości stwierdzić, że taka była wola Boga”.

Cenne jest świadectwo pokazujące roztropność Franciszka, który umie spokojnie czekać, nie wyrzekając się wszystkich środków, jakimi dysponuje, aby rozpoznać wolę Bożą dla niego i baronowej. Są to środki, które odnoszą się także do Ciebie dzisiaj: długo rozmyślaj przed Panem, szukaj rady u mądrych ludzi, nie podejmuj pochopnych decyzji, dużo się módl.
Tak motywuje Joannę:
„Jak długo Bóg chce, abyś pozostała na świecie z miłości do Niego, pozostań tam chętnie i z radością. Wielu odchodzi ze świata, nie opuszczając jednak siebie i szuka w ten sposób swoich upodobań, spokoju i zadowolenia. Odchodzimy ze świata, aby służyć Bogu, iść za Bogiem i kochać Boga. Ponieważ nie dążymy do niczego innego, jak tylko do Jego świętej służby, gdziekolwiek będziemy Mu służyć, zawsze będziemy zadowoleni”.

Gdy wola Boża zostanie zrozumiana wystarczająco jasno, wymagane jest posłuszeństwo, czyli wprowadzenie jej w życie, życie nią!
Do baronowej Chantal pisze te słowa wielkimi literami. Będą one programem całego jego życia i powiedziałbym, że koncentracją duchowości Franciszka:

TRZEBA CZYNIĆ WSZYSTKO Z MIŁOŚCI, NIC NA SIŁĘ; TRZEBA KOCHAĆ POSŁUSZEŃSTWO BARDZIEJ, NIŻ OBAWIAĆ SIĘ NIEPOSŁUSZEŃSTWA

Być posłusznym to wyznać miłość Bogu, który wzywa mnie do wypełniania Jego woli w konkretnych okolicznościach życia.

Posłuszeństwo jest formą miłości
Oto konsekwencje tego poddania się woli Bożej, które Franciszek przypomina wielu ludziom poprzez wspaniałe obrazy. Do pani Brûlart, matki rodziny, pisze:
„Wszystko, co robimy, otrzymuje swoją wartość z naszej zgodności z wolą Bożą. Musimy kochać to, co kocha Bóg. Wtedy kocha On nasze powołanie. Więc i my ją kochajmy i nie traćmy czasu na zastanawianie się nad tym, co u innych”.

Należy podkreślać wartość postępów i zachęcać do nich.  
„Powiedziała mi Pani te wspaniałe słowa: niech Bóg umieści mnie w sosie, jaki chce; nie dbam o to, bylebym mogła Mu służyć. Musimy kochać tę wolę Bożą i obowiązek, jaki ona w nas zakłada, choćby to było trzymanie świń lub wykonywanie najskromniejszych czynów przez całe życie, bo w jakimkolwiek sosie dobry Bóg nas umieści, nie wolno nam się tym przejmować. To jest cel doskonałości”.

A teraz kilka obrazów: obraz ogrodu.
„Nie siej swoich pragnień w cudzym ogrodzie, lecz dbaj tylko o to, by dobrze uprawiać swój własny. Nie pragnij nie być tym, kim jesteś, ale pragnij być w najlepszy sposób tym, kim jesteś. Jest to wielka tajemnica i najmniej zrozumiała tajemnica życia duchowego. Jaki jest sens budowania zamków w Hiszpanii, skoro musimy mieszkać we Francji? To jest moja stara lekcja i dobrze ją rozumiesz”.

Obraz łodzi.
„Wydaje nam się, że zmieniając łódź będziemy mieli lepszą sytuację. Tak, będzie nam lepiej, jeśli zmienimy siebie! Jestem gorącym przeciwnikiem tych wszystkich bezużytecznych, niebezpiecznych i złych pragnień. Bo chociaż to, czego pragniemy, jest dobre, to jednak nasze pragnienie jest złe, gdyż Bóg nie prosi nas o to dobro, lecz o inne, do którego chce, abyśmy się dostosowali.”

Obraz dziecka.
Trzeba powierzyć „nasze postanowienie Bożej Opatrzności, oddając się w Jej ramiona, jak małe dziecko, które, aby rosnąć, zjada codziennie to, co daje mu ojciec, pewne, że zawsze dostarczy mu pożywienia, proporcjonalnie do jego apetytu i potrzeb”.

Franciszek kładzie nacisk na jedną, fundamentalną rzecz:
„Jakie znaczenie dla duszy, prawdziwie zakochanej, ma to, czy niebiańskiemu Oblubieńcowi służy się w ten czy inny sposób? Ten, kto szuka jedynie zadowolenia swego Ukochanego, jest szczęśliwy z tym, co go uszczęśliwia!”.

Wzruszająca jest lektura tego fragmentu, napisanego po ciężkiej chorobie Joanny Chantal:
„Jesteś dla mnie cenniejsza niż ja sam; ale to nie przeszkadza mi w pełnym dostosowaniu się do woli Bożej. Zamierzamy służyć Bogu na tym świecie całym naszym byciem: jeśli uzna za lepsze, abyśmy byli jeden na tym świecie, a drugi na tamtym, czy też obaj na tamtym, niech się stanie Jego najświętsza wola”.

Na zakończenie jeszcze kilka myśli z jego listów:
„Chcemy służyć Bogu, ale kierując się naszą wolą, a nie Jego. Bóg oświadczył, że nie podoba Mu się żadna ofiara sprzeczna z posłuszeństwem. Bóg nakazuje mi służyć duszom, a ja chcę pozostać w kontemplacji: życie kontemplacyjne jest dobre, ale nie wtedy, gdy stoi w opozycji do posłuszeństwa. Nie możemy sami wybierać naszych obowiązków: musimy widzieć, czego chce Bóg; a jeśli Bóg chce, abym Mu służył czyniąc jedno, nie mogę chcieć służyć Mu czyniąc drugie”.

„Jeśli będziemy święci według własnej woli, tak napawdę nigdy nie będziemy świętymi: musimy być święci według woli Boga!”.

(ciąg dalszy z poprzedniego artykułu)







Vera Grita, mistyczka Eucharystii

            W setną rocznicę urodzin Sługi Bożej Very Grita, świeckiej Salezjanki Współpracowniczki (Rzym, 28 stycznia 1923 – Pietra Ligure, 22 grudnia 1969) przedstawiamy jej biografię i duchowy profil świadectwa jej życia.

Rzym, Modica, Savona
            Vera Grita urodziła się w Rzymie 28 stycznia 1923 roku, jako drugie dziecko Amleto, który był fotografem, i Marii Anny Zacco della Pirrera, pochodzenia arystokratycznego. W tej rodzinie, ściśle zjednoczonej i pełnej zaufania, była też jej starsza siostra Giuseppa (zwana Piną) oraz młodsze siostry Liliana i Santa Rosa (zwana Rosą). 14 grudnia tego samego roku Vera została ochrzczona w parafii San Gioacchino in Prati, również w Rzymie.

            Już w dzieciństwie Vera odznaczała się dobrym i łagodnym charakterem, który nie został zachwiany przez negatywne wydarzenia, jakie ją spotkały: w wieku jedenastu lat musiała opuścić rodzinę wraz z młodszą siostrą Lilianą i oderwać się od najbliższych, aby pojechać do ciotek po stronie ojca w Modica na Sycylii, które chciały pomóc rodzicom Very, dotkniętym trudnościami finansowymi z powodu kryzysu gospodarczego w latach 1929-1930. W tym okresie Vera okazuje czułość swojej młodszej siostrze, będąc blisko niej, gdy ta płacze wieczorami za swoją matką. Uwagę Very przyciąga duży obraz Najświętszego Serca Jezusa, wiszący w pokoju, w którym codziennie odmawia z ciotkami poranne modlitwy i Różaniec. Często milczy przed tym obrazem i często powtarza, że gdy dorośnie, chce zostać zakonnicą. W dniu swojej Pierwszej Komunii Świętej (24 maja 1934) nie chciała zdjąć białego habitu, bo obawiała się, że nie okaże Jezusowi wystarczająco dużo radości z posiadania Go w swoim sercu. W szkole osiąga dobre wyniki i jest towarzyska w stosunku do swoich kolegów.
            W 1940 roku, w wieku siedemnastu lat, wróciła do swojej rodziny. Rodzina przeniosła się do Savony, a w następnym roku Vera ukończyła liceum. Vera miała dwadzieścia lat, gdy musiała stawić czoła nowej i bolesnej rozłące z powodu przedwczesnej śmierci ojca Amleto (1943) i zrezygnowała z kontynuowania studiów uniwersyteckich, do których aspirowała, aby pomóc rodzinie finansowo.

W dniu Pierwszej Komunii Świętej

Dramat wojny
            Jednak to II wojna światowa z bombardowaniem Savony w 1944 roku wyrządzi Verze nieodwracalne szkody: zdeterminuje dalszy bieg jej życia. Vera zostaje potrącona i stratowana przez uciekający tłum, który szuka schronienia w tunelu.

Vera około 14-15 roku życia

Medycyna nazywa zespołem zmiażdżenia fizyczne konsekwencje, które występują po bombardowaniach, trzęsieniach ziemi, zawaleniach konstrukcji, w wyniku których kończyna lub całe ciało zostaje zmiażdżone. Dochodzi wtedy do uszkodzenia mięśni, które wpływa na całe ciało, a zwłaszcza na nerki. W wyniku zespołuzmiażdżenia Vera dozna urazów kręgosłupa lędźwiowego i pleców, które spowodują nieodwracalne szkody w jej zdrowiu w postaci gorączki, bólów głowy i zapalenia opłucnej. To dramatyczne wydarzenie zapoczątkowało „Drogę Krzyżową” Very, która będzie trwała 25 lat, podczas których długie pobyty w szpitalu przeplatała pracą. W wieku 32 lat zdiagnozowano u niej chorobę Addisona, która pochłonie ją, wyniszczając jej organizm: Vera będzie ważyć tylko 40 kg. W wieku 36 lat Vera poddała się całkowitej histerektomii (1959), która spowodowała przedwczesną menopauzę i pogłębiła astenię, na którą już wcześniej cierpiała z powodu choroby Addisona.
            Pomimo niepewnej kondycji fizycznej Vera podjęła i wygrała konkurs na nauczyciela szkoły podstawowej. Przez ostatnie dziesięć lat swojego ziemskiego życia poświęciła się nauczaniu w trudno dostępnych szkołach w głębi Ligurii (Rialto, Erli, Alpicella, Deserto di Varazze), wzbudzając szacunek i sympatię swoich kolegów, rodziców i uczniów.

Salezjanka Współpracowniczka
            W Savonie, w salezjańskiej parafii Maryi Wspomożycielki Wiernych, uczestniczyła we Mszy Świętej i była wierna Sakramentowi Pokuty. Od 1963 roku jej spowiednikiem był salezjanin ks. Giovanni Bocchi. Od 1967 roku stała się Salezjanką Współpracowniczką, a swoje powołanie zrealizowała w całkowitym darze z siebie Panu, który w niezwykły sposób oddał się jej w głębi serca, poprzez swój „Głos”, „Słowo”, aby przekazać jej Dzieło Żywych Tabernakulów. Przedłożyła wszystkie swoje pisma swojemu kierownikowi duchowemu, salezjaninowi ks. Gabriello Zucconi, i w ciszy swojego serca strzegła tajemnicy tego wezwania, prowadzona przez Boskiego Mistrza i Dziewicę Maryję, która miała jej towarzyszyć na drodze życia ukrytego, wyrzeczenia i ogołocenia.

            Pod wpływem łaski Bożej i przyjmując pośrednictwo swoich duchowych przewodników, Vera Grita odpowiedziała na Boży dar, dając w swoim życiu, naznaczonym zmęczeniem chorobą, świadectwo spotkania ze Zmartwychwstałym, poświęcając się z heroiczną hojnością nauczaniu i wychowaniu swoich uczniów, przyczyniając się do zaspokajania potrzeb swojej rodziny i dając świadectwo życia w ewangelicznym ubóstwie. Skupiona i niezachwiana w Bogu, którego kocha i wspiera, z wielką wewnętrzną stanowczością staje się zdolna do znoszenia prób i cierpień życiowych. Na podstawie tej stałości wewnętrznej daje świadectwo chrześcijańskiego życia, na które składa się cierpliwość i stałość w dobru.
            Zmarła 22 grudnia 1969 roku w Pietra Ligure, w szpitalu Santa Corona, w małym pokoju, gdzie spędziła ostatnie sześć miesięcy swojego życia w apogeum cierpień przyjętych i przeżytych w zjednoczeniu z Jezusem Ukrzyżowanym. Dusza Very – napisał ks. Giuseppe Borra, salezjanin, jej pierwszy biograf – swoimi orędziami i listami wchodzi w szeregi tych charyzmatycznych dusz, które są powołane do wzbogacania Kościoła płomieniami miłości do Boga i Jezusa w Eucharystii dla rozszerzania Królestwa. Jest jednym z tych ziaren pszenicy, którym Niebo pozwoliło upaść na ziemię, aby wydały owoce w swoim czasie, w ciszy i ukryciu.

Podczas pielgrzymki do Lourdes

Vera od Jezusa
            Vera Grita żyła w krótkim okresie 46 lat, naznaczonym dramatycznymi wydarzeniami historycznymi, takimi jak wielki kryzys ekonomiczny lat 1929-1930 i II wojna światowa, a zakończyło się na progu innego ważnego wydarzenia historycznego: protestów 1968 roku, które miały głębokie konsekwencje na poziomie kulturowym, społecznym, politycznym, religijnym i kościelnym.

Z kilkoma członkami rodziny

Życie Very zaczyna się, rozwija i kończy w samym środku tych historycznych wydarzeń, których dramatyczne skutki odczuwa ona na poziomie rodzinnym, emocjonalnym i fizycznym. Jednocześnie jej historia pokazuje, jak przechodziła przez te wydarzenia, stawiając im czoła z siłą wiary w Jezusa Chrystusa, dając w ten sposób świadectwo heroicznej wierności ukrzyżowanej i zmartwychwstałej Miłości. Wierności, za którą na końcu jej ziemskiego życia Pan odpłaci jej nadając nowe imię: Vera od Jezusa. „Dałem ci moje święte imię i odtąd będziesz nazywana i będziesz ‘Vera od Jezusa'” (Orędzie z 3 grudnia 1968).
            Zmagając się z różnymi chorobami, które z czasem doprowadzą do całościowego i nieodwracalnego wyniszczenia fizycznego, Vera żyje w świecie, nie będąc ze świata, zachowując wewnętrzną stałość i równowagę dzięki zjednoczeniu z Jezusem w przyjmowanej codziennie Eucharystii oraz dzięki świadomości eucharystycznej Obecności w swojej duszy. Dlatego to właśnie Msza Święta jest centrum codziennego i duchowego życia Very, gdzie jako mała „kropla wody” łączy się z winem, aby być nierozerwalnie złączoną z nieskończoną Miłością, która nieustannie daje siebie, zbawia i podtrzymuje świat.
            Na kilka miesięcy przed śmiercią Vera napisała do swojego ojca duchowego, ks. Gabriello Zucconi: „Choroby, które noszę w sobie przez ponad dwadzieścia lat, które mnie wyniszczają, zżerająca mnie gorączka i ból we wszystkich kościach, ja żyję we Mszy Świętej„. I znowu: „Pozostaje mi płomień Mszy Świętej, boska iskra, która mnie ożywia, daje mi życie, bo potem jest praca, dzieci, rodzina, niemożność znalezienia cichego miejsca, gdzie mogłabym się odizolować, żeby się modlić, jest też fizyczne zmęczenie po szkole”.

Dzieło Żywych Tabernakulów
            Podczas długich lat cierpienia, świadoma swojej słabości i ludzkich ograniczeń, Vera nauczyła się powierzać siebie Bogu i całkowicie poddawać się Jego woli. Zachowała tę uległość nawet wtedy, gdy Pan przekazał jej Dzieło Żywych Tabernakulów, w ostatnich 2 latach i 4 miesiącach jej ziemskiego życia. Jej miłość do woli Bożej doprowadziła Verę do całkowitego daru z siebie: najpierw w postaci ślubów prywatnych i ślubu „małej ofiary” za kapłanów (2 lutego 1965); później w postaci ofiarowania swojego życia (5 listopada 1968), potem dając początek i rozwój Dzieła Żywych Tabernakulów, zawsze w pełnym posłuszeństwie swojemu kierownikowi duchowemu.
            19 września 1967 roku rozpoczęła doświadczenie mistyczne, które zaprosiło ją do pełnego przeżywania radości i godności bycia dzieckiem Bożym, w komunii z Trójcą Świętą i w eucharystycznej intymności z Jezusem przyjmowanym w Komunii Świętej i obecnym w Tabernakulum. „Wino i woda to my: Ja i ty, ty i Ja. Jesteśmy jednym: Ja ciebie rzeźbię, Ja ciebie rzeźbię, Ja ciebie rzeźbię, abym zbudował sobie świątynię: pozwól mi pracować, nie stawiaj przeszkód na mojej drodze […] wolą mojego Ojca jest, abym Ja trwał w tobie, a ty we Mnie. Razem przyniesiemy wielki owoc”. Na Dzieło Żywych Tabernakulów składa się 186 przesłań, które Vera, zmagając się z lękiem przed byciem ofiarą oszustwa, napisała w posłuszeństwie wobec ks. Zucconi.
            Orędzie „Weź mnie ze sobą” wyraża w prosty sposób zaproszenie Jezusa skierowane do Very. „Gdzie zabierz Mnie ze sobą? Tam, gdzie żyjesz”: Vera jest wychowywana i przygotowywana przez Jezusa do życia w jedności z Nim. Jezus chce wejść w życie Very, jej rodziny, szkoły, w której uczy. Zaproszenie skierowane jest do wszystkich chrześcijan. Jezus chce wyjść z kamiennego Kościoła i chce żyć w naszych sercach z Eucharystią, z łaską eucharystycznego trwania w naszych duszach. Chce iść z nami tam, gdzie idziemy, żyć naszym życiem rodzinnym i chce dotrzeć do tych, którzy żyją daleko od Niego, żyjąc w nas.

Na ścieżce charyzmatu salezjańskiego
            W Dziele Żywych Tabernakulów są wyraźne odniesienia do księdza Bosko i jego „da mihi animas cetera tolle” – żyć w zjednoczeniu z Bogiem i ufać Maryi Wspomożycielce, dawać Boga poprzez niestrudzony apostolat, który współdziała w zbawieniu ludzkości. Dzieło, z woli Boga, jest powierzone w pierwszej kolejności synom księdza Bosko, aby je realizowali i rozpowszechniali w parafiach, instytutach zakonnych i w Kościele: „Wybrałem salezjanów, ponieważ żyją z młodzieżą, ale ich życie apostolskie musi być bardziej intensywne, bardziej aktywne, bardziej serdeczne”.

            Proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Very Grita został zainicjowany 22 grudnia 2019 roku, w 50. rocznicę jej śmierci, w Savonie, poprzez wręczenie Supplex libellus [formalnej prośby] biskupowi diecezjalnemu Calogero Marino przez postulatora ks. Pierluigi Cameroni. Podmiotem odpowiedzialnym za sprawę jest Zgromadzenie Salezjańskie. Dochodzenie diecezjalne trwało od 10 kwietnia do 15 maja 2022 roku w kurii w Savonie. Dykasteria do Spraw Świętych nadała ważność prawną temu dochodzeniu 16 grudnia 2022 roku.
            Jak napisał Przełożony Generalny w tegorocznej Wiązance: „Vera Grita była całkowicie ukierunkowana na Eucharystię, co staje się bardzo wyraźne zwłaszcza w ostatnich latach jej życia. Nie myślała w kategoriach programów, inicjatyw apostolskich, projektów: przyjęła fundamentalny „projekt”, jakim jest sam Jezus, do tego stopnia, że uczyniła go swoim własnym życiem. Współczesny świat bardzo potrzebuje Eucharystii.
Droga jej życia, przeżywana w mozolnej pracowitości, oferuje także nową świecką perspektywę świętości, stając się przykładem nawrócenia, przyjęcia i uświęcenia dla „ubogich”, „słabych”, „chorych”, którzy mogą się w niej odnaleźć i znaleźć nową nadzieję.
Jako Salezjanka Współpracownica Vera Grita żyje i pracuje, uczy i spotyka się z ludźmi, czyniąc to z wyraźną wrażliwością salezjańską: poprzez serdeczną dobroć jej dyskretnej, ale skutecznej obecności; zdolność do bycia kochaną przez dzieci i rodziny; pedagogikę dobroci, którą wdraża ze swoim nieustannym uśmiechem, wspaniałomyślną gotowością do pomocy, z jaką, nie zważając na trudności, otacza zwłaszcza ostatnich, małych, dalekich, zapomnianych, a także – wspaniałomyślne ukochanie Boga i Jego chwały na drodze krzyżowej, pozwalając sobie zabrać wszystko w jej sytuacji osoby chore”.

W ogrodzie Santa Corona w 1966 r.




Wielkanoc 2023

Chrystus ZMARTWYCHWSTAŁ!

„Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego” (1P. 1,3-4)

Święta Wielkanocne dla wszystkich naszych czytelników!